Koń chciał mu odgryźć ucho
Proboszcz Przywara pojedzie w procesji 40. raz
Za rok kapłan z Sudołu kończy swą posługę w parafii Matki Bożej Różańcowej i przyszłoroczna procesja będzie jego pożegnalną. Spędził w raciborskiej dzielnicy już 40 lat, zawsze uczestnicząc w błagalnym objeździe pól.
Przywara, zanim trafił do Sudołu, był wikarym w raciborskiej farze. Wówczas słyszał o procesjach konnych, ale tych po ziemi pietrowickiej. – O Sudole się nie mówiło. To były czasy gdy dzisiejsza dzielnica Raciborza należała do gminy Krzanowice. Można powiedzieć, że takie wydarzenia trzymano w tajemnicy – wspomina ksiądz. Służył potem w Toszku i Bytomiu aż został proboszczem w Sudole. – Od razu dowiedziałem się, że Wielkanoc jest tutaj wyjątkowa. Odbywa się coroczna procesja konna, a ksiądz jest jej najważniejszym uczestnikiem. Mój poprzednik podobno miał nawet osobiste siodło – uśmiecha się proboszcz. Przywarę zaproszono do jazdy wierzchem i przez kilkanaście kolejnych lat, począwszy od wiosny 1975 roku, dosiadał klaczy miejscowych gospodarzy by przebyć trasę procesji. – Koni użyczali mi Gilbert Grela i Edward Rostek. To były łagodne konie, zawsze te same i sprawdzone – opowiada nasz rozmówca. Józef Przywara koni się nie bał, bo wychował się na wsi gdzie jeździł konno z dziadkiem. Zwierzęta te bardo lubił mimo, że raz w dzieciństwie zwierzę o mało co nie odgryzło mu ucha.
Postępująca mechanizacja rolnictwa skłaniała gospodarzy do wyzbywania się koni co spowodowało, że ksiądz musiałby co roku dosiadać innego rumaka. Wiązało się to dlań ze zbyt dużym ryzykiem, zwłaszcza, że sam często obserwował jak w trakcie procesji koń zrzuca jeźdźca. Proboszcz wolał bezpieczny przejazd bryczką. Ale duchowni przemierzający trasę procesyjną konno pojawiali się w Suodle nadal. Byli to młodsi księża zapraszani tu i chętnie odwiedzający Sudół. Konia dosiadał regularnie np. ks. Albert Glejzer dyrektor z opolskiej kurii.
W latach 70. procesja była typowo męska, kobiety tylko się przyglądały. Gdy parafię objął nowy proboszcz sudolskie panie miały nadzieję, że zasady się zmienią. – Pamiętam jak Krystyna Himel bardzo chciała pojechać, trenowała zawzięcie, miała własnego konia, ale mężczyźni postawili twarde warunki: jak będą kobiety to oni nie jadą. I dziewczyna nie pojechała – przywołuje wspomnienia ks. Józef Przywara. Dziś amazonki w procesji to nic nadzwyczajnego.
Współczesne procesje od tych sprzed 40 lat różni też liczba koni. Wówczas były to wierzchowce należące do gospodarzy z Sudołu. Prawie w każdym gospodarstwie był koń, a często dwa i więcej. W procesji jechało kilkudziesięciu jeźdźców, choć zdarzyła się jedna gdzie było ich tylko 19. Teraz liczba uczestników przekracza sto i w większości są to zaproszeni goście bo w Sudole koni jest ledwie kilka.
Ksiądz Przywara pamięta jak do Sudołu przyjeżdżał właściciel stadniny z Rybnika, bo procesję traktował jak rozpoczęcie sezonu jeździeckiego. – To był pan Biskupek. Zależało mu na uczestnictwie i poprzedzającym wymarsz błogosławieństwie gdzie kapłan dokonuje poświęcenia koni – wyjaśnia. Przybysze z ziemi rybnickiej, wodzisławskiej i jastrzębskiej są nadal stałymi gośćmi na uroczystości w Sudole.
Na procesję wybierają się też znani w Polsce politycy. Przed rokiem był tutaj szef Solidarności Piotr Duda, teraz wybiera się były premier Jerzy Buzek (już raz był bliski wizyty, ale zatrzymały go obowiązki służbowe w europarlamencie). Sudolskie pola obejrzeli z bryczek opolscy biskupi: Kopiec, Stobrawa i Czaja. – Ten ostatni mając porównanie z pietrowicką procesją nadmienił, że bardzo mu się podoba w Sudole podkreślenie charakteru uroczystości religijnej – podkreśla ksiądz Przywara. W tym roku gościem szczególnym dla duchownego będzie lekarz, który dosłownie postawił schorowanego kapłana na nogi. Ordynator oddziału ortopedii kliniki w Korfantowie Marek Czerner wybiera się do Raciborza z żoną.
W ostatnich latach podniósł się poziom organizacyjny sudolskiej procesji. W prace nad nią zaangażowali się gospodarze zrzeszeni w Towarzysztwie Miłośników Koni. Rodziny: Krzyżyk, Płaczek, Ternka i Ploch dopinają najdrobniejsze szczegóły przedsięwzięcia. Gdy proboszcz Przywara przybył do Sudołu, cała organizacja spoczywała na głowie duchownego. – Wówczas całość była bardziej spontaniczna, dziś posiada stosowne ramy i porządek – zaznacza ksiądz.
W 2000 roku chciano połączyć procesje na ziemi raciborskiej na okazję jubileuszu narodzenia Jezusa Chrystusa. Gospodarzem obchodów miały być Pietrowice Wielkie. Proboszcz Przywara nie przystał na tę propozycję, podobnie jak na pomysł aby Sudół organizował procesję wspólnie ze Studzienną. – Tradycja sudolskich procesji sięga dawien dawna, być może niegdyś organizowano je nawet wspólnie z Bieńkowicami, ale odkąd tu pamiętają to miejscowa uroczystość i niechaj taką zostanie – przekonuje kapłan.
W 2015 roku Józef Przywara przejdzie na emeryturę i prawdopodobnie opuści Sudół. Przestanie też brać udział w procesjach. – Następna będzie chyba moją ostatnią – przypuszcza. Mówi, że czas na nowych ludzi by poznali wyjątkowy urok procesji w Sudole.
Mariusz Weidner