Moim zdaniem
Iwona Świtała - dziennikarka RTK.
Radni na sesji są jak w teatrze
Zawsze wydawało mi się, że aby móc podjąć dyskusję na jakiś temat, trzeba mieć o czymś pojęcie, albo przynajmniej starać się zgłębić dane zagadnienie. Tymczasem okazuje się, że jest inaczej. Wielu radnych, którzy nie tak dawno zapoznawali się z raportem dotyczącym komunikacji miejskiej w Raciborzu, przygotowanym przez firmę zewnętrzną, przedstawionych danych, nawet gdyby były nieprawdziwe, nie mogli tak naprawdę ani zweryfikować ani zakwestionować. Wszystko dlatego, że o raciborskiej komunikacji miejskiej wiedzą tylko tyle, że od jakiegoś czasu ma zielono-białe autobusy, a te trochę się spóźniają, albo zatrzymują się daleko od krawężnika – jak uprzejmie donoszą radnym osoby trzecie. Odpowiedzialne podejście do sprawy nakazywałoby moim zdaniem obowiązkową przejażdżkę miejskim transportem. Taki radny mógłby poczuć się jak tajemniczy klient, który w owianej wielką tajemnicą akcji ocenia jakość świadczenia usług przez spółkę miejską. Nie dość, że cenne doświadczenie, to jeszcze przygoda! Radnym jednak albo czasu zabrakło, albo stwierdzili, że jak sami nie jeżdżą, to problem ich nie dotyczy i zostawią go innym. Przyjdą do urzędu miasta, z efektami badań się zapoznają i tyle. A to m.in. w autobusie miejskim, a nieraz i na przystanku prawdziwe życie Raciborza się toczy. To tam można dostrzec wiele problemów zwykłych ludzi. Wierni swoim samochodom radni mogą co najwyżej wypatrzyć dziurę w drodze, którą się przemieszczają, ale to w końcu jak znalazł na interpelację. Od razu statystyki aktywności rosną, a mogłyby urosnąć jeszcze bardziej, gdyby nasi radni potraktowali swoją funkcję jako działalność społecznikowską, w nagrodę nie najgorzej opłacaną. Wtedy być może, będąc bliżej realnych problemów miasta, na sesje do urzędu nie przychodziliby już jak do teatru, czyli tylko popatrzeć.