Śmieci, rewolucja i ekoteologia
ks. Łukasz Libowski przedstawia
Rewolucja śmieciowa winna rozgrywać się także – to „także” jest niezmiernie ważne – w horyzoncie wiary. Bóg bowiem z ekologią, która, w teorii przynajmniej, zmianie tyczącej się odpadów komunalnych regulacji przyświeca, wiele ma wspólnego. Pamiętamy o tym? Szczerze przyznajmy: nie zawsze.
Doczekanie nasze! Stało się – w końcu. Tyle dyskusji, ustaleń, wyjaśnień i objaśnień. Tyle przygotowań. Aż westchnąć chce się: nareszcie! Nareszcie słowa, ba, kaskady słów, prognoz, planów i obietnic, przeobraziły się w rzeczywistość. Nareszcie mamy rewolucję. I to rewolucję jak żadna: śmieciową. W historii takiej ani podobnej – dodajmy tu owo asekuracyjne „chyba” – jeszcze nie było.
Racibórz, oczywista, do tej zbożnej rewolty się włączył. Rozumie się samo przez się. Zresztą wyboru nie miał – musiał. Choć przecież z dawien dawna, o czym każdy raciborzanin dobrze wie, bez wprawdzie wywrotowych deklaracji i programów, ekologią stoi. I co gołym okiem – bez ironii, broń Boże, to stwierdzam – widać. Wiem, co mówię. Kto pod tym kątem obejrzał sobie inne śląskie miasta, też z pewnością wie. Ponieważ trudno różnicy tej nie przyuważyć.
Kwestia jednak religijna
Takoż kości zostały rzucone. Karty rozdano. Śmieciowa rewolucja trwa. Czy słusznie, czy nie – nie roztrząsajmy. Zostańmy przy faktach: rewolucja trwa. Nie bez drobnych perturbacji naturalnie. Cóż, nowe nie zawsze jest łatwe. A początki są zazwyczaj bolesne i trudne.
Niby wszystko jasne. Nibyśmy – my, rebelianci szeregowi, rebelianci pospolici – optymalnie wyrychtowani i przysposobieni. Wiemy ponoć najważniejsze: co, gdzie, kiedy i jak. Wiemy ponoć i za ile. Słowem: wiemy dużo. Ale nie wszystko. Są pewne niedopowiedzenia. Są wątpliwości. No i jest nutka niepewności. Dlatego – jako że na dodatek sprawa dotyczy każdego oraz że każdy patrzy na nią inaczej – bywają co rusz debaty. Deliberacje nie lada emocjonujące.
Lekko sobie te śmieci biorę – przyznaję. Jednak problem jest całkiem poważny. Również – dla mnie przede wszystkim – z perspektywy wiary.
Spostrzegam wszelako jedno. Zdaje mi się – proszę zważyć mą ostrożność: jeno mi się zdaje – że nie wszystkich szczytny cel śmieciowego przewrotu, w którym mamy szczęście uczestniczyć, dostatecznie przekonuje. Że pozostaje wśród nas wciąż wielu do podjęcia działania ekologicznego niewystarczająco umotywowanych, zmobilizowanych. Że kiedy pada hasło „ekologia”, częściej subtelnie, żeby się zbytnio w oczy nie rzucić, wykrzywiamy się i grymasimy aniżeli entuzjazmujemy i zapalamy, mimowolnie manifestując w ten sposób naszą dla ekologii wewnętrzną nieprzychylność, by nie rzec: dezaprobatę.
Jeśli tak jest, obojętnie z jakiego powodu – finansowy pewno gdzieś w przedzie, jeśli już nie na przedzie – to odsłania się nam tu problem natury – z uwagi na moją „profesję” nie zaskoczę nikogo – ściśle religijnej.
Ekoteologia
Jako chrześcijanie wyznajemy, że Bóg jest Stwórcą (w pierwszym zdaniu coniedzielnego Credo publicznie tę prawdę naszej wiary wypowiadamy). Wierzymy tedy, że niebo i ziemia Odeń pochodzą, że z Jego rozkazu na początku powstały. Jest zatem dla nas, ludzi, którzyśmy koroną, zwieńczeniem stworzenia, ziemia – bo ona nas tu interesuje – Bożym darem. Wynika to z samej niejako dynamiki aktu kreacji.
Utwierdzamy się natomiast w tym przekonaniu, rozważając słowa, jakie Bóg skierował do pierwszych rodziców [wyróżnienia w cytatach moje – Ł.L.]: „Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię i uczynili ją sobie poddaną; abyście panowali nad rybami morskimi, nad ptactwem powietrznym i nad wszystkimi zwierzętami pełzającymi po ziemi” (Rdz 1,28). I dalej: „Oto wam daję wszelką roślinę […] i wszelkie drzewo […]: dla was będą one pokarmem” (Rdz 1,29). A na innym miejscu czytamy znowuż tak: „Pan Bóg wziął zatem człowieka i umieścił go w ogrodzie Eden, aby uprawiał go i doglądał” (Rdz 2,15); w Wulgacie jest: „[…] operaretur et custodiret […]”, co można tłumaczy również jako: uprawiał i strzegł.
