Hodowcy świń liczą straty a w sklepach nadal drożyzna
Pogłoski o wirusie z Afryki wywołały popłoch w skupach żywca
Wieści o wystąpieniu w Polsce afrykańskiego pomoru świń wywołały w powiecie spadki cen skupu żywca. Hodujący do 800 sztuk tuczników rocznie Walter Witeczek wskazuje, że cała sytuacja odbiła się na cenie mięsa, która drastycznie spadła i sprzedaż przestała być opłacalna. Różnica wyniosła blisko 30% – zamiast 5,2 zł za kg rolnik dostawał 3,70 zł.
Jak zabiezpieczają się hodowcy przed chorobami jak ta wykryta u dzików przy wschodniej granicy? Jakie działania prewencyjne podjął powiatowy inspektorat weterynarii by afrykański wirus nie przedostał się do stad hodowlanych na Raciborszczyźnie?
Rolnicy stracili, klient nie zyskał
Powoli stabilizuje się sytuacja na rynku trzody chlewnej. Afrykański pomór świń, stwierdzony u dwóch padłych dzików, znalezionych w pobliży granicy z Białorusią, na szczęście nie rozprzestrzenił się na stada hodowlane. Wykrycie choroby ASF, a w konsekwencji stworzenie stref buforowych oraz embargo na wieprzowinę wprowadzone przez Rosję, Chiny i Koreę zaważyły poważnie na polskiej gospodarce. Naraziły na duże straty również naszych hodowców świń.
Wiadomością o pojawieniu się w Polsce wirusa afrykańskiego pomoru świń zaskoczony został także Walter Witeczek z Bieńkowic, który hoduje do 800 sztuk tucznika rocznie. – Na naszym terenie nie mieliśmy problemu ze skupem, ale cała sytuacja odbiła się na cenie mięsa, która drastycznie spadła, a tym samym sprzedaż przestała być opłacalna – wyjaśnia bieńkowicki hodowca.
Przed pojawieniem się choroby rolnicy otrzymywali w skupie za 1 kg wieprzowiny ok. 5,10 – 5,20 zł. Wirus ASF spowodował, że wypłacano o ok. 1,5 zł mniej. – Obecnie cena znów powoli rośnie i skup prowadzony jest w wysokości 4,5 zł za kg – mówi Walter Witeczek i zastanawia się czy różnicę tę odczuli w swych portfelach konsumenci.
Cała sytuacja była bardzo krzywdząca dla hodowców w szczególności ze strefy buforowej, gdzie znaleziono najprawdopodobniej tylko szczątki chorych dzików. – Afrykański pomór świń nie jest groźny dla ludzi, dlaczego więc producenci na wschodniej granicy mieli problem ze sprzedażą swych świń, przecież one były zdrowe? – dziwi się pan Walter.
On sam już od wielu lat stara się zabezpieczać swe zwierzęta przed chorobami. – Stosuję maty dezynfekcyjne, które zawsze wyłożone są przed wejściem do chlewni. Nie wpuszczam też do niej postronnych osób, poza lekarzem weterynarii. Każdą chorobę, nie mówiąc o pomorze, ale nawet zwykły kaszel u świń, osoba obca może wnieść na ubraniu – mówi świadomy konsekwencji jakie wirusy lub bakterie wyrządzają w stadzie.
Pan Walter nie pamięta tak poważnych zagrożeń, jak afrykański pomór świń. Pojawiło się już podejrzenie o świńską grypę, która jednak na Raciborszczyźnie nie rozprzestrzeniła się wśród trzody chlewnej.
– Dziś świnie są bardzo wrażliwe i podatne na różne choroby. Niewłaściwa diagnoza lekarska powoduje, że zwierzę źle rośnie i przestaje być opłacalne. Ceny zaś nie są zbyt wygórowane i rolnik wtedy ponosi duże straty – Walter Witeczek tłumaczy dlaczego spada pogłowie trzody chlewnej, której hodowlą rolnicy są coraz mniej zainteresowani.
– W Polsce pomór stwierdzono wyłącznie u dzików, nie ma go u świń. Nasze działania ukierunkowaliśmy więc tak, aby wirus nie przedostał się do stad hodowlanych, gdyż wiązałoby się to z jeszcze większymi restrykcjami – wyjaśnia powiatowy lekarz weterynarii Zbigniew Mazur.
W 2013 r. wdrożono program nakładający na inspektoraty weterynarii zwiększenie liczby prób pobieranych w związku z zagrożeniem pomorem. Wzdłuż granicy rosyjskiej i białoruskiej ustanowiona została strefa pierwsza, w której wszystkie odstrzelone i padłe dziki są badane w kierunku wystąpienia wirusa ASF. Badaniom poddawane są także świnie z hodowli, w których wystąpiła większa liczba padnięć.
– Jeśli stwierdzilibyśmy pomór w gospodarstwie, wówczas organizujemy strefę zapowietrzoną i zagrożoną. W ognisku choroby wybijamy wszystkie świnie i utylizujemy je. W takiej strefie wprowadzany jest zakaz przemieszczania zwierząt oraz obrotu trzodą chlewną – tłumaczy doktor Zbigniew Mazur.
Na terenie powiatu raciborskiego inspektorzy powiatowego inspektoratu weterynarii prowadzą szkolenia rolników, informując o chorobie i sposobach zabezpieczania się przed nią. Odbyły się też spotkania z leśnikami i myśliwymi, podczas których otrzymali wskazówki, co należy zrobić, gdy spostrzegą niepokojące zachowania wśród dzików czy zwiększy się liczba ich padnięć. Ponadto powiatowy lekarz weterynarii podpisał umowę z zakładem Eko-Tox, który w razie podejrzenia wystąpienia choroby u padłego dzika podejmie się jego utylizacji. Podobna umowa dotyczy pojawienia się pierwszego ogniska w gospodarstwie, wówczas firma zabezpieczy to miejsce.
– Pobieramy próby krwi od wszystkich padłych, a nawet odstrzelonych dzików. Dotychczas nie miałem niepokojących wyników z przeprowadzonych badań – dodaje lekarz weterynarii.
(ewa)