Polski teatr w mieście Ratibor (2)
Paweł Newerla przedstawia.
Wychodząca w Katowicach „Polska Zachodnia” w numerze z 3.-4. maja 1930 r. pod tytułem „Ogromny sukces katowickiego Teatru Polskiego w Raciborzu” poinformowała o wystawionej 1 maja 1930 r. na scenie „Stadttheater” (Teatr miejski) w mieście Ratibor, przy przepełnionej sali, sztuki St. Ligonia i Al. Kubiczka „Wesele na Górnym Śląsku”. Niespełna dwa miesiąca później polska ludność Raciborza miała okazję uczestniczenia w kolejnym zdarzeniu teatralnym.
29 czerwca 1930 r. w Raciborzu – także na scenie Teatru Miejskiego – przedstawiono operę „Halka” Stanisława Moniuszki. „Wspaniały sukces Halki w Raciborzu”, „Teatr wypełniony po brzegi” – wieściła polska prasa po przedstawieniu. I tym razem głównym organizatorem przedsięwzięcia był niestrudzony dyrektor raciborskiego Banku Ludowego, Kazimierz Malczewski. „Katolik Codzienny” podkreśla, że teatr był wypełniony po brzegi, informuje o długo niemilknących oklaskach, relacjonuje przedstawienie jako prawdziwą ucztę duchową. Po trzecim akcie scenę wprost zarzucono kwiatami. Szczególnie uhonorowano na scenie p. Sobańskiego; przypomnijmy, że Marian Sobański od 1927 do 1939 r. był dyrektorem „Teatru Polskiego” w Katowicach. To zawsze pełnemu pomysłów dyrektorowi Sobańskiemu należy zawdzięczyć, że artyści jego teatru wielokrotnie występowali przed polską publicznością na niemieckim Górnym Śląsku. Ale warto także przypomnieć, że występy polskich artystów spotkały się z nieprzychylnym przyjęciem z strony niektórych kręgów, głównie nacjonalistycznych i nazistowskich. Wspomnieliśmy już o zdarzeniach z 28 kwietnia 1929 r., kiedy w Opolu napadnięto na polskich artystów. Także w Oleśnie w 1930 r. doszło do incydentów, kiedy jakaś grupa nacjonalistów zorganizowała demonstrację i rzucała cegłami na salę.
Gazety podkreślają jednak, że w Raciborzu do takich incydentów nie dochodziło. Z prasy dowiadujemy się natomiast o uczestniczących w przedstawieniu osobistościach. Na przedstawienie przybył konsul generalny Rzeczypospolitej w Bytomiu Leon Malhomme z małżonką, który po przeniesieniu konsulatu do Opola, został konsulem generalnym w Polskiej Ostrawie, jak nazywała się wówczas wschodnia część Ostrawy w Czechach. Jako przedstawiciel starosty krajowego w Opolu w przedstawieniu uczestniczył dr Rother. Ponadto na sali byli: „pan Arka Bożek, nasz poseł na sejmik prowincjonalny”, „pan dyrektor Affa i pan budowniczy Affa, p. Różycki, p. Fojcik i wielu innych”. Przypomnijmy, że dyrektorem Affa jest Antoni (*1882 w Gamowie), ówczesny kierownik zarządzający Banku Ludowego, zaś budowniczy Affa, to Jan Affa, starszy brat Antoniego, architekt i budowniczy, twórca wielu kościołów na polskim Górnym Śląsku, w tym jeden z budowniczych katowickiej katedry. Starsi czytelnicy pamiętają zapewne jeszcze Ignacego Fojcika, niepozornego, drobnego człowieka wielkiego ducha i hartu, jako powojennego pracownika Muzeum, przed wojną działacza polskiego, członka zarządu „Strzechy” a prywatnie ojca – zapomnianej niestety – raciborskiej ludowej poetki Apolonii Fojcik, piszącej pod pseudonimem Teresa Odrzańska.
I tym razem, wychodzący w Raciborzu „Oberschlesischer Anzeiger” w numerze z 1 lipca 1930 r. zamieścił bardzo pochlebną recenzję przedstawienia „Halki” – „Katowicka opera, znana tu z najlepszej strony z Wesela na Górnym Śląsku, mimo panującego upału, dała przedstawienie przy prawie całkowicie wysprzedanej sali”. Autor recenzji przedstawia niemieckiemu czytelnikowi sylwetkę Stanisława Moniuszki i treść libretta operowego podkreślając, iż mimo upływu 75 lat dzieło zarówno muzycznie jak i tekstowo błyszczy świeżością. Podkreśla się, że przedstawienie spełniło wszelkie oczekiwania. Walentyna Walewska w dramatycznej roli „Halki” pokazuje wysoki kunszt wokalny, cenną technikę oraz najlepsze aktorstwo. „Jontek” Józefa Stępniowskiego – to „tenor o krystalicznie lśniącej górze i świetnym brzmieniu”. Maria Zunowa swoim pełnym sopranem doskonale wczuła się w rolę „Zofii”, zaś Adam Mazanek, jako „pan na dworze” – czyli stolnik, zaprezentował pełen patosu bas. O chórze pisze się, że „błyszczał doskonałym zrównoważeniem głosów”, zaś ponad 40-osobowa orkiestra wspierała akcję precyzyjnym i bardzo dobrym brzmieniem. Balet pod kierownictwem baletmistrza Eugeniusza Wojnara i primabaleriny Ireny Sobolówny dał świetne wstawki taneczne – szczególnie taniec góralski robił bardzo dobre wrażenie i po frenetycznych oklaskach musiał być dwukrotnie powtarzany. Dodajmy, że reżyserem spektaklu był inż. Józef Stępniowski, odtwarzający w tym przedstawieniu rolę Jontka, wybitny tenor, poprzednio artysta scen krakowskich. Recenzent, chwaląc reżysera, podkreśla wartki tok akcji, wzrastanie dramatycznego konfliktu, jest urzeczony barwnym obrazem scenicznym. Ciepłe słowa poświęca się także „świetnemu dyrygentowi” Milanowi Zunie, który dobrze panował nad orkiestrą. Relacja została podsumowana stwierdzeniem o „hucznych oklaskach, które od pierwszego aktu zasłużenie towarzyszyły wszystkim artystom przez całe przedstawienie”. Z przyjemnością czyta się takie recenzje.
W „Ostdeutsche Rundschau” znajdujemy jeszcze znamienne słowa, warte przytoczenia: „przepełniona sala i ogromny aplauz są dowodem, że na Górnym Śląsku istnieje potrzeba teatru w języku polskim”. O ile raciborska gazeta stwierdziła, że przedstawienie przebiegało bez zakłóceń, to „Rundschau” wyraża inne zdanie – „jak zawsze i tym razem narodowosocjalistyczne łobuzy usiłowali odstraszyć publiczność teatralną. Tacy ludzie, jak p. Motzny – jakże rdzennie niemieckie nazwisko – po wielu piwach odczuli potrzebę pokazania, jakimi są bohaterami. Silne oddziały policji, która chciała uniknąć drugiego Opola, dbała o ochronę katowickiego zespołu operowego. Jednak to co było w Opolu, nigdy w mieście Ratibor się nie zdarzy”. Znamienne wydają się te słowa o Raciborzu
Grzegorzowi Nowakowi
należą się podziękowania za udostępnienie archiwaliów