Mieć pracę czy czyste buty?
Moim zdaniem:
Dawid Wacławczyk - RSS Nasze Miasto
Co jest ważniejsze: mieć porządną pracę czy czyste buty? Tajemnica polega na tym, by mieć jedno i drugie. Aby to osiągnąć, trzeba zrozumieć, że pewne procesy muszą odbywać się w sensowej kolejności. Rozsądek podpowiada, że kiedy ma się dobrą pracę – stosunkowo łatwo jest mieć czyste buty. Ale czyste buty wcale nie są gwarancję zdobycia dobrej pracy. Problem w tym, że większość ludzi, a co gorsza większość samorządowców – z raciborskimi na czele – wcale tego nie rozumie...
Pozwoliłem sobie na przytoczenie tego metaforycznego przykładu, gdyż stanowi on idealną przenośnię sytuacji, w której znalazł się Racibórz. Lustrem które przed nami stoi jest temat raciborskiego dworca PKP, który w najbliższym czasie zostanie, albo nie zostanie przejęty przez miasto.
Medialne rozważania w stylu „Lenk kontra Wojnar”, czy „opozycja kontra koalicja” nic do tej sprawy nie wnoszą. Prawda jest taka, że od 20 lat mamy brudne buty i wyglądamy jak obwiesie. Tragedia polega jednak na tym, że na nowe nas nie stać. A nie stać nas właśnie dlatego, że przez ostatnie kilkanaście lat włodarze naszego miasta nie zaprzątali sobie głów problemem zapewnienia Raciborzowi pracy przenoszącej dochód, dzięki któremu moglibyśmy je sobie dziś kupić. Wszystko szło na nowe gadżety, zabawki i ciuchy – czyli bajery, które gwarantowały korzystny wynik wyborczy.
Podstawy edukacji finansowej są proste i mówią o tym, że bogaci od biednych różnią się kolejnością dokonywania zakupów. Biedni wydają swoją pensje na kupowanie ubrań, gadżetów i samochodów, a bogaci na kupowanie aktywów (biznesów, akcji, nieruchomości), które w przyszłości zarobią na ich (nota bene droższe i lepsze) ubrania, gadżety i samochody. Kiedy bogaci realizują zyski i umacniają swoją pozycję, biedni są zmordowani ciężką pracą i sfrustrowani widmem jej straty. Ich zarobki są w całości pochłaniane przez rachunki i raty kredytów, za które kupowali bajery, które są drogie w utrzymaniu. A gdy coś zarobią – kupują sobie dla lepszego samopoczucia nowe ciuchy i kolejne gadżety, które powodują kolejne wzrosty wydatków.
Racibórz znalazł się dokładnie w takiej sytuacji. Inwestowanie w fałszywe aktywa bez wykonywania racjonalnych analiz finansowych, wyprzedawanie wszystkiego co przynosiło dochody i przeznaczanie uzyskanych w ten sposób środków na pasywa (uciechy typu aquapark, skwerki, zadaszenie starego stadionu, place zabaw i fontanny, które nie dość, że nie płacą podatków, to jeszcze generują wyłącznie wydatki)... przyniosło efekt, który był nieuchronny. Jest to świadomość tego, że dziś nie stać nas na czyste buty, które w tej opowieści przyjmują postać zrujnowanego dworca PKP, którego nie mamy za co wyremontować. Co gorsza, prezydent nie ma żadnego pomysłu, jak na budynku zarobić. Zapowiada, że przeniesie tam miejskich urzędników z ZOPO, OPS-u i Straży Miejskiej. Czyli – szykuje dla nas kolejne wydatki.
Racibórz nie załatwił tematu obwodnicy, przez co nie ma połączenia ze światem, a przez to perspektyw na zdobycie solidnych inwestorów. Pieniądze unijne nie poszły na wzrost naszej konkurencyjności gospodarczej, tylko na zwiększanie komfortu życia (remont RCK, budowa przystani kajakowej itd.). Zbyt mała i póki co nie przynosząca dochodów strefa gospodarcza powstała tylko dzięki uporowi opozycji i wybranych radnych koalicji, którzy do zrealizowania swojego celu musieli Prezydenta niemalże zmusić siłą. Pomysły powołania grupy dobrze opłacanych, ale skutecznych w działaniu ekspertów pozyskujących inwestorów, trafiają w próżnię. W czasie kiedy nieliczni radni mówią o zaangażowaniu zawodowców z agencji pozyskujących poważnych inwestorów, Prezydent mówi o otwieraniu skwerku z fontanną w towarzystwie orkiestry dętej.
Tadeusz Wojnar podczas ostatniej sesji wcale nie wbił prezydentowi Lenkowi noża w plecy. Pokazał mu (a przy okazji sobie, gdyż to on od 20 lat odpowiada na stan raciborskiej gospodarki samorządowej)... lustro, w którym teraz możemy się przejrzeć. Niestety, obraz który widzimy jest tragiczny. Kupowanie dworca PKP, w sytuacji kiedy musimy spłacać kredyt za aquapark i różnego rodzaju „fontanny” – jest jak kupowanie sobie po okazyjnej cenie samochodu, który pali więcej niż zarabiamy. Pozostawienie go w rękach PKP, którego ani Tadeusz Wojnar, ani Mirosław Lenk na pewno nie zmuszą do zrobienia z nim porządku (przecież nie zrobili tego w ciągu minionych 20 lat)... jest przyznaniem się publicznie do tego, że wyglądamy jak zaniedbane łajzy, których nie stać na nowe czyste buty. A wiem, że do tego politycy będący przy władzy nie chcą się przyznać za żadne skarby. Szybciej wezmą kolejny lichwiarski kredyt w parabanku, by przed wyborami strzelić sobie nowy garnitur. Ostatecznie nie wydają przecież ze swoich...
Tak czy inaczej, odkrycie tego faktu na kilka miesięcy przed wyborami jest bardzo niebezpieczne dla prezydenta Lenka. Mówiąc szczerze, nie jestem pewny, czy wyciągnięcie naszego bilansu finansowego na światło dzienne nie jest przypadkiem pokazaniem mu czerwonej kartki przez jego niegdysiejszego promotora...