Dzisiejsze kino wartości
ks. Jan Szywalski przedstawia
W coraz większym stopniu nasza mentalność, sposób myślenia, osądu, w konsekwencji nasze postępowanie kształtują media: książki, czasopisma, filmy, radio, telewizja, internet.... Sypie się na nas nieustanna lawina obrazów i słów; nie jesteśmy w stanie jej przeżuć i przetrawić, czy należycie ocenić. Ile w tej strawie informacji jest zdrowego pokarmu służącego duchowemu rozwojowi, a ile trucizny, nie da się na bieżąco ocenić.
Ostatnio powstała w Raciborzu inicjatywa Kina Wartości, która pragnie wyłowić wartościowe perełki z lawiny obrazów wdzierających się w nasze wnętrze. Z Markiem Rapnikim, jednym z twórców akcji rozmawia ks. Jan Szywalski.
Ks. Jan: Kto dał pomysł akcji Kina Wartości?
Marek Rapnicki: Od 1986 r. działa w Raciborzu Dyskusyjny Klub Filmowy „Puls”. Istniał przy RDK- u, później, kilka lat temu przeniósł się do Strzchy, na salę „Przemka”. Klub należy do Polskiej Federacji DKF, zrzeszającej kiedyś kilkaset podobnych klubów, do dziś przetrwało nas kilkadziesiąt. Pomysł Kina Wartości wyrósł w Klubie, w moich rozmowach z kierownikiem Kina „Przemko” Andrzejem Śliwickim, z potrzeby promowania pozytywnych wartości tkwiących w filmowych obrazach. Sztuka uległa ogólnej degradacji: króluje kpina, szyderstwo do bluźnierstwa włącznie. Kino, owszem, powinno być odważne, pionierskie, ale nie wyzbyte „kręgosłupa”, idące w stronę nihilizmu. Celem sztuki nie jest samo zszokowanie, lecz skierowanie ku wartościom. Bł. Jan Paweł II mówił o misji sztuki, o jej współdziałaniu w ewangelizacji. Ale to przecież nie ma być kino dla księży i kółek różańcowych, lecz dla wszystkich raciborzan, którzy są wrażliwi i poszukujący!
Ks. Jan: Święty Ignacy z Loyoli tak opowiada o swoim nawróceniu: Gdy jako żołnierz – awanturnik leżał ranny w szpitalu, prosił o książki do czytania. Lubował się w próżnych i zmyślonych opowieściach o niezwykłych ludziach. Nie było jednak akurat takich pod ręką, więc dano „Życie Jezusa” i Żywoty Świętych”. Wkrótce zaczęło go pociągać to, co w nich odnajdywał. Zauważył też, że gdy czytał o sprawach doczesnych, odczuwał wprawdzie wielką przyjemność, kiedy jednak znużony zaprzestał, ogarnął nim smutek i pustka. Kiedy natomiast rozmyślał o naśladowaniu wielkich dzieł dokonanych przez świętych mężów, odczuwał przyjemność nie tylko w czasie czytania, ale i potem.
Myślę, że wielu z nas doświadczyło czegoś podobnego. Zachłannie czytamy i oglądamy sceny grozy, brutalności, obficie barwione krwią, pełne gwałtu i seksu, trzymające w napięciu, ale po „the endzie” często odczuwamy niesmak, czasem nawet obrzydzenie czy zażenowanie, a kładąc się spać stają się nieraz źródłem koszmarów.
Zdarza się jednak pozytywna perełka, kwiateczek w gąszczu miernoty, film unoszący nas w górę swym wydźwiękiem pozytywnym, uszlachetnia nas. Nie musi być nawet porywający akcją, ale jest po prostu wzruszający lub poruszający. Wychodzimy z kina, czy wstajemy sprzed telewizora jakby lepsi, lub przynajmniej z wiarą w dobro. Rodzi się w nas pragnienie kontynuowania ukazanego dobra czy naśladowania bohatera.
Marek Rapnicki: I właśnie te filmy chcemy wyłowić i pokazać Świat jest oparty na komercji, zło reklamuje się głośno i skutecznie, dobro stoi pokornie w kącie i czeka na odkrycie. Wyciągnęliśmy spod stosy taśm i płyt „Cristiadę”, wzruszający film o prześladowaniu chrześcijan w Meksyku. Ściągnął do Strzechy kilkaset widzów. Potem było „Lourdes”, a w piątek 13 grudnia (godz. 18.00) zamierzamy pokazać film Zanussiego „Persona non grata”.
Ale nasze ambicje są większe: chcemy pokazać nie tylko dobre filmy, ale też ich twórców. Właśnie 13 grudnia, zaprosiliśmy reżysera filmu Krzysztofa Zanussiego. Można go stawić w jednym rzędzie z największymi polskimi reżyserami obok Wajdy, Kieślowskiego czy Kawalerowicza. To reprezentant kina moralnego niepokoju. Jego filmy są sprzeciwem wobec miałkości i nijakości człowieka. Sam twórca jest humanistą, filozofem, poliglotą. Mimo swoich 74 lat ciągle w rozjazdach jako wykładowca, czy reżyser teatralny. Obecnie często przebywa na Wschodzie: w Kazachstanie, czy na Syberii gdzie realizuje sztuki teatralne.
Jednym z pierwszych filmów Krzysztofa Zanussiego były „Barwy ochronne”, rozgrywający się w latach siedemdziesiątych dramat traktujący o człowieku konformistycznym i wielobarwnym. Już wtedy Zanussi pokazał się jako twórca filmu moralnego niepokoju. Film „Rok spokojnego słońca” uzyskał nagrodę Złotego Lwa na festiwalu w Wenecji w 1984 r.; opowiada o wykorzenieniu Polaków przeniesionych z Kresów Wschodnich na ziemie zachodnie. Najbardziej znany jest chyba jego film „Z dalekiego kraju”, o papieżu Janie Pawle II, będący niejako wizytówką Polski z okresu, kiedy wzrastał Karol Wojtyła. Film „Persona non grata”, który zamierzamy pokazać w obecności jego reżysera w Strzesze 13 grudnia, opowiada o polskim ambasadorze w Urugwaju. Jego przeszłość jest związana z działalnością podziemia. Gdy wraca do domu na pogrzeb swojej żony, spotyka dawnego przyjaciela, którego posądza o romans ze zmarłą żoną. Z pewnością będzie prowokował do dyskusji i zmusi niejednego widza do rachunku sumienia.
W naszym „Almanachu Prowincjonalnym” Zanussi opublikował przed rokiem dramat pt. „Hybris”. Sztuki tej nie wydrukowano Mistrzowi w „Dialogu”, temat bowiem ciągle jest drażliwy: dotyczy człowieka, który w socjalistycznej Polsce był funkcjonariuszem Urzędu Bezpieczeństwa, a w nowych czasach wyrósł na autorytet moralny. Dylemat człowieka, który w młodości wtopiony w machinę zła, stoi obecnie na piedestale, a nie rozliczył się z przeszłością, i nigdy nie okazał skruchy, ani nie widzi potrzeby zadośćuczynienia.
Przyznaję się do osobistej znajomości z Krzysztofem Zanussim. Skieruję do naszego gościa wiele pytań, m.in. jak ze swojej perspektywy człowieka światowego ocenia stan kultury w Polsce.
Kino Wartości zaprasza do Strzechy w piątek, 13 grudnia godz. 17.00 na spotkanie z Krzysztofem Zanussim i projekcję jego filmu „Persona non grata”.