Prałat Szywalski dochował się następcy
Prymicje w Studziennej. Szaty duchownego przywdział nasz były redakcyjny kolega.
40 lat dzielnica czekała na kolejnego, wywodzącego się stąd kapłana. Łukasz Libowski odprawił w niedzielę 26 maja swą mszę prymicyjną.
W domu pobłogosławili go rankiem rodzice Barbara i Bernard. Tam nałożył na siebie strój księdza i zaraz po tym udał się do kościoła św. Krzyża. W procesji towarzyszyli mu liczni krewni, sąsiedzi i koledzy (z opolskiego seminarium przyjechał ich cały autobus). Długi korowód szedł kilkaset metrów drogą krajową, śpiewając pieśni religijne gdy obok jeździły tiry.
Szczególnie dumny ze swego wychowanka był ks. prałat Jan Szywalski. Wygłosił kazanie, w którym prymicje porównał do niedzieli palmowej. – Cieszę się, że doczekałem następcy. Otrzymałeś dziś w prezencie krzyż, który poniesiesz przez życie i swą posługę. Życzę ci aby nie był ciężki, podobnie jak mój nie był. Bądź kapłanem całkowicie, nie w części, a przeżyjesz je w pełnej szczęśliwości – przekazał nowemu księdzu wieloletni proboszcz ze Studziennej.
Poprzednim księdzem z dzielnicy był Zygfryd Strzedulla przed 40 laty. Ks. Libowski udaje się teraz do parafii św. Mikołaja w Kędzierzynie Koźlu. Ma 24 lata, za parę dni, 8 czerwca, będzie obchodzić kolejne urodziny. Jego prymicje wypadły w święto Trójcy Świętej ale i w Dzień Matki. Lepszego prezentu dla pani Barbary nie mógł wymyślić.
maw
Nasz kolega został księdzem
Ciarki mnie przeszły gdy usłyszałem z ust Łukasza słowa „Pan z wami” zaczynające jego mszę prymicyjną. I co tu kryć, naszło mnie niespodziewane wzruszenie, bo pamięcią wróciłem do czasów niedawnych, gdy zetknąłem się z licealistą, który przyszedł do nas na praktykę i poszło mu tak dobrze, że pisaniem zaczął zarabiać oraz późniejszych ciepłych kontaktów z maturzystą, studentem seminarium, a następnie diakonem. Jego wybór drogi życiowej nie tyle zaskakiwał co wiązał się z rozczarowaniem, że tracimy świetnie zapowiadającego się dziennikarza. Bardzo związnego z Raciborszczyną, idealnego do związania się z Nowinami na długie lata. Tymczasem został duchownym w czasach tak medialnie nieprzychylnych sferze wiary katolickiej. Mógł być dziennikarzem, został księdzem. Jedno trudne, a drugie niełatwe, jednak obie drogi mają wspólną cechę – służby bliźniemu. W tym Łukasz jaki był, taki pozostał.
Mariusz Weidner