Miejskiej zieleni na ratunek
Wszyscy marzymy o czystym powietrzu i ładnym krajobrazie, w którym nie brakuje zieleni i drzew. Czy władze miasta robią wszystko co w ich mocy, aby w Raciborzu tego nie zabrakło? Niektórzy raciborzanie mają co do tego poważne obawy.
Los miejskich drzew poważnie zaniepokoił Mieczysława Heflingera, przedstawiciela Stowarzyszenia Nasze Miasto, a prywatnie wielkiego miłośnika przyrody. Obawia się on, że prowadzone w mieście remonty dróg mocno dają się we znaki drzewom, choć można tego uniknąć.
– Chodzi o prace związane z przebudową ulicy, prowadzone na ulicy Wileńskiej. Rosną tam cztery lipy. Kiedyś między drogą a chodnikiem wydzielony był pas zieleni, na którym one rosły. Po którejś z przekładek chodnika, pas tej zieleni został zlikwidowany. W to miejsce powstał o tyle szerszy chodnik. Przy obecnym kompleksowym remoncie drogi i chodnika, zamiast odtworzyć istniejący kiedyś pas zieleni przydrożnej (dawniej normalna praktyka przy drogach miejskich) robi się chodnik na podsypce cementowej, a nie piaskowej, która daje większe szanse na przeżycie rosnącym tam drzewom dzięki swojej przepuszczalności. Niestety, ta praktyka przyjmuje się bezkrytycznie prawie w każdym przypadku takich robót. Podsypkę usypano aż po same drzewa, nie dając im w ten sposób szans na przeżycie. Pod drzewem powinno się pozostawić odpowiednio dużą tzw. misę, aby miało wystarczająco dużo ziemi. Tymczasem tutaj kładzie się podsypkę pod samo drzewo, na to kostkę i tworzy się skorupa, przez którą drzewa nie będą miały skąd pobierać wilgoci – martwi się pan Mieczysław. Jak dodaje, taką sytuację widać przynajmniej przy dwóch drzewach. Po interwencji przedstawicieli stowarzyszenia w urzędzie miasta, misy zostały nieco powiększone, nie wiadomo jednak, czy to wystarczy. – W urzędzie miasta nie bardzo chcą rozmawiać na ten temat. Wydział Inwestycji stwierdza, że prace wykonują zgodnie z ustalonym i zatwierdzonym projektem i w związku z tym niewiele można teraz zmienić. Takie drzewa są bardzo drogie, skoro już są, to powinno się o nie dbać, dlatego warto zadbać o to, by miały odpowiednie warunki, powiększając im misy albo najlepiej zostawiając pas zieleni – uważa M. Heflinger.
Czasem trzeba pójść na kompromis
W urzędzie miasta z kolei przekonują, że drzewom w żadnym wypadku nie dzieje się krzywda. – Drzewa nie mają mniejszych mis niż wcześniej, tylko większe. O ile wcześniej było to pół metra, w tej chwili jest to 70 cm. Ponadto zastąpiono duże 30-centymetrowe krawężniki przy drzewach mniejszymi, o wymiarach 15 na 30 cm, aby miały większą przestrzeń korzeniową. Natomiast wnioskowany pas zieleni pozostaje po drugiej stronie. Zawsze staramy się przy każdej inwestycji znaleźć najlepsze rozwiązanie, poprawić sytuację, ale czasem trzeba pójść na kompromis. Nie możemy przy tej ulicy zostawić drzewom mis tej wielkości co korony – tłumaczy Anita Tyszkiewicz-Zimałka, rzecznik urzędu.
Nie tylko lipy
Nie tylko lipy przy ul. Wileńskiej nie dają spokoju panu Mieczysławowi. Martwią go również usychające klony przy urzędzie miasta i na Podwalu. Jego zdaniem, z powodu suszy, od urzędników usłyszał natomiast, że drzewa niszczy jakaś choroba. – Tam również występuje betonowa podsypka, ponadto jest spad i uważam, że one po prostu cierpią na ogromny brak wody. W zeszłym roku zwróciliśmy się do pana prezydenta Lenka o dodatkowe podlewanie niektórych młodszych drzew w okresie suszy. Prezydent stwierdził jednak, że nie ma takiej potrzeby, bo one same sobie poradzą, a nawet, że woda wręcz szkodzi drzewom, a ponadto to dodatkowe koszty dla miasta. Te sześć klonów kulistych wzdłuż urzędu miasta rośnie w ogromnie nasłonecznionym miejscu, otoczone ponadto kostką brukową i nie wiadomo po co metalowymi klapami oraz okolone są kutym ogrodzeniem. Te drzewa lub kolejne nasadzenia w tym miejscu nie mają szansy przeżycia z braku wody, dlatego powinno się je podlewać tak jak kwiaty jednoroczne w mieście i inaczej zaprojektować im misy, dające możliwość gromadzenia wody opadowej lub dostarczanej z zewnątrz. Skoro są pieniądze na metalowe klapy, ozdobne okucia, podlewanie kwiatów oraz na zraszacze dla ludzi w okresie upałów (Rynek i ul. Żorska przy gimnazjum nr 3) powinny być i na to – denerwuje się raciborzanin.
