Przerwany sen o Europie
Ikony raciborskiego sportu: Temigiusz Trawiński.
Gdy w 2000 roku Remigiusz Trawiński współtworzył RTP Unia Racibórz nie marzył nawet o tym, aby w przyszłości drużyna ta sięgnęła po najważniejsze krajowe trofeum – mistrzostwo Polski w piłce nożnej kobiet. Jego zespół, po kilku latach gry w najwyższej klasie rozgrywkowej, zrobił to aż czterokrotnie, a za sprawą awansu Unitek do Ligi Mistrzyń, Racibórz znalazł miejsce na futbolowej mapie Europy.
Kiedyś był piłkarzem. Biegał po warszawskich murawach. Później został trenerem męskiej, po czym kobiecej drużyny Unii Racibórz, aby wreszcie połączyć tę funkcję ze stanowiskiem prezesa tego klubu. Przez ten cały czas równolegle – zawodowo – prowadził własną firmę brukarską, która odnosi ogromne sukcesy. Biznes w życiu Remigiusza Trawińskiego pełnił zawsze kluczową rolę, piłka nigdy nie była sposobem na utrzymanie się. – Wszystkie rzeczy związane z futbolem robiłem hobbystycznie. Tak po prostu, żeby rozwijać swoje zainteresowania, a nie aby na tym zarabiać – podkreśla Trawiński.
Trudne chwile Unitów
Na świat przyszedł w 1958 roku w Warszawie. W młodości uprawiał różne sporty, począwszy od piłki ręcznej i siatkówki na pływaniu kończąc. Były to jednak tylko amatorskie epizody, te profesjonalne dotyczyły zawsze jego ukochanej piłki nożnej. Dlaczego akurat tej dyscypliny? – A któż w latach 70 nie grywał w piłkę? Całe dnie młodzież spędzała na boisku, a ja nie byłem nigdy wyjątkiem – przyznaje Trawiński. – Przez kilka sezonów związany byłem z KS Ożarowianką Ożarów Mazowiecki. Krótko występowałem także w Gwardii Warszawa, ale moja przygoda z grą w piłkę nożną zakończyła się bardzo szybko – przyznaje. Przerwanie przez niego kariery piłkarskiej związane było z przeprowadzką do Opola. Tam – dwudziestotrzyletni wówczas Remigiusz – mieszkał zaledwie dwa lata. Ale w tak krótkim czasie zdążył już ukończyć kurs instruktorski i uzyskać licencję trenerską, po czym rozpocząć pracę z trampkarzami lokalnego zespołu – LKS Dębska Kuźnia. Od tamtej pory aż do dnia dzisiejszego, szkoleniowiec bez przerwy prowadzi jakiś zespół. Zaraz po przyjeździe do Raciborza przejął seniorów LZS Markowice, z którego na siedem lat trafił do grających w B klasie Grzegorzowic – Pomogłem im awansować do A klasy, w której bardzo dobrze poczynali sobie przez kolejne trzy sezony. Co prawda nie pamiętam z tamtego okresu wiele, ale w pamięci utkwiło mi decydujące, właśnie o tym awansie, spotkanie z Ocicami, które w pięknym stylu wygraliśmy 8:0 – mówi pogrążony we wspomnieniach szkoleniowiec, na którego po odejściu z LKS Grzegorzowice, czekało kolejne wyzwanie – praca w Unii Racibórz. Jak sam przyznaje, obejmował klub w trudnym okresie. – To był koniec lat 90., a Unia rozbijała się na kilka sekcji. Zapaśnicy poszli w końcu w swoją stronę, ciężarowcy w swoją, a na mnie spoczął ciężar utrzymania piłkarskiej drużyny. Zostałem trenerem zespołu kilka meczów przed końcem sezonu, w którym, jak się później okazało, Unia spadła z IV ligi. W kolejnym sezonie utrzymaliśmy się w klasie okręgowej, a ja po jego zakończeniu, przekazałem swoje stanowisko trenerowi Golli i zająłem się – jako prezes – wyłącznie sprawami organizacyjnymi klubu – mówi pan Remigiusz i tłumaczy: W tamtym czasie, Unia wystawiała do rozgrywek aż trzynaście zespołów, w tym jedenaście młodzieżowych. Później powstała jeszcze sekcja dziewcząt i trzeba było zrobić wszystko, aby klub spisywał się jak najlepiej. Niestety, ludzie są dziwni i potrafią zepsuć nawet świetnie funkcjonujący mechanizm, a nawet uciąć gałąź, na której sami siedzą.
