Nierówna walka z własną ambicją
IKONY RACIBORSKIEGO SPORTU - Katarzyna Dulian
Stała u progu wielkiej kariery. Miała potencjał i ogromny talent, dzięki któremu mogła stać się królową polskich pływalni. Gdy miała 18 lat zdobyła wicemistrzostwo Europy. Została idolką młodzieży i ulubienicą mediów. Właśnie wtedy nastąpiło załamanie formy. Nie potrafiła wykrzesać z siebie już dawnego blasku, którym tak skutecznie oślepiała rywalki. Zrozumiała, że pora na zmiany. Postanowiła spełnić marzenia o karierze naukowej.
Dziś mówiąc o tym kim jest, bez wahania stwierdza, że energiczną, stuprocentową kobietą, która realizuje swoje pasje. O pływaniu myśli codziennie. Serce podpowiada, że mogłaby wznowić treningi, rozum, że do dawnej formy już nigdy nie wróci. Jest zbyt ambitna, aby posłuchać głosu tego pierwszego.
Z Kasią Dulian spotykam się w upalne, piątkowe południe na raciborskim rynku. Pogoda wręcz idealna na pobyt nad morzem, np. w Gdańsku, w którym pływaczka od kilku lat mieszka. Trójmiasto darzy miłością. Mówi, że momentalnie się w nim „odnalazła”. Do Raciborza, w którym tak wiele zmieniło się od jej wyjazdu, wciąż czuje sentyment.
Złote lata
Gdy w 2005 roku Katarzyna Dulian zdobywała w Trieście srebrny medal mistrzostw Europy w stylu klasycznym na krótkim basenie, miała świadomość, że złotymi zgłoskami wpisuje się do historii polskiego pływactwa. Miała 18 lat. Była w szczytowej formie, a jej sportowe marzenia zaczynały się ziszczać. – Dzięki temu sukcesowi uwierzyłam, że ciężka, czasami żmudna praca, którą wykonywałam na treningach, ma sens. Można powiedzieć, że właśnie srebrny medal z Triestu był najbardziej namacalnym na to dowodem. Wreszcie poczułam satysfakcję z tego co robię i zrozumiałam, że bez niej, każde zajęcie, które wykonuję jest pozbawione sensu – wspomina raciborska pływaczka. Po latach emocje opadły, a Dulian zaczęła spoglądać na wspomniany sukces z zupełnie innej perspektywy. – Wtedy traktowałam pływanie śmiertelnie poważnie. Chyba nawet za bardzo, bo czasami nie potrafiłam zachować spokoju, który mógłby wznieść mnie jeszcze wyżej. Teraz myślę o tamtych czasach w kategoriach świetnej zabawy i pouczającej przygody, którą było mi dane przeżyć – ocenia pani Kasia. Po zdobyciu medalu we Włoszech mianowano ją nadzieją polskiego pływania. Wiele osób zapominało, że przecież jej pięć minut rozpoczęło się nie w Trieście, lecz dokładnie pół roku wcześniej, w Montrealu. To właśnie tam popłynęła w finale mistrzostw świata, zajmując piątą lokatę. – To według mnie porównywalne osiągnięcie do tego z mistrzostw Europy. Przez wielu uznawane jednak za dużo lepsze, ponieważ w Trieście wypływałam srebro na krótkim basenie, natomiast w Montrealu startowałam na długim, który w środowisku pływackim uznaje się za bardziej prestiżowy – przyznaje i dodaje: Nie zmienia to faktu, że te dwa, trzy lata były dla mnie niezwykle udane. Muszę też szczerze przyznać, że sukces przyszedł niespodziewanie. Moja droga przebiegała odmiennie niż u innych świetnych zawodniczek. Nigdy nie byłam wybijającą się juniorką, a tu nagle rewelacyjne lokaty w międzynarodowych zawodach. Niestety, to był tylko epizod – nie kryje pływaczka. O ile w wielkich turniejach błyszczała sporadycznie, w krajowych zmaganiach przez lata była niekwestionowaną faworytką. To do niej należy, aktualny jeszcze dziś, rekord Polski w stylu klasycznym na 200 metrów. – Minęło już 8 lat, ale żadnej pływaczce nie udało się pobić tego wyniku. Jestem z tego bardzo dumna – uśmiecha się raciborzanka.
