Przemijanie w obiektywie kronikarza – dokumentalisty
Fotograf Marek Krakowski prawie nie rozstaje się z aparatem fotograficznym
Daje drugie życie eksponatom muzealnym, nawet jeśli znikną – czasem na dłużej – w cieniu innych nowych odkryć historycznych. Dawniej na kliszach, dziś cyfrowo Marek Krakowski zachowuje obrazy zabytków muzealnych, dokumentów archiwalnych, ale też zanikających zwyczajów i obrzędów ludowych, stając się swoistym kronikarzem przeszłości miasta i jego okolic. Dokumentalista, który sam o sobie mówi skromnie, że jest tylko rzemieślnikiem, faktycznie znawca i pasjonat fotografii.
Fascynuje go upływ czasu i choć mówi, że przychodzi to z wiekiem, z zaciekawieniem obserwuje zachodzące zmiany również w mieście, w którym przecież się urodził. Czuje się też w pełni raciborzaninem, chociaż rodzice na Śląsk przyjechali w 1945 r., mama spod Stanisławowa, a ojciec z okolic Tarnowa.
Druh – towarzysz młodości
Nie pamięta, kto pierwszy robił w rodzinie zdjęcia, ale miał sześć, a może siedem lat, gdy fotografia rozbudziła jego dziecięcą ciekawość. A przecież do spełnienia marzeń wystarczyć musiał wtedy zwyczajny aparat fotograficzny druh. – Gdy potrzebowałem czerwonego światła owijałem żarówkę chustką, która pod wpływem ciepła prawie natychmiast przepalała się. Taką już zniszczoną musiałem oddawać mamie – śmieje się pan Marek.
Na poważnie zainteresował się fotografią w „Mechaniku”, gdzie prawie nie rozstawał się ze swym fotograficznym sprzętem. Dziś wspomnienia te wracają podczas spotkań z kolegami z technikum, którzy nadal przechowują zdjęcia z tamtych lat.
– Kiedyś fotooptyka znajdowała się na Rynku. Tam biegało się po „chemię”, której zużywałem sporo, przede wszystkim na fotograficzne eksperymenty. Aby wykonać pełny proces zdjęciowy, potrzebna była wiedza, którą zdobywałem korzystając często z pomocy znajomych.
Wiedza na temat fotografowania w tamtych latach była skąpa, brakowało książek opisujących techniczne metody wykonywania zdjęć. Z pewnością panu Markowi pomocne w jej poszerzeniu było rozpoczęte studium fotograficzne przy Ministerstwie Kultury i Sztuki w Warszawie.
– Dzięki fotografii nauczyłem się czeskiego, ponieważ w Czechach, dużo więcej było literatury na temat fotografii i lepsze zaopatrzenie w materiały fotograficzne – wspomina, jednocześnie ubolewając że nie można było wtenczas swobodnie przejeżdżać przez granicę. W latach 70. zaprzyjaźnił się z rodziną spod Brna, która podzielała jego fotograficzne zainteresowania. Znajomość ta przetrwała do dziś, choć kiedyś możliwości kontaktowania się były znacznie bardziej ograniczone. – Gdy zaczął się kryzys spotykaliśmy się na granicy w Chałupach. Ponieważ nie wolno było jej przekraczać, siadaliśmy, każdy po swojej stronie i machaliśmy do siebie. Po godzinie może półtorej zdenerwowani wopiści w końcu przeganiali nas – opowiada pan Marek.
Zdradził zenita dla nikona
Od około 20 lat pan Marek, jako fotograf pracuje w Muzeum w Raciborzu. Pomimo że wcześniej zatrudniony był w księgarni i studiu fotograficznym, tak naprawdę odnalazł się wśród eksponatów, które fotografuje, wykonuje mikrofilmy, skanuje, obrabia cyfrowo i archiwizuje. Dzięki tej pracy wiele cennych zabytków muzealnych, w szczególności starodruki, negatywy, ale również zabytkowe przedmioty mogą nie tylko zostać udokumentowane, ale też szerzej upowszechniane.
