Opozycji nie podoba się, że PK współpracuje z PUK-iem
Prezydent Lenk powiedział radnemu Wacławczykowi, że może spotkać się z nim na sali sądowej
Co zyskaliśmy na tej podobno tak dobrej współpracy PK z PUK Ruda Śląska? – dociekał radny Wacławczyk na sesji 29 stycznia. Porównał relacje obu spółek do wynajęcia części swego pubu gdzie oddałby konkurencji bar i lodówkę. Dostałby 200 zł za wynajem ale to konkurent zarabiałby zamiast niego.
Na sesji dyskutowano o kondycji spółek miejskich. Najgorzej radzi sobie Przedsiębiorstwo Komunalne, którego przyszłości dotyczyły pytania radnych. Głos zabierali Dawid Wacławczyk i Tomasz Kusy. Pierwszy wytykał władzom PK, że zgadzając się na podwykonawstwo dla PUK Ruda Śląska (wywozi śmieci z Raciborza) dały konkurentowi czas na rozpoznanie rynku, a ten przerzucił swoje straty na raciborską spółkę, bo wykonywała usługi po zaniżonej cenie. Drugi z radnych stwierdził, że jedyną szansą na przetrwanie przedsiębiorstwa na rynku jest jego agresywność w konkurencji.
Prezydent Lenk zapewniał, że PK nie zejdzie z rynku usług gospodarki odpadami, a pół roku podwykonawstawa na rzecz PUK było potrzebne by ustalić czy przedsiębiorstwo jest zdolne angażować się na wolnym rynku. Aktualnie PK zarabia na umowie z PUK, który wynajmuje u raciborzan część bazy i pomieszczeń.
– Przekazałem dane nt. spółek radnym by zastanowić się jaką politykę wobec spółek miejskich należy prowadzić w przyszłości – wyjaśnił urzędnik. Żałował, że rajcy „nie dyskutują ani nie inspirują”. Tomasz Kusy ripostował, że to nie radni powinni decydować w sprawach spółki, a prezydent i jej rada nadzorcza. – Nie będę pana uczył jak zarządzać – powiedział Lenkowi.
Temperatura wymiany zdań między Lenkiem a Wacławczykiem w pewnym momencie się mocno podniosła. Prezydent odpowiadał na pytania rajcy, a ten wykonał gest, którym zirytował włodarza. – Panie Wacławczyk, pan mnie kiedyś nazwał kłamcą w sytuacji związanej ze schroniskiem i nie przeprosił, a teraz macha pan ręką i komentuje na boku, nie życzę sobie takich zachowań, ja pana nie lekceważę – wytknął Lenk opozycjoniście.
Ten był zdziwiony i deklarował, że nie ignoruje mówcy, bo „szanuje prezydenta tak jak powinno się szanować osobę na tym stanowisku”. – Jeżeli pan szanuje kogoś kogo nazywa wcześniej kłamcą to stosuje dziwną filozofię. Ma pan dużą tolerancję na używanię sformułowań, które wzajemnie się wykluczają – pouczył szefa NaM-u.
Mirosław Lenk przyznał przed radą miasta, że za nazwanie go kłamcą chciał radnego Wacławczyka postawić przed sądem ale „nie zwykł tego robić i nie będzie robił”. Wywołany prosił Lenka by ten go nie straszył, bo i tak nie wymusi na nim żadnych przeprosin. – Przeliczył się pan po prostu – powiedział prezydentowi.
ma.w