Prawo dla wybranych? Czyli problem z dojazdem do pól
Na terenie gminy Nędza ma powstać największe w województwie gospodarstwo szkółkarskie, tu znalazłoby pracę nawet 30 osób, ale na razie inwestorzy nie potrafią nawet wjechać na swoje pola
Prawie 90 hektarów pól w rejonie Łęgu i Zawady Książęcej jest w posiadaniu Bogusławy Cieśli z Wisły Małej. Wspólnie z mężem planują tu stworzenie gospodarstwa szkółkarskiego. Kiedy kupili grunty, nie spodziewali się jednak tylu przeszkód, które blokują im dziś prowadzenie inwestycji.
Zgodnie z mapami geodezyjnymi, do ich pół prowadzić miały co najmniej trzy drogi polne. Rzeczywistość okazała się jednak mniej optymistyczna, tak że obecnie nie ma żadnego traktu nadającego się do przejazdu przyczepy z drzewkami.
Pierwsza droga, którą dojechać można do Orzeszkowa, była najlepszym szlakiem, dzięki któremu Cieślowie mogli dojechać do wszystkich swoich działek. Pomimo, że droga prowadzi do pól innego rolnika, na jej początku ustawiono niedawno znak drogowy, uniemożliwiający tu ruch samochodów ciężarowych.
Inna droga, którą mogliby dojechać z drzewkami została zaorana i obsiana przez sąsiedniego rolnika. Kolejne szlaki są albo nieprzejezdne dla dużych i ciężkich maszyn, albo prowadzą przez dzierżawione grunty sąsiedniego gospodarza, który, jak się wkrótce okaże, nie jest przychylny planom państwa Cieślów.
Pola pod szkółkę leżą przy granicy z rezerwatem Łężczok. Otoczone są innymi polami uprawnymi, należącymi do jednego rolnika. To właśnie z nim trudno się dogadać, a jak wynika z biegu zdarzeń, również jemu sprzyja miejscowa władza.
Orzeszków
Ulica Lipowa, prowadząca na Orzeszków, została w zeszłym roku przejęta od Agencji Nieruchomości Rolnych przez gminę Nędza. Wcześniej kupnem drogi interesował się pan Smotrycki. Mówiono o tym podczas sesji rady gminy, na której radni podjęli uchwałę o przejęciu.
Wójt Anna Iskała przekonywała wtedy, że przejęcie ma służyć rolnikom tak, żeby wszyscy mieli dostęp do swoich pól. O przyjęcie drogi w zasób gminy zabiegała wcześniej właśnie Bogusława Cieśla. – Droga miała być wystawiona na sprzedaż, ale powiadomiłam o tym m.in. Najwyższą Izbę Kontroli i Centralne Biuro Antykorupcyjne. W tym momencie ANR ugięła się i zwróciła się z zapytaniem o przejęcie drogi przez starostwo lub gminę. Oczywiście gdyby nie moja głośna interwencja u pani wójt, droga by nie została przejęta – wyjaśnia. Dodaje, że większość północno-zachodnich dróg prowadzących do rezerwatu Łężczok jest już w rękach sąsiadującego z nią rolnika. Oczywiście właściciel robi z nimi co chce. O całej sytuacji miała zostać powiadomiona wójt Iskała.
Cała rozmowa miała odbywać się przy pracownikach gminy i przedstawione argumenty (m.in. zachowanie dojazdu do domu rodzinkowego w Orzeszkowie) przekonały wójt do zaangażowania się w sprawę.
Blokady drogi
Dom rodzinkowy na Orzeszkowie jest prowadzony w domu syna Edwarda Smotryckiego, rolnika z Markowic. Innych zabudowań mieszkalnych tu nie ma. Dookoła są pola rolne Andrzeja Smotryckiego, brata Edwarda.
Kiedy Lipową zaczęli przejeżdżać Cieślowie spotkali się z problemem. Kiedy Smotrycki drogę dzierżawił, zamknął bramę blokując przejazd. Po przejęciu drogi przez gminę inaczej chciał utrudnić życie sąsiadom – np. wysypywał na drogę sterty gruzu. Nie pomogły telefony do urzędu gminy. Przyczepy z sadzonkami zostały kilkukrotnie, skutecznie zatrzymane.
Według relacji małżeństwa z Wisły Małej, wójt radziła im aby nie zadzierać z sąsiadem i znaleźć inną drogę dojazdu. Bogusława Cieśla nie chciała się na to zgodzić i nie rozumiała dlaczego ma się kogoś bać? Odwaga to jednak za mało. Wkrótce przy wjeździe drogi, po decyzji wójt Iskały, stanął wspomniany znak. Na Lipową nie wolno wjechać sprzętem ważącym powyżej 3,5 tony. – Wygląda na to, że gmina kupiła drogę panu Smotryckiemu, a nie jak tłumaczono dla innych rolników – komentuje Bogusława Cieśla.
Droga 522
Innym sposobem dojazdu do przyszłego gospodarstwa szkółkarskiego miała być droga nr 522 przecinająca dwa pola rolnika – sąsiada. W terenie okazało się, że droga jest zaorana i zasiana (patrz zdjęcie 1). Małżeństwo udało się do starostwa, które miało mieć w administracji ową drogę. Tu odesłano ich do gminy, twierdząc że drogą zarządza wójt. W gminie mieli usłyszeć, że na ewentualne przywrócenie drogi do użytku nie ma pieniędzy. Jeśli chcą dojazdu do gospodarstwa szkółkarskiego, to drogę mogą sobie sami wyremontować. – Polecili nam jednak aby przed ewentualnym remontem poczekać aż rolnik zbierze zbiory! – wspomina pani Bogusława.
