Zacząć od głazu, skończyć dopłatami
Debaty NaM-u gromadzą niezadowolonych, płodnych w pomysły.
RSS Nasze Miasto realizuje projekt „Ożywiamy Racibórz” finansowany przez fundację Batorego. Pierwsze debaty na temat rewitalizacji odbyły się 11 i 12 stycznia.
– Jak ożywić Długą? Na początek wyrzucić trzeba wielki kamień do Obory. Zabierzmy z placu Wolności ten nazistowski głaz i postawmy profesjonalną fontannę. Ona przyciągnie ludzi – uważa Zbigniew Wieczorek, który zabrał głos w debacie nad przyszłością ul. Długiej. Była to pierwsza z cyklu poświęconego przyszłości kluczowych miejsc miasta. Do biblioteki na Kasprowicza przyszło ponad 30 osób. Władze reprezentowało dwóch radnych miejskich Robert Myśliwy (niezależny) i Jan Wiecha (PO). Po otwarciu dokonanym przez Piotra Dominiaka i Leszka Szczasnego oraz prezentacji urzędnika Tomasza Pawliczka otwarto dyskusję z udziałem m.in. przedsiębiorców prowadzących działalność na Długiej.
Handlowcom zależy na przyciągnięciu ludzi na opustoszałą ulicę. Przymierzają się nawet do pomysłu organizacji kursów autobusowych do Opawy by Czesi w weekend za darmo przyjeżdżali na zakupy do ich sklepów.
Z pomocą przyszedł im Zbigniew Wieczorek, pracownik naukowy PWSZ. Radzi by policzyć ile osób dziennie przemierza deptak i kim są ci przechodnie. – Według mnie to studenci, uczniowie czyli ogólnie młodzi ludzi. Warto zaadaptować część ulicy pod akustyczne koncerty dla nich, takie z gitarą bez kabli. Są one mniej uciążliwe niż imprezy w lokalach otwartych do późnych godzin nocnych – zaproponował. Widziałby wówczas na tej ulicy nawet toaletę publiczną z małą biblioteczką i dostępem do internetu.
Ożywioną dyskusję wywołał pomysł Wieczorka by „wywalić kamień nazistowski” z placu Wolności do Obory, a w jego miejsce ustawić eksluzywną fontannę, która przyciągnie ludzi na ten skwer jako miejsce odpoczynku. – Miasto w swej historii nieustannie się zmieniało, korzystajmy z tych wzorców – podkreślał raciborzanin. Na koniec naukowiec wyjawił, że marzą mu się w rejonie Długiej małe uliczki stylizowane na „Racibórz przedwojenny” albo miasto z okresu PRL czy „odjechaną wizję nowoczesności”.
Odyseusz Olbiński zaproponował by modernizację Długiej zacząć od wyrównania jej poziomów. – Stara zabudowa jest niefunkcjonalna, to dziwactwo komunistyczne. Trzeba tę starą piękną ulicę zrobić na jej dawny wzór. Zmiana musi być dokonana jedną grubą krechą – zachęcał.
Radny miejski Robert Myśliwy zwracał uwagę, że dyskusja toczy się w oderwaniu od lokalnych realiów. – Gdybym miał do wyboru wydać 10 mln zł na stworzenie warunków do powstania nowych miejsc pracy i rewitalizację Długiej to postawiłbym na rozwój strefy ekonomicznej, która da nowe miejsca pracy – nie krył samorządowiec.
Rynek łaknie ludzi
Debatę o rynku, która odbyła się dzień później poprzedziła akcja w terenie. Ludzie ankietowani przez NaM-owców wskazywali rynek jako miejsce jarmarkowe i targowe, ożywiane bukietami kwiatów w okresie poprzedzającym Wszystkich Świętych. Zapytani w sondzie narzekali na „zarżnięte” przez władze targowisko, które stało się martwym miejscem. Wyrzucano im brak pomysłu na rozruszanie handlu i kierowano po naukę do Pietrowic Wielkich, które dzięki końskim targom zyskały kolejny atut by je odwiedzać (po ekowystawie i procesji wielkanocnej). Wśród odpowiedzi były narzekania na wygląd rynku. – Ludzi razi płot z reklamami przy kościele św. Jakuba, wręcz wywołuje w nich wściekłość. Chyba tylko jakaś zbiorowa petycja i akcja protestacyjna może tu pomóc – opowiadał Leszek Szczasny. Podał pierwsze przykłady prób ożywienia rynku – organizację regularnych zajęć dla studentów np. w bibliotece nad apteką oraz wyłączenie z ruchu samochodowego ulic Mickiewicza i Nowej, które stałyby się deptakami.
