Całe życie ze śpiewem na ustach
KRZANOWICE. 24 stycznia Maria i Eryk Wolnikowie gościli w swoim domu burmistrza Krzanowic Manfreda Abrahamczyka oraz Gabrielę Augustyn, kierownik miejscowego Urzędu Stanu Cywilnego.
Urzędnicy odwiedzili małżeństwo z życzeniami i prezentem z okazji 60-lecia pożycia małżeńskiego.
Wspólne losy jubilatów od początku ich znajomości wiążą się z chórem Cecylia. Młody Eryk był członkiem chóru, którym dyrygował niegdyś Karol Jureczka. Akurat trwał nabór nowych śpiewaków. Młodzieniec przechodził obok domu Marii, której zaproponował dołączenie do grupy. Namowy Eryka okazały się skuteczne. Odtąd razem chodzili ćwiczyć śpiew do sali prób (tzw. kurnika) przy ówczesnej plebanii. – Jako że dziewczęta śpiewały osobno, od czasu do czasu czekałem na Marię aż skończy. Tak razem wracaliśmy do domu, aż w końcu wzięliśmy ślub – wspomina Eryk Wolnik. Jak się później okazało, chór związał ich ze sobą na całe życie.
Maria swoją karierę zawodową rozpoczęła w ZEW-ie. Po trzech latach znalazła pracę w krzanowickim urzędzie, gdzie do emerytury pracowała w Urzędu Stanu Cywilnego. Jej mąż przez 42 lata był zatrudniony w Rafamecie jako modelarz. Urodziła im się dwójka dzieci (syn i córka), mają czworo wnucząt i dwoje prawnuków.
Małżeństwo podkreśla, że obchody ich diamentowych godów są możliwe dzięki wzajemnemu wsparciu, porozumieniu i... śpiewie w chórze. Również z chórem wiążą najwięcej wspomnień. – Kiedyś mieliśmy mieć wspólny wyjazd. Było lato i teściu ostrzegł nas, że dopóki łąka nie jest skoszona nigdzie nie pojedziemy – wspomina pan Eryk. Para się tym bardzo zasmuciła, do występu został jeden dzień, a nieskoszona łąka miała ponad 30 arów. – Drugiego dnia wstaliśmy wcześnie rano, tak żeby nikt nic nie słyszał. Poszliśmy kosić. Kiedy wróciliśmy zmęczeni po całym dniu pracy, wszyscy byli ciekawi gdzie byliśmy – dodaje pani Maria. Młodzi małżonkowie wykonali zadanie i mogli spokojnie jechać na koncert. – Trudno nam zrozumieć, że ktoś z błahego powodu rezygnuje z występu czy próby – mówią zgodnie.
Chór Cecylia w 1956 r. zdobył pierwsze miejsce i nagrodę ministra spraw wewnętrznych podczas eliminacji w Warszawie. Jako że w stolicy nie lubili wówczas Ślązaków, członków chóru spotkało wtedy wiele niemiłych przygód. Sam wyjazd i występ był jednak wart poświęcenia, bo poza podium, śpiewacy w nagrodę przywieźli krzanowickim strażakom nowy wóz bojowy.
Dziś małżeństwo nadal uczestniczy w chórze. Kilka lat temu pan Eryk otrzymał nawet statuetkę za 60 lat pracy dla grupy, którą przez pewien czas kierował. Oboje mają też inne pasje. Pani Maria wyczekuje wiosny, kiedy wyrusza do swojego ogródka, gdzie nadal uprawia warzywa. Pan Eryk dogląda swoich uli i pszczół. Martwi się żeby owady przetrwały kolejny sezon oprysków na polach. Oboje są bardzo aktywni. Gdy spadnie więcej śniegu nie czekają na pomoc tylko sami chcą odśnieżyć chodnik przed domem.
Kilka dni po wizycie urzędników, jubilaci bawili się na swoim drugim weselu.
(woj)