Kryzys w ośrodkach szkolenia
Jeszcze pół roku temu, przed zmianą egzaminu na prawo jazdy, czekało się na swoje podejście 2 – 3 miesiące. Dzisiaj to tylko 2 tygodnia, a nawet drugi dzień od zgłoszenia. Powód jest prostu – boimy się nowych testów.
– To jeszcze nie katastrofa – mówi Janusz Kuwak, z-ca dyrektora katowickiego Wojewódzkiego Ośrodka Ruchu Drogowego. – Mamy ten komfort, że wysyłamy pracowników na urlopy, na macierzyńskie, nie limitujemy terminów tych dni wolnych. Ale patrząc na koniec tego roku, modlimy się, by coś się zmieniło – dodaje.
Strachy na lachy
Dyrektor Kuwak powodów takiej sytuacji upatruje tylko w jednym. – Z plotką bardzo trudno walczyć. To nie jest tak, że nagle mamy niż demograficzny, że ci ludzie, którzy rodzili się w połowie lat 90-tych poumierali. Oni są, tylko czekają. Liczą na jakąś zmianę w tych egzaminów. A tu nie ma na co czekać – mówi. Zdaniem WORD egzamin jest prostszy i korzystniejszy dla przyszłych kierowców. – Zamiast wykuwać 300 pytań i odpowiedzi, muszą nauczyć się ustawy i przepisów drogowych i ich zastosowania. Co w tym złego? Ten egzamin jest prostszy, nagradza logiczne myślenie – mówi Kuwak. Oczywiście, zaznacza od razu, że żaden test nie jest idealny. – Ludzie wyciągają z tej całej puli pytań kilka, które mogą się wydawać głupie. Ale ile takich pytań było w poprzednim egzaminie? Teraz nie ma podchwytliwych zagadnień, trudnych odpowiedzi albo dwuznacznych określeń. Jest naprawdę prościej – przyznaje. Apele WORD jednak na nic się zdają. Przyszli kierowcy zdawać nie chcą, a to może oznaczać poważne kłopoty dla ośrodków egzaminacyjnych po wakacjach.
Zwolnienia i cięcia
Ta sytuacja dotyka tylko i wyłącznie, egzaminatorów. Bo mieszkańcy mogą się cieszyć. Zdarza się, że z dnia na dzień mają egzamin, bez czekania i kolejek.
Jeszcze z zeszłym roku było tak, że gdy zaczynał się okres urlopowy egzaminatorzy, którzy w danym momencie byli w ośrodkach mieli nawał pracy. Teraz, mimo że ich koledzy znów pojechali na wakacyjny odpoczynek, nie ma kogo egzaminować. To właśnie spędza sen z powiek egzaminatorów. Zwolnienia, cięcia etatów, ograniczenie świadczeń socjalnych, diet i ryczałtów czy delegacji. – Liczymy na to, że ci młodzi ludzie, którzy w tym roku powinni już zdawać egzaminy, się przebudzą. Bo naprawdę nie ma na co czekać, zmiany egzaminów nie będzie – komentuje przedstawiciel WORD w Katowicach.
Szkoły jazdy w kryzysie
Sytuacja ta dotyka także szkół jazdy, które od pewnego czasu cierpią na niedobór kursantów. – Spadek jest i to bardzo widoczny – mówi Józef Kosztyła z raciborskiego Centrum Szkolenia Kierowców. – Mniej kursantów to zarówno zmiany w przeprowadzaniu egzaminu jak i niż demograficzny. Nowy egzamin szczególnie trudno zdać starszym kursantom. Problem stwarzają między innymi filmiki, na których jest ograniczony czas na odpowiedź. Testy nie sprawiały im problemów. Również sam okres oczekiwania na egzamin bardzo się skrócił, już nie trzeba czekać tyle co kiedyś. Czekamy na wrzesień, może będzie lepiej – dodaje.
– To faktycznie jest poważny problem – mówi instruktor z jednej z największych szkół nauki jazdy. – Na razie w ogóle o tym nie rozmawiamy, mamy nadzieję, że ta faza minie. Jednak z pewnością już niedługo zaczną się rozmowy o ograniczeniu godzin jazdy, może o zwolnieniach. Tak źle jeszcze nie było, choć mało kto się do tego w branży przyzna. Wszyscy zgrywają się, że mają komplet, że ludzie walą drzwiami i oknami. A to nie prawda – dodaje.
Instruktorzy mają też swój pogląd na nowe egzaminy. – Brak pieniędzy i niż to jedna sprawa, bo faktycznie ani kursy nie są najtańsze, a za egzamin też zapłacić trzeba. Ale niektóre pytania na tych nowych testach są śmiechu warte. Bo jak tutaj normalnie odpowiedzieć, gdy pytają cię, jak zachować się ma kierowca, który nagle doznał ataku bólu brzucha? To jest pytanie, które ma decydować, czy mam albo nie mam otrzymać prawa do prowadzenia samochodu? – pyta retorycznie chcący zachować anonimowość instruktor.
(mark)