Fotografia dziś nie skrywa dla pana Marka prawie żadnych tajemnic. Fascynowało go zarówno robienie zdjęć, jak i ich techniczne wykonanie. Czasem jeszcze zagląda do ciemni, która znajduje się w raciborskim Muzeum. – Zrezygnowałem z fotografii artystycznej, ale nigdy nie przestałem się nią interesować – opowiada. Lubi współpracować z innym raciborskim artystą fotografikiem Bolesławem Stachowem, np. angażując się w przygotowanie jego wystaw.
Choć jest zwolennikiem tej prawdziwej analogowej, docenia fotografię cyfrową. Sam długo przed nią się bronił, sięgając po nowoczesny sprzęt dopiero przed 10 laty. Ostatecznie zamienił swego ciągle sprawnego zenita na nikona. – Fotografia cyfrowa jest konsekwencją naszej cywilizacji. Gdy świadomie zastosujemy tę technikę, będzie to z korzyścią dla jakości zdjęć. Tradycyjne wywoływanie negatywów w ciemni jest obecnie czasochłonne i nieekonomiczne. Efektywniejsze jest również skanowanie zdjęć niż ich reprodukowanie, którym jeszcze do niedawna się bawiłem – mówi o dobrych stronach obróbki cyfrowej.
– Nie zmienia to jednak faktu, że nie jest to ta „prawdziwa” fotografia. Obecnie wszyscy robią zdjęcia do komputera, a one często nawet tam nie trafiają – mówi o ulotności tego, co kiedyś służyło trwałej pamięci.
Eksponaty zatrzymane w czasie
Tymczasem, gdy pośpiech zdominował świat, Muzeum zatrzymuje czas, zarówno w zgromadzonych eksponatach, jak i na zdjęciach wykonywanej przez pana Marka. To dzięki jego wiedzy i znajomości techniki fotografowania, dokumentowanych jest wiele unikalnych przedmiotów oraz wydarzeń. Zapraszany jest m.in. przez archeologów na wykopaliska, z jego umiejętności korzystają raciborscy historycy ilustrujący swe książki zdjęciami i reprodukcjami. – Dzięki świetnemu sprzętowi fotograficznemu dziś nie jest problemem zrobić dobre zdjęcie. Kiedyś trzeba było znać wszystkie niuanse procesowe, aby ono dobrze wyszło – mówi Marek Krakowski, skromnie pomijając fakt samej umiejętności fotografowania.
Przekonany jest, że jeszcze kiedyś wróci do łask ta prawdziwa, niecyfrowa fotografia. Na Zachodzie już trwa jej renesans. – Wąskie grono fotografów znów zajmuje się fotografią analogową. Nieważne czy jest to czarno-biała, czy kolorowa, istotne by była dobra – dodaje.
Przed panem Markiem sporo pracy, gdyż w Muzeum jest jeszcze wiele do sfotografowania i zarchiwizowania. Wykonane przez niego zdjęcia uświetniają muzealne wystawy, które współtworzy. Był też autorem własnych ekspozycji. Zaintrygowany upływem czasu, chciałby przygotować wystawę dokumentującą te zmiany. Najlepszym zaś dowodem na to przemijanie będą zdjęcia obrazujące zmieniające się oblicze miasta. Lubi swoją pracę. Ciekawi go odkrywanie tajemnic z przeszłości Raciborszczyzny, którym na zdjęciach nadaje swój indywidualny charakter. Marek Krakowski Nagrodę Mieszko A.D. 2013 odbierał niezmiernie zaskoczony tym wyróżnieniem, a przecież w pełni na nie zasłużył dodając swój artystyczny wkład w historię, teraźniejszość i przyszłość Ziemi Raciborskiej.
Ewa Osiecka