Pod presją
Dobra passa nie trwała długo. Niecały rok po starcie w Trieście, przyszedł czas na sprawdzenie formy w Mistrzostwach Europy w Budapeszcie. – To jest moja największa sportowa porażka. Nie pojechałam na zawody w dobrej dyspozycji. Byłam przetrenowana, a co za tym idzie, nabawiłam się urazu. Nie awansowałam do finału, co było szokiem, bo przecież byłam aktualną wicemistrzynią Europy – opowiada Dulian. – Byłam rozgoryczona tym wynikiem, ponieważ miałam świadomość, że etap przygotowawczy przepracowałam tak intensywnie, jak nigdy wcześniej. Mistrzostwa przypadły na końcowy okres mojej współpracy z Kadrą Polski, w której trenowałam niestety zbyt mocno. Szkoleniowiec nie potrafił dostosować metod treningowych do mojego organizmu. Przez to, że byłam utytułowaną zawodniczką pojawiała się także presja na wynik. Wiedziałam, że kibice oczekują ode mnie medali na wielkich imprezach, przez co rosła we mnie frustracja, że nie mogę im ich dać – tłumaczy. Dziś ocenia tamten okres, jako jeden z najtrudniejszych w swoim życiu. Przyznaje, że może zabrakło jej umiejętności spokojnej oceny sytuacji oraz że przegrała z własną ambicją. – Nie miałam chyba jeszcze, potrzebnej w takich chwilach, dojrzałości. Bardzo szybko wskoczyłam na sam szczyt, aby później równie szybko z niego spaść. Nie umiałam się z tym do końca pogodzić. Zadręczałam się niepowodzeniami i spadkiem formy, a przecież w karierze każdego sportowca takie chwile się zdarzają. Ważne jest, aby umieć wówczas się podnieść, a ja niestety zbyt emocjonalnie do tego podchodziłam – przyznaje.
Za Oceanem
Brak perspektyw w Raciborzu zmusił Katarzynę Dulian do wyjazdu do USA. – Zawsze chciałam ukończyć dobre studia, ciągnęło mnie do nauki tak samo jak do pływania. Mogłam oczywiście przenieść się do innego, większego miasta Polski, ale stwierdziłam, że jak trenować to tylko z trenerem Generalczykiem z raciborskiego SMS-u – tłumaczy i kontynuuje: Nigdy nie szukałam możliwości wyjazdu do Stanów. Ona pojawiła się sama. Otrzymałam propozycję wstąpienia do Texas A&M – wówczas zajmującego czwarte miejsce w kraju klubu pływackiego, który opłaciłby mi wymarzone studia oraz pobyt w USA. Takiej propozycji się nie odrzuca. Na wyjazd za ocean patrzyła nieco chłodno, bez większej ekscytacji. Żal było opuszczać kraj i rodzinę. W Stanach jednak wiele się nauczyła. Nadal pływała, nawet lepiej niż w Polsce, poznała tajniki najlepszej szkoły trenerskiej na świecie. – Tam również odczuwa się presję wyniku, ale nacisk na sukces w Stanach jest wywierany o wiele subtelniej niż u nas – ocenia pływaczka. Wracając po półtora roku z USA do Polski właśnie tej presji obawiała się najbardziej. Pływała lepiej niż przed wyjazdem, ale złe demony wróciły. – Powrót nie okazał się sportowo szczęśliwy. Osiągałam nadal dobre wyniki na mistrzostwach Polski, ale niestety wyżej już nie sięgałam. Próbowałam kwalifikacji na igrzyska olimpijskie, ale nawet to się nie powiodło. Moja współpraca z trenerem Generalczykiem też przestała się układać. Pojawiło się znów uczucie niemocy, które powodowało nawet to, że stresowałam się przychodząc na treningi, ponieważ stawiałam sobie zbyt duże wymagania, których nie mogłam spełnić – wspomina zawodniczka. – Później jeszcze przez jakiś czas pobawiłam się pływaniem w Gdańsku, ale już powoli usuwałam się w cień. Chciałam zrobić w swoim życiu miejsce na inne pasje – dodaje. Z wyczynowym pływaniem raciborzanka pożegnała się w najlepszym dla sportowca wieku. – Nie żałuję jednak tej decyzji, choć nawet dziś, przed naszym spotkaniem, oglądałam rozpoczynające się właśnie Mistrzostwa Świata w Barcelonie i autentycznie zazdrościłam tym dziewczynom, tego, że mogą jeszcze startować. Widząc jak pięknie przemieszczają się w basenie, kontrolując swoje ciało oraz przekładają jego siłę na ruch w wodzie, wspomnienia wróciły. Uwielbiałam „czuć wodę”, i choć dziś serce podpowiada mi abym wróciła, ja słucham rozumu – wyznaje dwudziestosześcioletnia Dulian i wspomina swoje sportowe początki: Nie mogę uwierzyć, że od pierwszego treningu minęło już tyle czasu. Zaczynałam i tak później niż moje rówieśniczki, ponieważ dopiero w drugiej klasie szkoły podstawowej. W piątej dostrzeżono mój talent, dlatego po ukończeniu SP15 kontynuowałam naukę w gimnazjum, a później w liceum raciborskiego SMS-u – mówi. Niewykluczone, że kiedyś znów stanie nad krawędzią basenu, tyle tylko, że w roli szkoleniowca. Po powrocie ze Stanów ukończyła gdański AWF oraz dietetykę w Akademii Morskiej w Gdyni. Na razie jednak na pierwszym miejscu stawia karierę naukową. – Od października rozpoczynam przewód doktorski. W Trójmieście spotkałam wspaniałych ludzi, zajmujących się biochemią, z którymi od razu nawiązałam nić porozumienia. Obecnie zamierzamy rozpocząć projekt badawczy dotyczący stwardnienia zanikowego bocznego. Cieszę się, że nie tylko mogę realizować swoje zawodowe plany, ale również pomóc innymi ludziom – kończy jedna z ikon raciborskiego sportu.
Wojciech Kowalczyk