Czasem trzeba zmienić zawód lub nauczyć się układać bukiety
Mirosław Ruszkiewicz jest dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy od 1 września 2012 r. Wcześniej był dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy w Jastrzębiu-Zdroju oraz wicedyrektorem Wojewódzkiego Urzędu Pracy w Katowicach. Ma 40 lat, mieszka w Jastrzębiu-Zdroju. Z wykształcenia jest socjologiem. Jego pasje to góry, kolarstwo górskie, narty biegowe, narty skiturowe.
Z Mirosławem Ruszkiewiczem, dyrektorem Powiatowego Urzędu Pracy w Raciborzu rozmawia Arkadiusz Gruchot
– Z najnowszego sondażu Centrum Badania Opinii Społecznej wynika, że prawie połowa Polaków uważa, że w najbliższym roku sytuacja na rynku pracy się pogorszy, a 40 proc. zatrudnionych obawia się utraty pracy. Jakie są prognozy dla powiatu raciborskiego?
– Stopa bezrobocia na poziomie 9,2 proc. jest jedną z niższych w województwie śląskim. Tutejszy rynek pracy stabilizują dwa główne czynniki: duże, wciąż dobrze prosperujące, przedsiębiorstwa oraz ułatwiony dostęp znacznej części mieszkańców do rynków pracy Niemiec i Austrii. Wynika to głównie z posiadania podwójnego obywatelstwa, krewnych za granicą, a w przypadku Austrii z możliwości dogodnego dojazdu. Wielu dojeżdża tam co tydzień, często pracując w systemie 10-godzinnym cztery dni w tygodniu.
– Nikt nie zgłasza panu zamiaru zwolnień grupowych?
– Nikt. Z moich licznych rozmów z pracodawcami wynika, że na razie takich zamiarów nie ma. Oczywiście, o ile nie nastąpią jakieś nieprzewidziane tarapaty. W perspektywie najbliższych kilku miesięcy stopa bezrobocia powinna zauważalnie spadać. Prace sezonowe trochę się opóźniają z powodu zimy, ale w końcu ruszą, zarówno w kraju, jak i za granicą. Już w marcu mieliśmy zauważalnie mniej rejestracji niż w lutym, a liczba zarejestrowanych bezrobotnych spadła o kilkadziesiąt osób. Myślę, że jest szansa, aby latem stopa bezrobocia w powiecie spadła poniżej 8 proc. Długoterminowo sytuacja zależy również od tempa rozwoju gospodarczego, zarówno Polski, jak i Niemiec, Austrii, Holandii.
– Z racji wcześniejszego doświadczenia zawodowego zna pan dobrze rynek pracy w województwie śląskim. Czy powiat raciborski ma w porównaniu z resztą województwa jakieś specyficzne cechy?
– Do tego co już powiedziałem dodałbym jeszcze, że ze specyfiki dużych przedsiębiorstw, które tu działają, wynika ponadprzeciętne zapotrzebowanie na fachowców, głównie z branży technicznej, w większości mężczyzn. Dlatego wśród bezrobotnych ok. 60 proc. to kobiety. Na północy województwa, gdzie nie ma tyle przemysłu rozkład płci to 50 na 50. Ciekawostką potwierdzającą „eksportowy” potencjał pracowników z powiatu raciborskiego jest fakt, że działa tu aż 19 agencji zatrudnienia i pracy tymczasowej. To chyba rekord w województwie śląskim, jeśli chodzi o powiaty podobnej wielkości.
– Na koniec marca w powiecie było zarejestrowanych 3374 bezrobotnych. Czy wszyscy naprawdę chcą znaleźć pracę?
– Bez wątpienia nie wszyscy, ale nie mamy narzędzi do szacowania, jaka część rejestruje się z innych powodów niż chęć znalezienia pracy, głównie po to by być objętym ubezpieczeniem zdrowotnym. Od lat postulujemy, aby ustawodawca zdjął z urzędów pracy obowiązek ubezpieczania osób bezrobotnych. Gdyby zajęła się tym inna instytucja, a do nas zgłaszali się tylko naprawdę zainteresowani pracą, po pierwsze uzyskalibyśmy precyzyjną wiedzę o rzeczywistych rozmiarach bezrobocia, a po drugie moglibyśmy efektywniej pomagać tym, którzy szukają pomocy w znalezieniu zatrudnienia.
– Na pewno mielibyście mniej podopiecznych i mniej pobocznych zajęć, ale od tego miejsc pracy nie przybędzie bo te decyzje podejmują pracodawcy.
– Problem jest bardziej złożony. My wciąż mamy równolegle osoby szukające pracy oraz pracodawców nie mogących znaleźć pracowników zgodnie z wymaganymi kwalifikacjami. Powinniśmy zatem zajmować się zarówno współpracą z pracodawcami, jak i profesjonalnym doradztwem i pomocą bezrobotnym, np. w dostosowywaniu ich kwalifikacji do wymogów runku pracy. W Europie standardem jest, że jeden pośrednik ma pod opieką średnio 200 – 300 bezrobotnych, w moim urzędzie aż 1000. Łatwo przewidzieć, który ma potencjalnie większe szanse na dobre efekty.
