Równe szanse dla wszystkich dzieci
Niczym nie różnią się od swoich rówieśników, są młodzi, dobrze się uczą, zdobywają wykształcenie, w zamian wymagają jednak wsparcia, by dysfunkcje wzroku czy narządu ruchu nie stanowiły przeszkody w realizowaniu się w dorosłym życiu. Aby wybory, których dokonują, nie były wynikiem kompromisu, ale świadomej decyzji o tym, co chcieliby robić w przyszłości.
Wie o tym Zosia, która w dzieciństwie przeszła kilka operacji oczu. Nie przeszkodziło jej to jednak z dobrymi wynikami ukończyć szkół. Zawsze też mogła liczyć na swych rodziców.
Integracja pomaga, a nie faworyzuje uczniów
Jako najlepszy okres wspomina szkołę podstawową, gdzie uczęszczała do klasy integracyjnej. – Na lekcji było zawsze dwoje nauczycieli, jeden prowadził zajęcia, a drugi dyktował z tablicy. Nie trzeba było męczyć wzroku, patrząc na tablicę i do zeszytu jednocześnie. Podobało mi się również to, że miałam powiększoną czcionkę i wydłużony czas pracy – opowiada o udogodnieniach, z których mogła korzystać wraz ze swą słabowidzącą koleżanką. Były też lampki biurowe na ławki, które ułatwiały pisanie i czytanie. W klasach I-III mogły liczyć na pomoc przy wychodzeniu z klasy, choć nie było specjalnej potrzeby, żeby na przerwie ktoś musiał się o nie troszczyć.
Idea klasy integracyjnej ma jednak też złe strony, ponieważ „szufladkuje” uczęszczające do niej dzieci. Powszechnie uważa się, że uczniowie z klas integracyjnych są faworyzowani, a więc traktowani bardziej ulgowo w nauce. Tymczasem pewne udogodnienia mają wyłącznie pomóc w wyrównywaniu szans dzieci niepełnosprawnych ze zdrowymi. Nigdy nie było takiej potrzeby, aby przygotowywać wyłącznie dla nich inny program nauczania. – Gdyby uczniowie z problemami zdrowotnymi byli w różnych klasach, pewnie traktowani byliby normalnie – przyznaje.
Czasami nawet nauczyciele nie do końca rozumieją, jak funkcjonują osoby np. ze słabym wzrokiem. W gimnazjum podczas wyjść klasy poza teren szkoły, nauczyciele niechętnie zabierali je w obawie, że zmuszeni będą roztaczać nad nimi dodatkową opiekę.
Matura bez taryfy ulgowej w nauce
W szkole średniej nie ma już klasy integracyjnej. Jednak uczniowie posiadający orzeczenie o stopniu niepełnosprawności mogli korzystać z pewnych ułatwień w nauce, jak np. w przypadku problemów ze wzrokiem z materiałów dydaktycznych z powiększoną czcionką. Na lekcji przydałby się nauczyciel pomocniczy. – Czasem nie mogłam czegoś odczytać z tablicy. Problemem było jednoczesne patrzenie na nią i do zeszytu. Oczywiście mogłam podejść, jeśli coś trudno było mi przeczytać – opowiada.
Mile wspomina maturę, którą zdawała indywidualnie. Poczynając od września, w trzeciej klasie licealnej trwały przygotowania uwzględniające jej problem ze wzrokiem, np. otrzymała czytelne, napisane dużą czcionką druki egzaminacyjne, ponadto miała możliwość korzystania z monitora komputera, by nie przekładać kartek oraz z wydłużonego czasu na egzaminie. Z tego ostatniego jednak nigdy nie korzystała, nawet pisząc sprawdziany.
Nie rozumieją niedowidzących
Nie zawsze właściwe kompetencje posiadają osoby, które zajmują się uczniami z dysfunkcją wzroku. – Miałam do czynienia z panią tyflopedagog, która pytała mnie o innych swoich podopiecznych, opowiadała jacy są i jakie mają problemy, oczekiwała ode mnie porady, co powinna zrobić w danym przypadku. Poza tym dawała mi zadania, które zamiast ćwiczyć, męczyły mój wzrok – wspomina.
Udział w tego typu zajęciach był obowiązkowy i nie można było z nich zrezygnować, gdy miało się orzeczenie o niepełnosprawności. Co więcej, zastąpiono nimi indywidualne lekcje, które mógł sobie wybrać uczeń z dysfunkcją.
Niewiele wyniosła też z rozmowy z doradcą zawodowym: – Pani powiedziała mi to, co jej zasugerowałam. Taki doradca nie jest przygotowany do kontaktu z osobami słabowidzącymi, więc co może mi powiedzieć? – zastanawia się.
– Córka przychodziła zniechęcona z takich zajęć. O ile osoby słabosłyszące i niesłyszące mają swoją szkołę, o tyle miasto nie jest przygotowane, by stworzyć warunki do życia osobom z wadami wzroku, czy dysfunkcjami ruchu – przyznają rodzice.
Im też jest niełatwo, ponieważ mogą liczyć prawie wyłącznie na siebie. W szkole podstawowej, co tydzień odbywały się spotkania z psychologiem, na które chodziły trzy zainteresowane mamy. Uznały jednak, że zrezygnują z tych wizyt, ponieważ nie pomagały w rozwiązywaniu nurtujących je problemów.
Zdani na siebie
Dopiero po latach rodzice Zosi dowiedzieli się o możliwości uzyskania pomocy z PFRON. W Wodzisławiu, gdzie przynależą po rozwiązaniu związku niewidomych w Raciborzu, poinformowano ich o organizowanych obozach rehabilitacyjnych, z których córka nigdy nie korzystała, bo o nich nie wiedzieli.
– Wiele dowiadujemy się pocztą „pantoflową” od znajomych, którzy posiadają dzieci z problemami zdrowotnymi. Przy każdej też okazji dzielimy się własną wiedzą na temat różnych możliwości pomocy dzieciom – ubolewają, że taki słaby jest przepływ oficjalnych informacji, które mogłyby ułatwić życie ich córce.
Zosia chciałaby studiować, bardzo lubi też muzykę. – Interesuje mnie muzyka ludowa, a zwłaszcza pieśni ukraińskie i bałkańskie – przyznaje. Występuje w zespole „Perspektywa”. Śpiew jest jednak dla niej pasją, a nie zawodowym spełnieniem.
Ewa Osiecka