Komendant mówi „stop” wybrykom policjantów
Jeden uciekał przed kolegami z drogówki, drugi nie chce powiedzieć, kto rozbił jego samochód. Obaj po swoich wpadkach przepadali jak kamień w wodę i po wielu godzinach trzeźwi stawiali się na komendzie. Mowa o oficerach z raciborskiej policji. – Nie mam zamiaru tolerować takich zachowań, nawet po służbie – mówi raciborski komendant i wprowadza porządki w wydziale policjantów. Jakie?
Z pracą pożegnał się wieloletni naczelnik wydziału do walki z przestępczością gospodarczą. Powód? Po niezatrzymaniu się przed skrzyżowaniem ze znakiem „stop” uciekał samochodem przed swoimi kolegami z drogówki. Kilka tygodni temu wydział musiał opuścić inny oficer, którego auto brało udział w zagadkowej kolizji, a on sam nie chce powiedzieć kto prowadził.
Obaj policjanci pracowali w wydziale do walki z przestępczością gospodarczą Komendy Powiatowej Policji w Raciborzu. Józef S. to wieloletni naczelnik tego wydziału, w służbie od 33 lat. Z kolei Dawid D. to były już oficer operacyjny tego wydziału. Prywatnie – krewny Józefa S.
Wpadka po basenie
Fatalna seria wpadek oficerów z tzw. PG zaczęła się w styczniu tego roku. Najpierw kierowca samochodu zarejestrowanego na Dawida D. nocą 8 stycznia uderzył w inny pojazd i odjechał z miejsca zdarzenia. Szofer miał pecha, bo podczas uderzenia z samochodu urwała się tablica rejestracyjna, która została na miejscu zdarzenia. Pod domem podkomisarza znaleziono uszkodzone srebrne audi bez tablicy. Sam oficer odnalazł się dopiero następnego dnia. Przyniósł do komendy zwolnienie lekarskie, nie chciał jednak powiedzieć kto prowadził. Do pracy przyszedł trzeźwy. Kiedy w rybnickiej komendzie, wyznaczonej do bezstronnego zbadania sprawy, trwało postępowanie wyjaśniające w sprawie Dawida D., w kłopoty wpadł jego szef, naczelnik PG Józef S. 13 kwietnia po godzinie 14.00 kierowca renault thalia wyjeżdżając z ulicy Mariańskiej nie zatrzymał się na znaku „stop”. Wykroczenie zauważył patrol drogówki. Kierowca renault dodał gazu i odjechał ze skrzyżowania, a następnie porzucił samochód kilka ulic dalej. W środku policjanci znaleźli legitymację policyjną, dokumenty i... mokre kąpielówki. Samochód zarejestrowany był na żonę Józefa S. On sam pojawił się na komendzie dopiero kilka godzin później. Również był trzeźwy.
Wszyscy trzeźwi
Żadnemu z policjantów nie udowodniono jazdy pod wpływem alkoholu. Dawidowi D., który bezpośrednio przed kolizją miał się bawić z innymi policjantami w lokalu Dzika Róża, dodatkowo pobrano krew do badań. Tę jednak pobrano kilkanaście godzin po kolizji. – Nic w niej nie znaleźliśmy. Żadnej pozostałości alkoholu czy innych środków. Nie ma więc przestępstwa, sprawę musieliśmy umorzyć – rozkłada ręce prokurator Jacek Sławik, szef Prokuratury Rejonowej w Rybniku, która również badała sprawę. Na komendzie w Rybniku Dawid D. konsekwentnie odmawiał wskazania sprawcy kolizji. – Policjant potwierdził, że jego samochodem 8 stycznia jechała osoba z jego najbliższego otoczenia, ale odmówił podania jej danych – potwierdza nadkomisarz Aleksandra Nowara z rybnickiej policji. Mimo przesłuchania kilkunastu osób, nie udało się wykazać, że to podkomisarz Dawid D. spowodował kolizję, w związku z tym odstąpiono od skierowania wniosku o ukaranie do sądu.