Na podbój Europy
Trawiński będąc prezesem Unii Racibórz zdecydował się na podjęcie prób utworzenia nowej sekcji, a jak się miało później okazać, odrębnego towarzystwa piłkarskiego – RTP Unia Racibórz. – Gdy zaczynaliśmy przygodę z kobiecą piłką traktowaliśmy to wszystko jako zabawę. Nie myśleliśmy o żadnych sukcesach, ważne było to, że dziewczyny mogły trenować dla siebie. Skąd pomysł na utworzenie takiego zespołu? Wyszedł od moich córek, które interesowały się futbolem, a nie miały możliwości rozwijania tej pasji. Namówiły koleżanki ze szkoły na wspólne treningi, i później – gdy klub już funkcjonował – dołączyły do nas dziewczyny z likwidowanego w tamtym czasie RKP Rybnika. Na treningi przychodziło wtedy 40 – 50 zawodniczek – wspomina Remigiusz Trawiński. Raciborska drużyna początkowo próbowała swoich sił zmagając się z regionalnymi zespołami. – W Kietrzu istniał klub Tęcza Kozłówki, z którym rozegraliśmy pierwsze spotkanie w naszej historii i przegraliśmy je 0:18 – śmieje się trener. W 2002 roku władze klubu postanowiły wprowadzić go do utworzonej dopiero II ligi kobiet. Przez trzy kolejne lata zespół Trawińskiego nabierał doświadczenia, ale nie odnosił spektakularnych sukcesów. Aż do 2005 roku, gdy RTP Unia awansowała do wyższej ligi rozgrywkowej. – Gdy układało nam się w pierwszej lidze, zaczęliśmy snuć plany o awansie do ekstraklasy. Po jednym sezonie, dokonaliśmy tego i to w dodatku w pięknym stylu – wygrywając wszystkie mecze i strzelając 116 goli, przy czym tracąc tylko cztery – przytacza statystyki pan Remigiusz. – W pierwszym sezonie w ekstraklasie wywalczyliśmy wysokie, trzecie miejsce i chyba to był jeden z pierwszych momentów, w którym uwierzyliśmy w to, że mamy szansę powalczyć o najwyższe cele. Czuliśmy także, że jesteśmy ewenementem w skali kraju, ponieważ gra zespołu z tak niewielkiego miasta jak Racibórz w najwyższej polskiej lidze była ogromną nobilitacją – dodaje. Od awansu Unii do ekstraklasy kobiet minęło już sześć lat. W tym czasie Unitki trzykrotnie sięgnęły po Puchar Polski, cztery razy stawały na najwyższym stopniu podium w halowych mistrzostwach Polski, a także czterokrotnie wywalczyły mistrzostwo Polski, które dawało możliwość gry w europejskich pucharach. – Wie pan, gdy powstaje nowy klub nie myśli się o sukcesach, ale z roku na rok zespół gra coraz lepiej, a człowiek stawia sobie coraz śmielsze cele, w tym grę w Lidze Mistrzyń. Rywalizacja z najlepszymi piłkarskimi zespołami Europy była naszym cichym marzeniem. Z myślą o grze, na najwyższym poziomie zaczęliśmy budować silny zespół. Sprowadziliśmy wówczas między innymi Annę Żelazko i Patrycję Pożerską – przypomina trener Trawiński, którego zespół w czterech edycjach Ligi Mistrzyń mierzył się między innymi z takimi zespołami jak niemiecki VfL Wolfsburg, austriacki SV Neulengbach czy duński Brondby IF. – Spotkanie – szczególnie rewanżowe – z tym ostatnim zespołem było najtrudniejsze. W pierwszych dziesięciu minutach strzeliliśmy bramkę, która dawała nam awans do dalszej rundy. Niestety, nie wykorzystaliśmy szansy na strzelenie kolejnych goli i z awansu cieszył się nasz rywal. Plusem spotkania w Kopenhadze było to, że zagraliśmy przy sztucznym świetle, na pięknym stadionie i dzięki temu po raz pierwszy poczuliśmy aurę europejskich pucharów. Nie każdemu będzie to dane – uśmiecha się szkoleniowiec.