Geodeci w terenie
Tereny dookoła gruntów inwestorów z Wisły Małej były tak mocno rozkopane przez maszyny rolnicze, że niemożliwością było określenie ich dokładnych granic. Cieślowie zlecili na własny koszt prace geodezyjne mające na celu odtworzenie linii okalających ich pola oraz drogi dojazdowe.
Kosztowne przedsięwzięcie ujawniło wiele nieprawidłowości, m.in. liczne zaorane drogi dookoła. Na dwóch z nich zasiali sami Cieślowie, którzy nie byli nawet świadomi, że wchodzą maszynami na teren drogi. To podpatrzył ich sąsiad i na podstawie map stworzonych przez wspomnianych geodetów, poinformował o tym uprzejmie starostwo. Urzędnicy bez zwłoki wystosowali pismo do małżonków, że mają 14 dni na przywrócenie drogi do stanu używalności. Pracownik starostwa tworząc pismo opierał się głównie na zawiadomieniu rolnika, Andrzeja Smotryckiego. Ten zaś napisał m.in., że zaorana droga uniemożliwia mu dojazdu do jego działek. – Ciekawe, że zanim wydano nakaz nikt z urzędu się ze mną nie skontaktował. Zgodnie z otrzymanym pismem, wizję w terenie przeprowadzono bez mojej zgody – komentuje inwestorka z Wisły Małej.
Według map państwa Cieślów, jedna z omawianych dróg jest ślepa, a druga zupełnie niepotrzebna nikomu poza nimi samymi. Zapowiedzieli jednak, że przywrócą szlaki do stanu używalności. Zastanawiają się jednak czy ich sąsiad wraz z rodziną będą się tak samo troszczyli o inne drogi, choćby o tę nr 522, z której w tym roku zebrano plon. Czy może urzędnicy mają pomysł aby wesprzeć nowych inwestorów, którzy chcą stworzyć na ich terenie największe gospodarstwo szkółkarskie na terenie województwa, a obecnie nie mają możliwości dojazdu do swoich gruntów? Czy decydenci zdają sobie sprawę, że prace może tu znaleźć nawet 30 osób? O ile ich działania nie przestaną blokować a zaczną pomagać?
Urzędnicy piszą pisma
O sprawie mówiła niedawno wójt Anna Iskała, w odpowiedzi na pytania radnego Juliana Skwierczyńskiego, który zainteresował się sytuacją. Według wójt, drogi polne (w tym ta z numerem 522) są w administracji starostwa, które chce nimi obdarować gminę. Gmina jednak dróg nie chce, dopóki nie zostaną one odtworzone przez pana Smotryckiego. Starosta więc napisał pismo, w którym domaga się od rolnika wyremontowania zaoranej drogi, inaczej grozi mu sądem.
Jeśli chodzi o znak ograniczający ruch na ul. Lipowej to pojawiły się nowe okoliczności. Wójt Iskała zmieniła zdanie i dziś upiera się, że drogę chciała przejąć aby... nie została rozjeżdżona przez rolników. Obecnie trakt ma służyć jedynie jako dojazd do rezerwatu. Ponadto wójt zaczęła się martwić o drzewa rosnące wzdłuż drogi do Orzeszkowa. – Na każde z okolicznych pól można dojechać inną drogą – odpowiedziała na uwagi dotyczące blokowania dojazdu rolnikom.
Riposta
Bogusława Cieśla dziwi się powyższym tłumaczeniom. – Raciborszczyzna zawsze kojarzyła nam się z gospodarowaniem na wysokim poziomie oraz wysokim poziomem zarządzania. Okazało się, że prawo jest dla wybranych, a nie całego społeczeństwa. Pani Iskała wyraźnie faworyzuje największego właściciela ziemskiego w okolicy, naszego sąsiada, który zniszczył drogi oraz rowy melioracyjne oraz znaki graniczne i bez skrupułów dalej zaoruje te drogi! – mówi. Władze na to nie reagują, a z drugiej strony skutecznie utrudniają życie innym. Zdaniem pani Cieśli, znak ograniczający tonaż na drodze do Orzeszkowa stoi bezprawnie, a nawet jest bez sensu. Znaki obowiązują bowiem na całej długości drogi, przed którą stoją, aż do rozjazdu lub skrzyżowania. Ul. Lipowa ciągnie się nitką od zakazu do pól, czyli tam gdzie do tej pory jeździli wyłącznie rolnicy i gdzie nie rosną drzewa a dzikie krzaki. – W zasadzie ten znak dotyczy wyłącznie nas – podsumowuje. – Gdyby nie moja interwencja, pani wójt pozwoliłaby sprzedać tę drogę panu Smotryckiemu, tak jak dwie inne drogi, które zamykają główny trakt istniejący od pokoleń wzdłuż rezerwatu, więc co wówczas stałoby się z lipami? – zastanawia się Bogusława Cieśla.
O innych drogach dojazdowych do pół Cieślów gospodarze przekonują, że dojazd nimi jest utrudniony dla ciężkiego sprzętu przez przeszkody jak drzewa czy rowy. Gdyby było inaczej, nie interweniowaliby na tyle sposobów. Rozwiązaniem byłaby droga nr 522, lecz, jak wspomniano, sąsiad ponownie ją zasiał.
– To przykre, że muszę walczyć o wszystko u pani wójt i innych urzędników. Sprawa dróg to tylko część z moich problemów, które stworzone są brakiem dobrej woli ze strony Gminy Nędza i Starostwa Racibórz – podsumowuje inwestorka z Wisły Małej.
Marcin Wojnarowski