Nowe ceny leków – pacjenci tracą
Od 1 maja wprowadzone zostały kolejne zmiany na liście leków refundowanych. Zgodnie z założeniem ustawy refundacyjnej, lista leków refundowanych ma zmieniać się co dwa miesiące. Od stycznia ubiegłego roku ministerstwo bardzo skrupulatnie się do tego stosuje.
– Nieprawdą jest jednak, że co dwa miesiące wchodzi nowa lista leków refundowanych. Faktycznie ciągle jest ona taka sama, a zmiany w 70 – 80% dotyczą minimalnego zróżnicowania cen leków, zwykle o jeden lub dwa grosze. Bardziej radykalne różnice w cenie mogą być zauważalne w przypadku kilkunastu leków głównie wysokospecjalistycznych. Największym jednak problemem są wprowadzane przez ministerstwo zmiany tzw. limitu opłacania. Za lek bez takiego limitu pacjent płaci symboliczną kwotę, albo otrzymuje go za darmo – tłumaczy prezes Stowarzyszenia Farmaceutycznego „Lege Artis”, właścicielka apteki w Nędzy mgr farm. Justyna Kiedrowska.
Limit to wartość, do której państwo zgadza się refundować dany lek. Jeśli producent godzi się na proponowaną przez ministerstwo cenę, wówczas pacjent będzie mógł zakupić lek z ryczałtem, a więc np. za 3,20 zł, albo z 30-proc. lub 50-proc. odpłatnością. Jeśli jednak producent nie przystanie na propozycję limitu, a cena leku przekroczy wartość refundacji, wówczas różnicę łącznie z ryczałtową dopłatą lub 30-proc. wartością od tego limitu musi zapłacić pacjent. Stąd powstają tak duże, wręcz drastyczne różnice w odpłatności za leki specjalistyczne.
– Bywa też, że lek tani nagle staje się drogi. Podczas obowiązywania poprzednich wykazów refundacyjnych zdarzało się, że np. na skutek zmiany limitu pewien rodzaj kropli do oczu zdrożał z 3,20 zł do 26 zł, a po dwóch miesiącach przywrócona została jego pierwotna niska cena – wyjaśnia prezes Justyna Kiedrowska.
Rozporządzenie dotyczące listy refundacyjnej liczy ponad 1000 stron, a jego częstotliwość zmian i obszerność sprawia, że w tak krótkim czasie trudne jest do ogarnięcia zarówno przez farmaceutów, jak i lekarzy. Tendencja wydaje się być jednak oczywista, że za najpowszechniej stosowane leki, których ceny skorygowane zostały o grosz lub dwa zwykle pacjent płaci więcej, a fundusz mniej.
– Z drugiej strony na listę leków refundowanych wchodzą tanie odpowiedniki, o których mamy obowiązek informować pacjentów. Generyków takich jest coraz więcej i pacjenci mają możliwość zamieniania sobie leku na tańszy – mówi pani prezes.
Podobnie, jak na całym świecie, często płaci się również za markę firmy, która lek wyprodukowała. Ceniące swe produkty koncerny zagraniczne zwykle dyktują ministerstwu wyższe ceny. Firmy farmaceutyczne wchodzące dopiero na rynek mogą je obniżać, ponieważ nie ponoszą kosztów badań laboratoryjnych.
Jak powstaje generyk?
Koncern farmaceutyczny, który zamierza wprowadzić oryginalny lek do lecznictwa, wcześniej prowadzi badania nad daną cząsteczką. Z reguły, jak tłumaczy prezes Justyna Kiedrowska, lek po wprowadzeniu na rynek jest bardzo drogi, albowiem koncern musi zainwestować w kosztowny proces badawczy. Przez pięć lat obowiązuje więc ochrona patentowa. Po tym okresie kolejni producenci mogą syntetyzować tę samą substancję już po dowolnej cenie. Wtedy rusza cały rynek odpowiedników, tzw. leków generycznych, które czasem są nawet 10-krotnie tańsze.
Generyki są bezpieczne w stosowaniu, ponieważ produkuje się je na bazie tej samej substancji czynnej, co lek oryginalny, wcześniej przebadany. Inne są tylko substancje wypełniające, barwnik czy kształty tabletek.
– Czasem pacjenci twierdzą, że czują różnicę w działaniu. Może to być jednak subiektywna ocena, rezultat osobniczej wrażliwości, sposobu odżywiania, ale też wielu innych czynników, które wpływają na przyswajalność leku. Chemicznie zażywamy zawsze tę samą substancję leczniczą – zapewnia pani prezes.
Ministerstwo „walczy” o niskie ceny leków dla pacjenta, dlatego dopuszcza stosowanie dziesiątek odpowiedników po konkurencyjnej cenie, których jest coraz więcej. I tak jak przed wejściem ustawy refundacyjnej, za statyny, a więc leki przeciwcholesterolowe pacjenci płacili 15 – 25 zł, w tej chwili można zakupić je za 3,60 zł.
– Z ta różnicą, że farmaceuta zarabia mniej i tym samym pogarsza się kondycja finansowa aptek. Inaczej niż w świecie cywilizowanym, w Polsce marża obliczana jest od limitu, a nie od ceny zakupu leku w hurtowni, którą apteki podwyższają o wartość kosztów na utrzymanie i obsługę pacjentów. W efekcie najbardziej na zmianach refundacyjnych korzysta NFZ i stąd generowane są gigantyczne oszczędności – mówi prezes Justyna Kiedrowska.
Zdaniem pani prezes, zmiany na listach refundacyjnych mogłyby następować dwa razy w roku.
– Zamiast generować ponad 1000 stron rozporządzenia, lepiej uzupełniać listę o kilkanaście ważnych preparatów, wtedy wszyscy wiedzielibyśmy co się pojawiło, a co z niej zniknęło. Wtedy takie zmiany mają sens nawet co dwa, trzy miesiące – uważa.
Apteki na cenzurowanym?
Prezes Justyna Kiedrowska uczula na wiele tendencyjnych informacji, które pojawiają się w mediach na temat aptek. – Zbulwersowała mnie wiadomość w sensacyjnym tonie, że w skontrolowanych w ubiegłym roku aptekach zakwestionowano 23 tys. recept i nałożono kary wartości 33 tys. zł. Nikt nie dopowiedział jednak, że dziennie w Polsce lekarze generują kilka milionów recept. Do każdej statystycznej apteki w zależności od wielkości trafia ich od 50 do 400. W Raciborzu aptek jest 20, a w całym kraju – 13,5 tys. Faktycznie więc procent zakwestionowanych recept jest nieduży, ponieważ w każdej statystycznej aptece to zaledwie dwie recepty, a średnia wartość kary dla każdej z nich to ok. 3 zł. Zastanawiam się, co tą informacją zamierzał osiągnąć NFZ upubliczniający wyniki przeprowadzonej armią urzędników kontroli, za społeczne pieniądze? – zastanawia się pani prezes.
Ewa Osiecka