Angela i Zefel z Rud świętują żelazne gody
Rudy. 21 lipca minęło 65 lat od kiedy Aniela i Józef Wypchołowie z Rud stanęli przed ślubnym kobiercem. To kolejny wielki jubileusz ich małżeństwa, po złotych i diamentowych nadszedł czas żelaznych godów. Są obecnie najstarszą parą w Rudach, o ile nie w całej gminie.
Oboje wychowywali się po sąsiedzku, a wołali wówczas na nich Angela i Zefel. Zanim założyli sobie obrączki, jako młodzi ludzie, przeżyli okropieństwa II wojny światowej. Młody Józef służył przy niemieckim wojsku, Aniela musiała uciekać przed Rosjanami. Spotkali się ponownie kiedy ucichły wybuchy bomb. W 1947 r. kiedy brali ślub Józef miał 22, a jego wybranka 19 lat.
Choć ich życie potoczyło się dalej szczęśliwie, nadal mają w pamięci wydarzenia z połowy XX wieku. Wychowani w kulturze niemieckiej wchodzili w dorosłość w czasie wojny. Dzieci wychowali już w Polsce. Dziś spoglądając w przeszłość starają się znajdować w niej te bardziej jasne strony.
Znajomi z Lipska
Kiedy Aniela uciekała na zachód, schronienie znalazła w Lipsku. Miasto zostało wkrótce zajęte przez amerykańskie wojsko. Dziewczynę z Rud przydzielono do opieki nad dzieckiem niemieckiej tłumaczki, pani Schumer i jej męża. Rodzina bardzo polubiła młodą Anielę i po wojnie utrzymywali z nią kontakt. W późniejszych latach pomagali całej rodzinie mieszkającej w Polsce i odwiedzali się nawzajem. Ich mała córka, która miała pod koniec wojny pięć lat ma zamiar przyjechać do Rud w tym roku.
Podróże kształcą
Józef w czasie wojny przebył pół Europy. Przeżył bitwy i uciekał z niewoli. Dziś wspomina, że po powrocie do domu bardzo się ucieszył i już wtedy był pewien, że jego domem są Rudy.
Już jako mąż i żona jeździli do pracy na Zachód. Dzięki temu pomagali swoim córkom i wnukom. Podczas jednej z wypraw, jadąc po niemieckich drogach skodą na polskich rejestracjach zaczepili ich skini, którym para skojarzyła się z Polakami odbierającymi im pracę. Grupa wyrostków zatrzymała samochód i otoczyła małżeństwo. – Domyślałem się o co im chodzi. Wyskoczyłem z samochodu i zacząłem na nich krzyczeć w ich języku. Wyjaśniłem im, że mógłbym się uważać za większego Niemca od nich – opowiada jubilat. W ten sposób skini poczuli się strasznie zakłopotani tym, że zaczepili byłego niemieckiego żołnierza. Za swoje zachowanie przeprosili i odjechali. – Widzieliśmy w życiu dużo, ale Rudy są najpiękniejsze – mówią dziś z uśmiechem Wypchołowie.
Rodzina na miodzie chowana
Józef, poza stolarstwem, całe życie hodował pszczoły. Miał kiedyś 20 uli, z których miodem zajadała się cała rodzina. Wszyscy uważają, że to właśnie dzięki tej diecie wszyscy u Wypchołów chodzili zdrowi. Zdrowie się przydało Anieli, która poza gospodarowaniem wychowała dwie córki i pięcioro wnucząt. Tak jej dobrze szło, że odwdzięczyli się czworgiem prawnucząt. Całe ich potomstwo chętnie odwiedza i pomaga dziadkom. – Chodzi o to, żeby nie być dla nich zmierzłym – tłumaczą więź rodzinną.
Obecnie dwójka jubilatów nadal jest aktywna. Aniela wciąż lubi czytać książki, zarówno po niemiecku jak i po polsku (choć polskiej szkoły nie kończyła), zwraca uwagę na modę, piecze ciasta i torty, na które przepisy znajduje w telewizji. Józef nadal opiekuje się ogródkiem. Wieczorami zasiadają przy nowym telewizorze, który jest prezentem z okazji 65. rocznicy ślubu od całej rodziny. Miejscowy proboszcz ks. Rafał Wyleżoł odprawił już jubileuszową mszę świętą i podarował upominek.
– Najważniejsze to mieć pogodę ducha i dużo się śmiać. Cieszymy się, że jesteśmy samodzielni i mamy dobrą pamięć. Najważniejsze to życie w zgodzie z naturą i bliskość rodziny – podsumowują swój jubileusz. My życzymy Angeli i Zeflowi kolejnych szczęśliwych rocznic.
(woj)