Rok Arcybiskupa Gawliny
ks. Jan Szywalski przedstawia
Wielkim koncertem Reprezentacyjnej Orkiestry Wojsk Lądowych z Wrocławia rozpoczęły się w piątek 14 lutego w Rudniku obchody Roku Arcybiskupa Gawliny w Rudniku. Odprawiono mszę św. o spokój jego duszy tu gdzie się urodził i gdzie został ochrzczony. Obecność kapelana, ks. pułkownika Mariusza Tołwińskiego i orkiestry wojskowej łączy się z datą nominacji abpa Gawliny na biskupa polowego 11.02.1933 r. Rozmawiam z ks. Piotrem Spallkiem, proboszczem parafii św. Katarzyny w Rudniku.
– Z jakiej okazji rok bieżący 2014 został Rokiem Abpa Gawliny?
– We wrześniu mija 50 rocznica śmierci arcybiskupa. Umarł w Rzymie w nocy z 20 na 21 września 1964 r. na zawał serca siedząc nad przemówieniem, które miał wygłosić w auli II soboru watykańskiego o opiece duszpasterskiej nad emigrantami. Został pochowany najpierw w Rzymie, ale rok później przeniesiony na Monte Cassino. Takie było jego życzenie, będąc biskupem polowym Wojska Polskiego chciał na zmartwychwstanie i sąd ostateczny oczekiwać wśród swoich żołnierzy.
– Spoczywa więc daleko od Ojczyzny, od Rudnika i Raciborza, ale tu były początki jego życia.
– Tak, urodził się w Strzybniku 18 listopada 1892 r., ochrzczony został w Rudniku, w kapliczce, bo obecny kościół był dopiero w budowie; niektórzy nawet sądzą, że ochrzczony został w stodole obok, bo tam odprawiano msze święte.
– Rodzice jego byli ...
– Zwykłymi rolnikami, ale prowadzili też sklep i restaurację, a obok domu stała sala na tańce i zabawy.
– Do szkoły chodził też tu?
– Najpierw w Rudniku do tzw. szkoły elementarnej, potem do renomowanego Królewskiego Ewangelickiego Gimnazjum w Raciborzu. Wspierał go tam, jako zdolnego ucznia, ks. Jan Brandys, proponując mu studia teologiczne, bo „lud na Śląsku potrzebuje polskich księży”, ale właśnie jego udział w polskim kółku samokształceniowym był powodem usunięcia go ze szkoły. Maturę zdał w końcu w Rybniku w 1914 r. z bardzo dobrym wynikiem; ale łatwo obliczyć, że miał 22 lata. Został studentem teologii na Uniwersytecie Wrocławskim. Niestety w czasie I wojny światowej został wcielony do armii pruskiej. Był ranny i dostał się do niewoli brytyjskiej w Egipcie. Po wojnie ukończył studia i został wyświęcony na kapłana w 1921 r. we Wrocławiu. Przeniósł się na polski Górny Śląsk, do nowo utworzonej, po podziale Śląska, diecezji katowickiej. Szybko poznano jego zdolności organizacyjne. Został sekretarzem kurii biskupiej, szefem Akcji Katolickiej, współzałożycielem i redaktorem Gościa Niedzielnego oraz Samstagsbote(!). Kard. Hlond mianował go kierownikiem Biura Prasowego Episkopatu Polski. W 1931 r. został proboszczem największej parafii Górnego Śląska św. Barbary w Chorzowie, ale już dwa lata później, na wniosek marszałka Piłsudskiego, papież Pius XII mianował go biskupem polowym Wojska Polskiego. Odtąd towarzyszył żołnierzom wszędzie: na poligonach, przy koszarach i wkrótce na froncie wojennym. Zaraz na początku wojny we wrześniu 1939 r. był ranny, a jego kapelan zginął od bomby. Wraz z armią Andersa wycofał się na południe, uniknął internowania, udał się do Rzymu, a potem do Anglii.
W 1941 r., gdy tworzono w Związku Radzieckim armię polską, udał się tam, aby być opiekunem żołnierzy i uchodźców polskich. Nie kryl widocznie swych antykomunistycznych przekonań, bo, choć chciał pozostać wśród polskich wygnańców, musiał na wyraźną notę dyplomatyczną opuścić Rosję. Przez Persję, Mezopotamię i Palestynę dotarł na Zachód, udał się do USA do prezydenta Roosevelta, gdzie chciał przedstawić prawdziwe zamiary rosyjskiego komunizmu wobec świata. Był z armią Andersa pod Monte Cassino. Tam znowu ranny uszedł jednak z życiem.
Po wojnie, po rozwiązaniu Armii Polskiej został, z nominacji papieża Piusa XII, najpierw biskupem dla Polaków w Niemczech, potem dla całej emigracji polskiej. Objeżdżał skupiska Polaków na całym świecie tworząc Polskie Misje Katolickie. Widziano w nim widocznie doświadczonego znawcę problemu duszpasterstwa emigracyjnego, skoro poproszono go o głos w auli soborowej w tej sprawie. Tekst przygotowany w noc jego śmierci wygłosił abp Baraniak.
– Do Rudnika już nie wrócił?
– Nie. W Polsce Ludowej znano jego antykomunistyczne nastawienie i był osobą niepożądaną. Publicznie wyraził się, że nie uznaje rządu uzurpatorów powojennej Polski.
– Co pozostało po nim tu, w rodzinnej parafii?
– W Strzybniku pozostała tylko część jego rodzinnego domu. Dawna sala taneczna została wyburzona; nie nadawała się do remontu. Na tym miejscu urządzamy plenerowe miejsce spotkań i tam we wrześniu, w samą 50. rocznicę śmierci arcybiskupa Gawliny, mamy zamiar urządzić główne nabożeństwa.
Poza tym na naszym cmentarzu pochowani są jego rodzice, a przy nich jest symboliczny grób Arcybiskupa.
Mamy też dwa piękne kielichy podarowane przez niego dla parafii. Widać, że pamiętał o swej Ojczyźnie. Ufundował ozdobną wieczną lampę w kształcie pastorału.
– Co jest w programie obchodów Roku Gawliny?
– Po uroczystości inauguracyjnej w ubiegły piątek, następny dzień wspomnieniowy będzie 19 marzec, w imieniny śp. arcybiskupa. Mszę św. odprawi wtedy ks. bp Jan Kopiec w kościele na Ostrogu o godz. 15.00, a po niej na Zamku Piastowskim biskup – jako znakomity historyk – wygłosi prelekcję.
21 września, w sama 50. rocznicę śmierci, odbędą się główne uroczystości. Przewidujemy je urządzić w plenerze, na miejscu jego domu rodzinnego w Strzybniku. Na udział w tych uroczystościach serdecznie zapraszamy.
Od ubiegłego tygodnia czynna jet w salce przy plebanii w Rudniku wystawa o arcybiskupie Gawlinie.