Opozycja złożyła mi ofertę do odrzucenia
Organizatorzy projektu „Ożywiamy Racibórz” stowarzyszenie NaM wytykało władzy brak dialogu z mieszkańcami. Jak komentuje te poglądy prezydent miasta Mirosław Lenk?
– Jak Pan odebrał projekt „Ożywiamy Racibórz”, niedawno sfinalizowany przez stowarzyszenie „Nasze Miasto”? Przypomnijmy, że chodziło w nim o nowe pomysły dla ul. Długiej, Rynku, placu Dworcowego i placu Długosza.
– Pozytywem jest podjęcie przez stowarzyszenie inicjatywy w formie grantu z fundacji Batorego. Wybrali sobie trudny temat, bo rewitalizacja musi być kosztowna. Ale wiem, że głównym celem była aktywizacja mieszkańców wokół tej sprawy. Tu nie wszystko poszło po myśli organizatorów, ale nie spodziewałem się wielkiego zainteresowania mając doświadczenia z prac nad aktualizacją strategii miasta. Panuje kryzys zaufania do przedstawicieli publicznych także na szczeblu samorządowym. Mobilizowanie mieszkańców do aktywności nie jest łatwe, tym bardziej chylę czoła, że się tego podjęli.
– Autorzy projektu często podkreślali absencję przedstawicieli magistratu, bo wyglądało to według nich tak, jakby urzędnikom nie zależało.
– Choć zaproszenie prezydenta miasta do dyskusji w takim projekcie wydaje się naturalne to wystosowanie go przez opozycję w radzie już nie. Autorzy projektu to nie tylko stowarzyszenie osób zatroskanych dolą miasta ale także grupa polityków zainteresowanych przejęciem władzy w samorządzie. Poszedłem im jednak na rękę. Przecież spotkania odbywały się w miejskiej bibliotece, osobiście uczestniczyłem w debacie urzędowej, wysyłałem planistów z magistratu by byli do dyspozycji. Uważam, że traktowałem całość poważnie.
– Wielokrotnie w trakcie realizacji „Ożywiamy Racibórz” mówiono, że współpraca na linii NaM – magistrat mogła być lepsza. Dlaczego nie była?
– Kiedy usłyszałem, że władza, którą reprezentuję, powinna odejść bo zmiana jest konieczna do ożywienia centrum Raciborza to trudno bym traktował takie postulaty jako zaproszenie do współpracy. Dlatego czuję dystans i projekt odbieram jako promocję polityczną. Nie jestem naiwny, hasło „władza musi odejść” jest jednoznaczne.
– Zgadza się pan z zarzutem o brak dialogu na linii władza – mieszkańcy?
– Jeżdżę do mieszkańców na spotkania po dzielnicach, organizuję konsultacje w sprawie kluczowych inwestycji czy istotnych problemów. Rozmawiam z różnymi środowiskami i podmiotami. Tak kształtuję kontakty, dbam o komunikację i dialog społeczny. Stowarzyszenie jawi się tak otwarte na potrzeby raciborzan, a jednak z frekwencją miało duży problem. Bo to niezmiernie trudne, ale uważam, że w moim wykonaniu i tak wychodzi lepiej.
– Sądzi pan, że pańskim politycznym przeciwnikom udało się znaleźć posłuch u mieszkańców?
– Nie będę krytycznie oceniał pomysłów wygenerowanych dla centrum przez grupę mieszkańców i to dosyć małą. Posiadali niewielki poziom wiedzy na ten temat. Choć niektóre z propozycji były ciekawe to z różnych względów niemożliwe do realizacji. Ważne, że zauważono problem główny: centrum wymaga zmian.
– Potrzebny był nowy projekt w tej sprawie? Miasto nie ma pomysłu dla centrum?
– Oczywiście, że ma. Ale tu nie traktuje się nas jak partnerów tylko konkurentów politycznych. A przecież rozpoczęliśmy rewitalizację ścisłego centrum. Skwer ks. Pieczki zmieni się wkrótce, to będzie pierwszy etap zmian placu Długosza. Ulica Długa? Czy musimy na siłę wracać do czasów gdy była głównym ciągiem handlowym miasta? Przejęła tę funkcję ul. Opawska i inne części miasta. Na Długiej lokale są małe, sąsiadują z mieszkaniami, a tak dzisiaj handel się nie odbywa. Miasto ma tam już tylko deptak. Warto pomyśleć nad sprawą zieleni i ją tam poprawimy. Oczekuję też na inicjatywy miejscowych kupców bo Miasto nie wymyśli za nich jak mają handlować. Poza tym proponowanie wszędzie funkcji kosztownych nie jest dobrym pomysłem. Kafejki i kluby, miejsca spotkań, parki? Mamy tego dość, nie brakuje ich i nie tchną życia w centrum.
– Z podsumowania projektu wynika, że organizacjom pozarządowym przydałaby się wspólna siedziba. Miasto znalazłoby im taką?
– Niechaj sobie taką stworzą, władza za nich tego nie zrobi. Tu chodzi o remont, włożonych parę milionów złotych i przekazanie im budynku do użytku bezpłatnie. Pewnie by się im przydało, ale czy mieszkańcy zaakceptowaliby takie wydatki z pieniędzy podatników?
– Ze strony organizatorów projektu padł pomysł, by końcowe wizualizacje pomysłów dla centrum sfinansowało Miasto. Urząd jest tym zainteresowany?
– Ten projekt kosztował stosowną kwotę, zarobili na nim jego koordynatorzy i fachowcy zaproszeni do współpracy. Powinien być tak przemyślany by skończył się jakimś efektem. Oczekiwanie sfinansowania wizualizacji w kontekście haseł o zmianie władzy nie uważam za stosowne. Rozważę je tylko wtedy gdy propozycja będzie wyjątkowo ciekawa i realna oraz spełniająca oczekiwania mieszkańców, a nie grupy polityków.
Rozmawiał Mariusz Weidner