Kupiectwo wpisane w rodzinę. Wspomnienie o Piotrze Raczku
25 stycznia na cmentarzu Jeruzalem pochowano jednego z najsłynniejszych kupców Raciborza, właściciela sklepów Raczek i Kapturek – Piotra Raczka. Zmarł nagle w wieku 61 lat. Przypominamy sylwetkę znanego raciborzanina.
O bohaterze tego artykułu, wywodzącym się z Starej Wsi, opowiada nam jego małżonka Jolanta, z którą spedził 37 lat życia i dochował się dwojga dzieci. – Poznaliśmy się w Pollenie, gdzie mąż trafił jako stażysta, a ja byłam jego przełożoną, mistrzem zmianowym – wspomina żona. Te zależności służbowe nie trwały długo, bo zaraz po zakończeniu stażu pan Piotr zatrudnił się w raciborskiej cukrowni. Szefowa z poprzedniego miejsca pracy została wkrótce jego żoną, w grudniu 1976 roku.
Cukrownia też nie była zbyt długo miejscem pracy dla absolwenta Zespołu Szkół Mechanicznych. Tradycja rodzinna skierowała młodego mężczyznę do handlu. Musiał przejąć prowadzenie sklepu po zmarłym ojcu i pomóc matce, także narzekającej na zdrowie. Raczkowie – rodowici raciborzanie – mieli od lat punkt handlowy przy ul. Londzina 15, obok kina Bałtyk. Specjalizowali się w artykułach dziecięcych i asortymencie drobnego AGD. – W tamtych czasach sklepy państwowe miały mało towaru. Nasza oferta cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. Do sklepu ustawiały się kolejki. Pamiętam, że teściowa musiała zamykać go na kilka minut, żeby zjeść śniadanie, bo klientów było tak wielu, że chodziłaby cały dzień głodna – opowiada pani Jolanta. Pomagała mężowi, sprzedawała w sklepie i wychowywała dzieci – Agnieszkę i Jakuba. Zaangażowała się w prowadzenie rodzinnej firmy i odeszła z Polleny. – Nie było mi łatwo, stanie za ladą to rodzaj ekspozycji samej siebie, ale z biegiem lat coraz lepiej się czułam w tej branży, to moje życie i rodzaj pasji – przyznaje małżonka pana Piotra.
Wszystko dla dzieci
Raczkowie rozwijali swoją działalność. W latach 80. pozyskali nowy punkt sprzedaży, także przy ul. Londzina. Był to sklep dziecięcy „Czerwony kapturek” przemianowany potem przez nowych właścicieli na „Kapturka”. – Nie mieściliśmy się z towarami w jednej placówce, potrzebowaliśmy więcej miejsca a popyt znacznie wzrósł, to były lata rozwoju miasta – tłumaczy pani Jolanta. Tak powstały dwa specjalistyczne sklepy w Raciborzu – dziecięcy i z artykułami drobnego AGD.
Rodzina kupców nie poprzestała na tym i zaangażowała się w prowadzenie trzeciej placówki, na rogu Stalmacha i Londzina. Ruszył tu spożywczak, prowadzony ze wspólniczką. – Gdy ona przeszła na emeryturę, a była doświadczona w branży spożywczej, dla nas zupełnie obcej, postanowiliśmy przebranżowić sklep. Oferowaliśmy tu artykuły dekoracyjne – precyzuje Jolanta Raczek. Punkt był tak charakterystyczny dla tego rejonu miasta, że jeszcze dziś, mimo że przez osiem kolejnych lat był tu asortyment dziecięcy, wstępują klienci szukając np. dekoracyjnych świeczek.
Spadkobiercy Desy
Następnym wyzwaniem dla kupieckiej rodziny było podnajęcie części lokalu przy ul. Długiej, gdzie znajdowała się Galeria Desa. W połowie lat 90. Raczkowie zastąpili tu handlujący elektroniką Romar. Tu również otwarto sklep dziecięcy. Gdy krakowska centrala Desy chciała wycofać się z działalności w Raciborzu, Piotr Raczek postanowił zostać mecenasem sztuki. Tak powstała Galeria „R” kontynuująca tradycje Desy. Sprzedawano tam obrazy, antyki i współczesne wyroby artystyczne. W tym czasie, latach 90. – jako doświadczony kupiec Piotr Raczek współtworzył, a następnie kierował Raciborską Izbą Gospodarczą. – Mąż nie był stworzony do polityki i niezbyt długo sprawował tę funkcję – wspomina żona. W tamtym czasie Raczkowie zatrudniali już 18 osób w swoich sklepach. Niestety, rynek okazał się niezbyt łaskawy dla tak ambitnej branży i trzeba było wycofać się z drogiej w utrzymaniu lokalizacji.
– Znowu okazało się, że nie mamy się gdzie zmieścić z towarem. Tak jakby na nas czekał, dwa lata pusty lokal przy ul. Londzina. Wynajęliśmy od miasta ten były sklep pana Szczerby, naszego sąsiada, także znanego kupca – opowiada pani Jolanta. Połowa minionej dekady była dla drobnego handlu znacznie korzystniejsza niż obecne czasy, w Raciborzu nie było jeszcze tak wielu dyskontów. – Ta hossa szybko się skończyła. Czynsz i koszty były nie do udźwignięcia i musieliśmy zmieścić się w naszych dwóch sklepach przy tej samej ulicy. I tak jest do dziś – dodaje nasza rozmówczyni.
Człowiek na medal
Wyjątkowym towarem, jakim Raczek handlował (i oferuje nadal), były trofea i medale sportowe, sprowadzał je na zamówienia klubów i szkół przez długie lata. Zdecydowana większość z tych wręczanych młodym sportowcom na miejskich zawodach pochodziła z sklepu pana Piotra.
Raczek był zapalonym żeglarzem (rejsy z kolegami miały miejsce parę razy w roku) i narciarzem. W ostatnich latach zainteresował się myśliwstwem. – Pociągało go chodzenie po lesie, cisza i spokój były ważniejsze od polowań. Potrafił godzinami siedzieć na drzewie – podkreśla małżonka.
Sklepy Kapturek i Nieboraczek należące do kupieckiej familii nadal będą działać, schedę po ojcu, podobnie jak kiedyś Piotr od swego taty, przejął teraz syn zmarłego – Jakub.
(ma.w)