– Nawet nieprzeciążony obowiązkami pracownik urzędu pracy nie zmieni faktu, że obecnie pracodawca potrzebuje przede wszystkim malarzy, elektryków, inżynierów, a pod jego drzwiami stoją bezrobotni socjolodzy, filolodzy, kulturoznawcy…
– To fakt, aż 12 proc. bezrobotnych to absolwenci wyższych uczelni, często z kierunków kompletnie rozmijających się z potrzebami rynku pracy, na dodatek nierzadko sfrustrowani tym, że mają wyższe wykształcenie, a nikt tego nie docenia. To trudny problem, bo podejmując już w wieku szkolnym decyzję o kierunku kształcenia z jednej strony trzeba brać pod uwagę pasje, zainteresowania, z drugiej trendy na rynku, a jeszcze z trzeciej zastanawiać się, co będzie za kilka lat. Chcemy go minimalizować poprzez współpracę ze szkołami, wyższymi uczelniami, tak aby dzięki informacjom dostarczanym z rynku pracy, mogły one oferować potrzebne kierunki kształcenia. Dobrym przykładem jest PWSZ w Raciborzu, który uruchomił takie kierunki jak robotyka, automatyka, urbanistyka. Kolejna sprawa to oswojenie się z myślą, że czasem aby dostać pracę trzeba zmienić zawód bądź zdobyć dodatkowe kwalifikacje.
– Urząd pracy pomaga zmienić zawód?
– Raczej zdobyć dodatkowe kwalifikacje, uprawnienia. Mam na myśli przede wszystkim kierowanie bezrobotnych na staże do firm oraz szkolenia, które bądź organizuje PUP, bądź też wybiera je sobie sam bezrobotny. Szczególnie ta ostatnia forma ma dużą skuteczność mierzoną późniejszym podjęciem pracy.
– To oznacza, że może do pana przyjść bezrobotny i prosić o dowolne szkolenie, np. z nurkowania?
– Gdyby przekonująco uzasadnił, że dzięki umiejętności nurkowania ma szanse podjąć pracę, wskazując np. firmę oczyszczającą dna rzek i jezior to tak. Ostatnio sfinansowaliśmy kilkadziesiąt szkoleń indywidualnych, wśród których są zarówno kursy bardziej standardowe, np. spawania, obsługi różnych maszyn, opieki nad osobami starszymi i chorymi, jak i dość oryginalne: tresura psów, artystyczne szycie firan, bukieciarstwo. Każdy wniosek oceniamy indywidualnie pod kątem realnej szansy na znalezienie pracy po szkoleniu.
– Wielu pracodawców uważa, że trudno znaleźć dobrego pracownika wśród bezrobotnych zarejestrowanych w PUP. Mówią, że gdyby byli oni dobrymi fachowcami to nie byliby bezrobotni.
– Tak, zauważamy ten stereotyp i staramy się z nim walczyć, np. przez indywidualne rozmowy z pracodawcami, przez organizowanie comiesięcznych giełd pracy. Choć oczywiście najlepiej działają konkretne przykłady, które chcemy upowszechniać, np. w czasie takich spotkań z firmami, jak to ostatnie na zamku w Raciborzu. Z drugiej strony muszę powiedzieć, że uprzedzenia są też po drugiej stronie. Wielu bezrobotnym również brakuje wiary w to, że znalezienie pracy jest możliwe, że wiele zależy od nich, a nie tylko od jakichś „układów”.
– W ostatnich tygodniach, aby zarejestrować się w PUP trzeba było odstać kilka godzin w długich kolejkach. To chyba nie pomaga przełamywać uprzedzeń bezrobotnych?
– Zdarzały się kolejki, zwłaszcza rano, choć przy rejestracji pracowali wszyscy pracownicy, jakich miałem do dyspozycji w tym zakresie. Problem powstał w wyniku kumulacji dwóch, niezależnych od nas okoliczności. Z jednej strony spiętrzenia liczby nowych rejestracji, którą wywołał nowy elektroniczny system sprawdzania prawa do ubezpieczenia pacjentów (tzw. EWUŚ), z drugiej – zmiany rozporządzenia, która wydłużyła procedurę rejestracji jednej osoby do ok. 20 minut. Jak pan widzi kolejek już nie ma.
– W maju odbędą się I Powiatowe Targi Pracy, Edukacji i Przedsiębiorczości. Na czym będą polegać?
– Po raz pierwszy zbierzemy w jednym miejscu i na taką skalę oferty pracy od pracodawców oraz instytucji pośrednictwa pracy. Będą to zarówno prywatni pośrednicy, jak i urzędy pracy z sąsiednich powiatów prezentujące swoje oferty pracy oraz Wojewódzki Urząd Pracy z ofertami z sieci EURES. Ta sieć zrzesza publiczne instytucje pośrednictwa pracy z państw Unii Europejskiej oraz z Norwegii, Islandii, Liechtensteinu i Szwajcarii.