Dawid D. się odwołuje
Rybniccy policjanci skierowali jednak do sądów rejonowych w Rybniku i Raciborzu dwie sprawy już tylko o wykroczenia. Ten pierwszy zajął się sprawą art. 96 §3 kodeksu wykroczeń czyli „brakiem pamięci” policjanta i niewskazaniem osoby, która prowadziła samochód. Z kolei sąd w Raciborzu zajmował się wykroczeniem z art 97 kodeksu wykroczeń, bo okazało się że audi Dawida D. nie ma aktualnego przeglądu. Za niepoddanie samochodu przeglądowi technicznemu 14 kwietnia Sąd Rejonowy w Raciborzu skazał Dawida D. na karę grzywny w wysokości 500 złotych. Tydzień później Sąd Rejonowy w Rybniku również uznał Dawida D. za winnego. – Sąd uznał, że 24 marca o godzinie 13.45 w KMP Rybnik, jako właściciel samochodu osobowego marki audi, nie udzielił informacji właściwemu organowi państwowemu wskazując kto w danym dniu kierował pojazdem, za co ukarał go grzywną w wysokości 300 złotych – mówi nam sędzia Agata Dybek-Zdyń z Sądu Okręgowego w Gliwicach. Obie kary to tzw. wyroki nakazowe, wydane przez sąd na jednoosobowym posiedzeniu niejawnym. Traktuje się je jako propozycję kary, jaką składa oskarżonemu sąd, która może zostać przez oskarżonego odrzucona poprzez wniesienie tzw. sprzeciwu. Jak ustaliliśmy, oba wyroki są nieprawomocne. Dawid D. skorzystał ze swoich praw i wniósł wspomniany sprzeciw. Jest to równoznaczne ze skierowaniem sprawy na normalną rozprawę, na której Dawid D. będzie miał okazję przekonać sąd, że jest niewinny.
Zaufanie to podstawa
Niezależnie od sądowych procedur i biegnących terminów, sprawą obu policjantów zajęło się szefostwo raciborskiej komendy. Z dala od medialnej wrzawy, w zaciszu gabinetu swoje konsekwencje wyciągnął inspektor Paweł Zając, komendant powiatowy Policji w Raciborzu. Co ciekawe, tu sprawa została załatwiona szybko. Dawid D. zamiast brylować w cywilnym stroju policjanta operacyjnego, musiał ponownie wbić się w mundur policjanta prewencji, a naczelnik PG pożegnał się z komendą. – Jeśli chodzi o naczelnika, który miał uciekać przed patrolem policji, nie widziałem możliwości, aby po takim zachowaniu kierował nadal wydziałem. Straciłem do niego zaufanie – przyznaje komendant Paweł Zając. Józef S. od 15 maja jest na zasłużonej emeryturze. Jak przyznaje komendant, w sprawie Dawida D. nie mógł nic więcej zrobić. – Jako komendanta obowiązują mnie sztywne ramy wewnętrznych przepisów i nie miałem możliwości sięgnięcia po radykalniejsze rozwiązania. Mimo, że wspomniany policjant nie popełnił w świetle prawa przestępstwa, jego postawa w postępowaniu wyjaśniającym pozostawia wiele do życzenia – dodaje.
Cierpi imię policji
Komendant przyznaje, że szczególnie los naczelnika ma być przestrogą dla innych policjantów w przyszłości i nie zamierza tolerować podobnych zachowań. – Policjant poza tym, że tak jak każdy powinien przestrzegać prawa, powinien również świecić przykładem. Powinien zachowywać odpowiednią postawę zarówno na służbie, jak i poza nią. Niestety, nie mam wpływu na to, co policjanci robią poza służbą, jednak oba zdarzenia z udziałem oficerów policji są dla mnie nie do przyjęcia. Nie zamierzam tolerować zachowania, przez które w oczach społeczeństwa traci cała formacja, a w tym policjanci sumiennie wykonujący swoją pracę – zapewnia.
Adrian Czarnota