Okazji jest za mało
– Czego brakuje na rynku? – zadali uczestnikom pytanie Piotr Masłowski i Paweł Jaworski prowadzący debatę w bibliotece. Przyszło18 osób (m.in. Dawid Budek zarządca nieruchomości i radny Wiecha). – Ludzi! – wypalił Piotr Ćwik, były radny miejski, członek NaM-u. – Gdyby ich było tam tyle samo co kostki brukowej nie musielibyśmy się tutaj spotykać – dodał. Jego zdaniem na rynku nic się nie dzieje w ciągu roku poza paroma okazjami. – Tam nie ma po co iść, potrzebna jest jakaś oferta, bo na rynku zawsze musi się coś dziać – zaznaczył.
Podał pomysł by Miasto nawet dopłacało przedsiębiorcom, którzy zajmą się uatrakcyjnieniem oferty rynku. – Urząd odzyska te nakłady innymi kanałami fiskalnymi – zapewniał Ćwik, podkreślając swą 40-letnią świadomość urodzonego raciborzanina. – Teraz nie ma oferty choćby takiej jak kiedyś Konradek, który kręcił watę – żałował. Zdaniem byłego samorządowca potrzeba więcej imprez takich jak kiermasze, jarmarki, a z sali dorzucono do tego np. organizację pochodu św. Marcelego, patrona miasta i bieg uliczny po starówce.
Z opinią Ćwika polemizowała Małgorzata Szczygielska, dyrektor goszcząca debatę NaM-u w bibliotece. – Latem rynek żyje, ogródki piwne są pełne – zauważyła i poparli ją inni uczestnicy. – A co przyciąga tam ludzi poza piwem? Zorganizujmy tam kiermasze tematyczne jak festiwal grzańca albo swojskiej kiełbasy, może coś dla Czechów wtedy latem jeszcze bardziej ożywimy rynek – nie poddawał się pan Piotr.
Handlują gdzie indziej
Emeryt Adam Hrebeniak przyznał, że centrum Raciborza przeniosło się na ulicę Opawską, bo dom towarowy Bolko nie stanowi już konkurencji dla galerii i marketów. Podstawowej szansy na ożywienie śródmieścia upatruje w rezygnacji ze strefy płatnego parkowania. Raciborzanin ze ścisłego centrum przyznał, że dostrzega jak miastu ubywa ludności, ale to żadna nowość. – Wracamy do normalności, bo wyrównuje się efekt napływu mieszkańców jaki miał miejsce w latach 70-tych gdy Racibórz był sypialnią dla okolicznego przemysłu – zauważył.
Zebrani zgodzili się, że rynek wymiera od momentu śmierci targowiska, którą spowodowała modernizacja obiektu. – Zaczęło się za kadencji prezydenta Osuchowskiego. Wzrastała konkurencja marketów, a wprowadzono ograniczenie handlujących. Wcześniej przyjeżdżali tu z całego regionu, targowisko miało niezależny charakter, stoiska znajdowały się na ulicy Batorego. Byli rolnicy, wytwórcy, było w czym wybierać. Targ polega na wolności i na radosnym zgiełku i tego dziś tam brakuje – podkreślała Teresa Ziewiec.
Bez bólu nie da rady
Doświadczona w działalności na rzecz kupców z centrum Teresa Ziewiec nadmieniła, że przy próbie ożywiania Raciborza potrzebna jest jakaś myśl przewodnia, priorytet dla takich zamiarów. – Stanowcze działanie wymaga charakteru, od niego najwięcej zależy. Jeśli chce się uporządkować tę sferę, to bez bólu się nie obejdzie – stwierdziła wskazując rolę władz.
Próby podejmowane przez mieszkańców i przedsiębiorców kwitowano gorzkimi komentarzami, że wszelkie innowacje są hamowane i ludziom przestaje się chcieć gdy trafiają na kłody pod nogi. – Inicjatywy się blokuje, a wartościowi ludzie się marnują i wyjeżdżają – mówiono.
Zgromadzeni w bibliotecznym holu martwili się, że nie ma w ich gronie przedstawicieli urzędu. – Kto będzie realizatorem powziętych tu zamiarów? – padło pytanie. Próbowali nań odpowiedzieć moderatorzy. – Gdy realizowaliśmy projekt w Rybniku, poruszano tę samą kwestię. A co wy z małego stowarzyszenia możecie zrobić? Zadziałał efekt kuli śnieżnej. O naszych pomysłach zaczęto dyskutować, media je nagłaśniały i w efekcie deptak na ulicy Powstańców w Rybniku będzie modernizowany kosztem 10 mln zł – podkreślał Piotr Masłowski.
Mariusz Weidner