Wnosimy z przywołanych fragmentów o dwóch rzeczach. Raz: świat ma człowiekowi i jego dobrobytowi służyć, ma być na jego użytek. Dwa: człowiek ma światem zarządzać odpowiedzialnie, ma się o świat troszczyć, doglądać go i strzec.
Ta odpowiedzialność utożsamia się z kultywowaniem ekologii. Czy nam się podoba to, czy nie. Oto zadanie wyznaczone nam przez Boga – Stwórcę. Jasne, że jedno z wielu.
Ekogrzech
Ekologia oznacza zrównoważone, harmonijne, z naturą zestrojone przekształcanie świata. Przekształcanie zmierzające w tym kierunku, żeby ze świata jak najwięcej skorzystać i żeby świat jak najlepiej wykorzystać – w dobrym tego słowa znaczeniu.
Absolutnie nie może tu być jednak miejsca na wyzysk, manipulowanie czy zaniedbywanie. Trzeba po prostu przekształcania znać granice. Trzeba wiedzieć, w którym momencie światu dzieje się źle. I tych granic i tego momentu nie przekraczać. Trzeba pojąć rytm i logikę stworzenia – przypominał wielokrotnie Benedykt XVI, a w katechezie z 5 czerwca upomniał się o to Franciszek. (Zastanawiam się, czy aby wybór przez obecnego papieża imienia Franciszka nie jest znamienny również w kontekście współczesnych problemów ekologicznych…) I w ten rytm i w tę logikę trzeba się wczuć i ze swoim działaniem wpisać. Jak wszędzie i jak zwykle, konieczny jest zdrowy rozsądek.
Z ekologią sprawa komplikuje się o tyle, iż zależy ona od nas wszystkich. Ani jeden, ani dwóch, ani trzech ekologicznie myślących ludzi nic nie zdziała. (Śp. ks. dr Bernard Polok, biblista, mój wykładowca, zwykł był mawiać: jedna śliwka wrzucona w szambo nie czyni zeń konfitury.) Nie ma rady: myśleć ekologicznie musimy wszyscy. Wszyscy albo nikt. Inaczej się nie da. Zresztą nam wszystkim ekologia – może nie zaraz, dziś, lecz kiedyś na pewno – przyniesie profit.
Swoją drogą: czy pomyśleliśmy kiedykolwiek szerzej? Poza granicę wyznaczoną przez czubek naszego własnego nosa? Czy rozważyliśmy mianowicie, jaki świat pozostawimy po sobie następnym pokoleniom? Przyrodę w jakim stanie odziedziczą po nas nasze dzieci i wnuki? Nowego przecież świata nie będzie…
Pamiętajmy – przyda się trochę patosu: degradując środowisko, niszczymy siebie. Lecz nie tylko siebie. Także inne organizmy żyjące. Niszczymy rośliny i zwierzęta. Działamy również na szkodę potomnych. Skutki to – racja – powolne, gołym okiem zwykłego śmiertelnika może nie do wychwycenia. Jakkolwiek w swym zasięgu, niestety, potężne i druzgoczące.
Aha, jeszcze jedno – muszę to dodać jako ksiądz, z niewielkim co prawda stażem, i spowiednik. Moraliści wyliczają wśród grzechów tzw. grzech ekologiczny. Czy jesteśmy tego grzechu świadomi? Czy w tej materii badaliśmy już swoje sumienia? Niniejszym do tego zapraszam.
Wystarczy uczciwość
Chrześcijanin równa się ekolog – i bynajmniej nie mam tu na myśli ekologa – radykała, ekologa – fundamentalisty. Chrześcijanin i ekolog: w jakimś sensie powinny to być synonimy. W przeciwnym razie wychodzi sprzeczność. Nie może mienić się chrześcijaninem, komu kwestia czystości środowiska nie leży, w jakimś zasadniczym chociażby stopniu, na sercu. Kto do dbania o czystość, nieskażoność przyrody nie przykłada ręki.
Z drugiej strony nie chodzi o to, aby organizować wielkie i spektakularne akcje ekologiczne. Nie, nie trzeba przywiązywać się do drzew. Ale już – wracajmy do punktu wyjścia – śmieci segregować można. A nawet powinno się. Jak powinno się czuwać nad tym, co się wkłada do pieca, co się wrzuca do ogniska i co się gdzie wywozi.
Śmieciowa rewolucja wywołuje na naszych twarzach uśmieszki. Nie da się ukryć: temat to sympatyczny. Sympatyczny nie znaczy jednakowoż banalny. Baczmy tedy – toż to istnieje ryzyko, że strywializuje się temat sympatyczny – żebyśmy śmieciowej rewolucji, my, ostatecznie czołowi jej bojownicy, mimo że do bojowania zobligowani, nie przeżyli – powiedzmy sobie – niewzruszeni. Gdyż nic z niej wtedy nie będzie. Kolejna okazja na poprawę i tak nie najlepszej już kondycji i znacznie podupadłego zdrowia naszego świata znów bezowocnie i bezpowrotnie minie.
Wystarczy dać się trochę porwać idei – pewnie, iż kulawej i wadliwej (a co kulawe i wadliwe nie jest?). Wystarczy trochę się zaangażować. Choćby tyle, ile się tego od nas wymaga.
Krótko: wystarczy uczciwość. Takie to proste!