Modlitwa w trzech językach
ks. Jan Szywalski przedstawia
Około 90 kilometrów od nas, po czeskiej stronie, ale tuż przy granicy polskiej w pobliżu Głuchołaz, leży urokliwe miejsce pielgrzymkowe MB Wspomożenia Wiernych – czyli Panne Marii Pomocne’, albo też Maria Hilf – w Zlatych Horach. „Złote Góry!” – już sama nazwa reklamuje piękno tego miejsca. Jest jeszcze druga nazwa: Zuckmantel, już nie tak pochlebna, bo nawiązuje do czasów, gdy ukryci tu zbóje napadali na wędrowców i wyrywali im płaszcze – mantle z ramion, naturalnie z zawartością kieszeni.
Zlaty Hory to zarówno miasteczko o bogatej historii, jak i sanktuarium pielgrzymkowe, leżące na zboczu góry, wtopione w zieleń lasów. Można dojechać tam wąską, dość stromą drogą, pod sam kościółek maryjny, wynurzający się nagle bielą ścian z gęstwiny drzew. Jak zwykle historia takich miejsc jest zlepkiem historii i legendy. W czasie wojny trzydziestoletniej schroniła się tu matka oczekująca na poród dziecka. Choć warunki były skrajnie trudne, wydała na świat zdrowego chłopczyka i wdzięczna umieściła tu obraz Matki Boskiej. Po jakimś czasie powstała kaplica drewniana, a ok 170 lat temu murowany kościół. Przed wojną przybywało tu do 80 tys. pielgrzymów.
Czeskie władze komunistyczne zakazały pielgrzymek w to miejsce, uzasadniając to bliskością kamieniołomów. Powoli kościół popadał w ruinę. Nadzieja odbudowy powstała w czasie tzw. czeskiej Wiosny w 1968 r. Utworzono komitet i zaczęto zwozić materiał. Zdążono nakryć dach i odwilż ideologiczna się skończyła. W 1973 r. władze nakazały rozbiórkę kościoła. Ponieważ miejscowa ludność odmówiła, ściągnięto ekipę pirotechniczną z Brna, która wysadziła budynki w powietrze i buldożerami wyrównała teren z ziemią. Przez 17 lat tylko resztki cegieł i blach, świadczyły o dawnym sanktuarium. Pamięć jednak o nim nie zniknęła. Po zmianach proszono papieża Jana Pawła II w 1990 r., podczas pielgrzymki do Czech, o poświęcenie kamienia węgielnego pod planowaną odbudowę. Ukończono ją w 1995 roku, a 23 września tegoż roku biskup ołomuniecki Graubner, w obecności m. in. bpa Alfonsa Nossola dokonał poświęcenia tego zmartwychwstałego z ziemi sanktuarium.
Powrócili też pielgrzymi. Główne uroczystości odbywają się: w drugą niedzielę maja, w Dzień Matki, następnie koło uroczystości Wniebowzięcia NMP, która w Czechach nie jest świętem, oraz w trzecią sobotę września, kiedy to, od 1996 r. urządza się Pielgrzymkę Narodów – czyli Pout’ narodu, albo też Wallfahrt der Nationen – na której pielgrzymi trzech narodowości – czeskiej, niemieckiej i polskiej – modlą się razem, aby pokazać, że to, co wojna i polityka rozdzieliły, potrafi wiara, miłość chrześcijańska i wspólna modlitwa połączyć z powrotem.
Kolejna, 18 pielgrzymka narodów odbyła się w sobotę 21 września. Kilka tysięcy wiernych trzech narodowości zgromadziło to miejsce. Zasiadłem do konfesjonału, a penitentów miałem prawie na równi w każdym z tych trzech języków. Zaś główny plac wypełniony ludem tymczasem odmawiał różaniec i śpiewał pieśni zmieniając języki.
Głównym celebransem był kardynał Dominik Duka, arcybiskup Pragi, postać prawie legendarna. W czasie komuny potajemnie wyświęcony w zakonie dominikanów, działał nielegalnie. Nakryty przez władze siedział jakiś czas w więzieniu. Po odmianie został wyświęcony na biskupa Pragi i podniesiony do godności kardynalskiej przez Jana Pawła II. Przez nowe władze państwowe również został odznaczony orderem zasługi. Jest wielkim przyjacielem Polaków i uczył się naszego języka. Pozdrawiał pielgrzymów w trzech językach, choć homilię potem wygłosił w czeskim. W rękach mieliśmy jednak dobrze przygotowane śpiewniki, a w nich kazanie ks. kardynała przetłumaczone na język polski i niemiecki. Przygrywała, jakby inaczej, czeska orkiestra dęta; nuty były międzynarodowe, ale śpiew brzmiał na przemian w jednym z trzech języków. Słowo wiążące przez wiele lat mówił ks. prałat Globisch, teraz zastępuje go ks. Tarlinski, również z naszej opolskiej diecezji.
Ks. kardynał Duka miał obok siebie przy ołtarzu ks, bpa Andrzeja Czaję z Opola, oraz ks. bpa Frantiska Lobkowicza z diecezji ostrawsko-opawskiej, niejako gospodarza pielgrzymki. Zlaty Hory leżą bowiem na terenie jego diecezji.
Rozmawiałem z kapłanem, który z całym autobusem ludzi przyjechał z Münstern. Przed wojną, jako dziecko, mieszkał koło Kłodzka. Wyjechał z rodzicami w 1946 r. do Niemiec, ale czuje więź z tą ziemią, gdzie jego rodzina miała swe korzenie. Podobnymi sentymentami kierowali się też pielgrzymi, którzy do niego dołączyli.
Z Raciborza przyjechał autobus podstawiony przez mniejszość niemiecką. Zaznaczyć jednak trzeba, że pielgrzymka trzech narodów ma z ziemi polskiej nie tylko gromadzić członków mniejszości niemieckiej.
Łączność z czeskimi katolikami utrzymuje w Raciborzu od wielu lat Klub Inteligencji Katolickiej. Krystian Niewrzoł, prezes KIK-u, dawno temu nawiązał łączność z ks. Kazimierzem Płachtą, proboszczem w Ropicach, w Czechach w pobliżu Cieszyna. Po Bożym Narodzeniu rokrocznie cały autobus z jego parafianami przyjeżdża, aby dzielić się z Polakami opłatkiem w klasztorze Annuntiata. Zaś z Raciborza zaś grupka wiernych jeździ do Czech trzynastego w miesiącach maj – październik na nabożeństwa fatimskie. Tak dziś upadają granice, nie tylko te na mapach, ale i w sercach ludzi. Ano!