Firma przede wszystkim
Od dobrych kilkunastu lat, pan Remigiusz pełni wiele nakładających się na siebie funkcji. Z czasem piastowanie funkcji prezesa Unia oraz bycie jej trenerem, a także właścicielem firmy, będącej głównym sponsorem klubu, zaczęło być jednak męczące. – Trudno to wszystko pogodzić i szczerze mówiąc, bardzo chętnie przekazałbym prezesurę w klubie komuś innemu, a sam zajął się trenowaniem drużyny. Niestety, nie jest to dochodowa piłka nożna mężczyzn, a co za tym idzie chętnych na objęcie rządów brakuje. W ogóle z tym kobiecym futbolem w Polsce mamy jakiś problem, ponieważ PZPN kompletnie nie interesuje się piłkarkami. A szkoda, bo futbol w wykonaniu kobiet, jest najszybciej rozwijającą się dyscypliną sportową świata – tłumaczy Trawiński. Jego firma od 1989 roku jest sponsorem – najpierw męskiego, a później kobiecego zespołu – Unii Racibórz. Samo przedsiębiorstwo „Bruki Trawiński” istnieje od dwudziestu pięciu lat. – Z zawodu jestem technikiem budowy dróg i mostów, dlatego otworzyłem firmę specjalizującą się w branży brukarskiej. Mam 37-letni staż pracy, ponieważ wcześniej pracowałem w jednej z najlepszych w tamtych latach firm zajmujących się tą dziedziną – Miejskim Przedsiębiorstwie Robót Drogowych w Warszawie. Miałem więc możliwość nauki od najlepszych – zdradza trener i dodaje: Firma zawsze była dla mnie priorytetem i sposobem na utrzymanie się. Chciałbym aby funkcjonowała jak najlepiej i w przyszłości na pewno, chcąc już sobie odpocząć, przekażę jej stery młodszym pracownikom, którzy są ze mną od wielu lat i swietnie sobie tutaj radzą.
Unia na krawędzi
Drużyna trenera Trawińskiego osiągnęła dotychczas więcej dla raciborskiego futbolu niż niejeden męski klub piłki nożnej w ciągu kilku ostatnich dekad. Nie chodzi tutaj wyłącznie o sukcesy czysto sportowe, ale także korzystną promocję naszego miasta w kraju jak i w Europie. Ubiegłoroczne spotkanie Unitek z VfL Wolfsburg w Lidze Mistrzyń zgromadziło na trybunach stadionu przy ulicy Zamkowej ponad 4500 kibiców, a nieporównywalnie więcej widzów obejrzało transmisję tego meczu w telewizji Eurosport. Wszystko dla pana Remigiusza i jego drużyny układało się pomyślnie. – Aż do początku tego roku, gdy dowiedzieliśmy się, że nie otrzymamy wsparcia od kluczowego w ostatnich latach sponsora, Rafako S.A. Los klubu stanął więc pod znakiem zapytania. Pewne jest to, że nigdy już nie uda nam się dogonić Europy, której byliśmy przecież tak blisko. Wielkim sukcesem będzie dla nas możliwość dokończenia tego sezonu, w którym mamy okazję powalczyć o – zapewne ostatnie, piąte już – mistrzostwo Polski. Wszystko zależy od tego, czy nasze zawodniczki zgodzą się na postawione przez nas w tej trudnej sytuacji warunki. Jeżeli nie będziemy w stanie dograć rundy wiosennej, to niestety klub przestanie istnieć, natomiast jeżeli sięgniemy po mistrzostwo, przykrą lecz nieuniknioną sytuacją będzie dla nas wycofanie się z rozgrywek europejskich pucharów – przyznaje ze smutkiem Trawiński i tłumaczy: Jeżeli dziś miałbym zamknąć ten piękny rozdział mojego życia, to niczego bym nie żałował. Jestem spełnionym trenerem – co mogłem zrobić, to zrobiłem. Cieszę się, że zespół osiągnął tak wiele, mimo tego, że pochodzi z takiego małego ośrodka jak Racibórz. Szkoleniowiec zdradza, że po ewentualnej likwidacji klubu, nie planuje pozostania w trenerskim zawodzie. – Nigdy nie marzyło mi się prowadzenie zespołu za pieniądze. RTP Unia Racibórz od początku do końca jest moim „dzieckiem” i gdy umrze śmiercią naturalną, nie zwiążę się już nigdy z żadnym klubem. Kiedyś marzyłem natomiast o tym, aby na stare lata – gdy już będę mięć ten przysłowiowy „święty spokój” – mieć możliwość pomocy, albo nawet poprowadzenia, zupełnie hobbystycznie jakiegoś zespołu oraz brania udziału z nim w meczach, w różnych miejscach Europy – uśmiecha się Remigiusz Trawiński, który nie kryje, że wspomniane marzenie, związane jest poniekąd z jego pozasportową pasją. – Uwielbiam podróże, ale niestety nie mam teraz na nie czasu. Gdy już zrzucę z siebie zawodowe i sportowe obowiązki, chciałbym nawet kilka razy w roku, mieć możliwość zwiedzania najdalszych zakątków globu. Jeszcze jedną pasją, na którą brakuje mi wolnej chwili jest czytanie książek, a w szczególności tych historycznych – zdradza jedna z ikon raciborskiego sportu.
Wojciech Kowalczyk
W kolejnym numerze sylwetka Zbigniewa Oszka