O przeszłości, która wciąż do nas powraca
21 lutego w Muzeum w Raciborzu odbędzie się wernisaż wystawy Bolesława Stachowa, którą będzie można oglądać do końca marca. O fotografiach, które pokazują „Czas przeszły powracający” z ich autorem rozmawia Katarzyna Gruchot.
– Skąd wziął się pomysł na łączenie zdjęć historycznych ze współczesnymi?
– Wszystko zaczęło się w 1981 roku od wystawy „Miejsce urodzenia”. Na zdjęciach pokazywałem siebie, trzymającego fotografie z dzieciństwa i miejsca mojego urodzenia, czyli Grzymałowa na Podolu. Kontynuacją tego pomysłu było „Miejsce zamieszkania” – wystawa, na której prezentowałem przedwojenne zdjęcia Raciborza na tle ich współczesnego krajobrazu. Występowała więc tożsamość miejsc, ale i odległość w czasie. Taki obraz w obrazie pokazujący czas przeszły i teraźniejszy.
– Jak wybrał Pan bohaterów, którzy stali się częścią nowego projektu?
– To głównie aktorzy i deklamatorzy Okręgowego Konkursu Recytatorskiego. Ja ich słuchałem, patrzyłem jak przeżywają to co mówią i zacząłem dopasowywać obrazy z przeszłości do tych treści. Młodzi, współcześni ludzie przeżywali więc w jakiś sposób czas przeszły, który do nich docierał w postaci poezji, rozmów, dyskusji czy tych obrazów, które im przypisałem.
– Raciborzanie z pewnością rozpoznają w jednej z młodych recytatorek, dobrze zapowiadającą się aktorkę młodego pokolenia Magdalenę Grąziowską.
– Ta młoda dziewczyna jest córką znanego raciborskiego malarza Wiesława Grąziowskiego. Występowała w kilku serialach, a teraz gra w komedii Juliusza Machulskiego „AmbaSSada”. Bohaterką z przeszłości jest w tym wypadku Maria Siwoń – działaczka plebiscytowa i komendantka hufca ZHP w okresie plebiscytów, a po wojnie organizatorka hufca żeńskiego i jego późniejsza komendantka. To taka typowa Matka Polka, której można by zadedykować ten pomnik.
– A skąd wziął się w projekcie Jerzy Zelnik?
– Przyjechał do „Strzechy” ze spektaklem i wtedy zrobiłem mu zdjęcie. W tle znalazły się fotografie młodego Amerykanina, który zaraz po wojnie dokumentował na kolorowym filmie naszą stolicę.
– Oprócz Warszawy możemy też zobaczyć zniszczony Racibórz.
– Opowiadał mi o nim Paweł Kowol, który mieszkał w Krzyżkowicach, ale dotarł do naszego miasta gdy je palono. Jako ciekawostkę mogę dodać, że studiował na Akademii Muzycznej w Krakowie razem z Krzysztofem Pendereckim.
– A co łączy Władysława Płonkę z archiwalnym zdjęciem przedstawicieli raciborkiego magistratu?
– Jego mama Helena zaczęła w 1945 roku pracować w urzędzie miasta. Niestety, nie ma jej na tym zdjęciu. Proszę zauważyć jednak, że są tu trzy godła: Raciborza, Polski i Śląska i dwa sztandary: PPS Lewica i PPR.
– Czy jest na tej wystawie jakaś szczególna fotografia?
– Z jedną z nich wiąże się bardzo ciekawa historia. Komendant policji w Raciborzu Paweł Zając jeszcze jako student szkoły policyjnej w Szczytnie brał udział w ekshumacji zwłok w Katyniu i Miednoje. Podczas tych prac, po 55 latach odnaleziono fotografię kobiety, którą jeden z zamordowanych oficerów miał przy sobie. Zachowała się prawdopodobnie dlatego, że użyto w niej kolorowych barwników. Zdjęcie sfotografował Paweł Załęcki, któremu pomagałem potem zorganizować wystawę o Katyniu. Podejrzewam, że jest to portret nieżyjącej już nauczycielki Heleny Kuszelewskiej, z którą pracowałem w Domu Harcerza, a jej mąż zginął właśnie w Katyniu.
– Co będzie zawierała wystawa?
– Znajdą się na niej 52 zdjęcia z projektu „Czas przeszły powracający” oraz dwa montaże z „Miejsca urodzenia” i z „Miejsca zamieszkania” oraz 12 zdjęć z cyklu „Wiersze obrazami zapisane”. Będzie też jedna fotografia zapowiadająca moją kolejną wystawę zatytułowaną „Miejsce na Ziemi”.
– Gdzie to miejsce się znajduje?
– To oczywiście Racibórz. Tym razem po 2000 roku. Fotografie będą nieco oderwane od rzeczywistości, ale dokumentalne. Wystawa będzie gotowa w przyszłym roku, choć nie wiadomo czy uda się ją w tym samym czasie pokazać.