Z większym wyczuciem
Jego zdaniem, powinno się sadzić w mieście drzewa z większym wyczuciem i bardziej o nie dbać, gdyż wydawane publiczne pieniądze powinny przynosić korzyści, a nie straty. – To, co zrobiono na Wileńskiej, to przykład tego czego nie powinno się robić drzewom. Poruszony problem dotyczy także innych ulic w naszym mieście. Zresztą mamy ostatnio taką dziwną modę na sadzenie na niektórych zieleńcach miejskich głównie karłowatych drzew. Tym wysokim drzewom również powinno się dać szansę, zwłaszcza jeśli jeszcze takie mamy w mieście. Starsze drzewa o wytworzonej już koronie dostarczają znacznie więcej tlenu i cienia niż sadzone młode drzewa z dużym ryzykiem uschnięcia w wyniku minimalizacji dostępu do wody życia. Przekornie, to właśnie pod tymi drzewami kierowcy szukają schronienia przed słońcem. Każdy mądrze utrzymany pas zieleni daje ogromne korzyści. Prezydent i radni powinni kreować małą architekturę w sposób sprawdzony z zasadą: po pierwsze nie szkodzić! Warto ratować drzewa – przekonuje pan Mieczysław apelując jednocześnie do raciborzan, aby nie bali się zgłaszać w urzędzie zauważanych nieprawidłowości i absurdów.
(e.ż.)
Zdzisława Sośnierz - naczelnik wydziału ochrony środowiska i rolnictwa w Urzędzie Miasta Racibórz
Część klonów przy urzędzie miasta faktycznie jest w złym stanie zdrowotnym. Trudno powiedzieć z jakiego powodu, czy z powodu suszy czy wskutek jakiejś choroby. Stosujemy taką praktykę, że podlewa się drzewa do dwóch lat od ich posadzenia. Podlewanie w tym okresie ma na celu zapewnienie właściwych warunków do przyjęcia się sadzonki drzewa, potem podlewania się zaprzestaje. Ilość wody, którą należałoby wtłoczyć pod duże drzewo byłaby bardzo duża i niemożliwe jest, aby w ten sposób zapewnić właściwe warunki wegetacji w okresie suszy. Poza tym jest małe prawdopodobieństwo, że jego stan przez to by się poprawił, gdyż korzenie drzew i tak są pod asfaltem. Podlewanie miałoby sens, gdyby drzewa miały otwartą przestrzeń, choć i tak potrzebna byłaby niewyobrażalnie duża ilość wody. Wiemy, że w innych miastach podlewa się drzewa, my przyjęliśmy taką praktykę, że podlewa się tylko sadzonki w okresie do dwóch lat i wydaje mi się, że jest to słuszna i rozsądna decyzja. To prawda, że na asfaltowanych ulicach po opadzie deszczu woda nie zatrzymuje się, a drzewa nie mają możliwości jej pobrać, ale to również argument przemawiający za tym, że podlewanie nie ma większego sensu. Woda spływa bowiem głównie do kanalizacji i nie da się wprowadzić jej do systemu korzeniowego tak, by rozprowadzić ją do miejsc najbardziej potrzebujących tej wody. Z pewnością nikt nie przebuduje ul. Batorego z powodu drzew. Drzewa przydrożne obumierają, być może także z powodu suszy, i bardzo ubolewamy z tego powodu, ale skutków suszy nie wyeliminuje się podlewaniem drzew. Jeżeli drzewa obumrą, zostaną wycięte i być może pomyślimy o innym gatunku, może bardziej odpornym na warunki panujące przy drogach, ale także lepiej znoszące zmiany klimatu, które charakteryzują się w ostatnim czasie długimi okresami suszy.