Harcerka dbająca o piękną polszczyznę
Nauczyciel to nie dobra ciocia lub wujek, powinien jednak szanować czas uczniów, świetnie ich prowadzić, wymagać, również sam od siebie. On najlepiej wie co robić na lekcjach, a w konsekwencji jak osiągać dobre efekty. Młodzież cechuje krytycyzm, świetnie więc potrafi ocenić swych nauczycieli – przekonana jest o tym raciborska polonistka, a obecnie wiceprezes Towarzystwa Miłośników Ziemi Raciborskiej Halina Misiak.
Pani Halina wraz z rodziną była zawsze tam, gdzie służbowy los rzucał jej tatusia – zawodowego żołnierza. Najpierw z Nysy, gdzie się urodziła, przeprowadziła się z rodzicami i o trzy lata młodszym bratem do Opola, by następnie na stałe osiąść w Raciborzu. Wypadek na poligonie sprawił, że jej ojciec, związany początkowo z piechotą, przeszedł do administracji wojskowej. Odpowiedzialny za pobór młodych do wojska podjął pracę w Wojskowej Komisji Uzupełnień w Raciborzu.
Mama pani Haliny pochodziła z Koła nad Wartą. W czasie okupacji, jako kilkunastoletnia dziewczynka, wywieziona została na roboty do Niemiec. Praca u żony esesmana pozostawiła koszmarne wspomnienia. Po przyjeździe na Śląsk, słysząc język niemiecki, wypominała mężowi: „Kazimierz, gdzieś mnie tutaj przywiózł! Ty mnie wywieź z powrotem”. Pani Halina pamięta jednak, że gdy mama podjęła pracę najpierw w raciborskiej fabryce cygar, a potem w Spółdzielni „Sprawność”, wyrobiła sobie bardzo dobre zdanie o Ślązakach – tak, jak bliscy jej Wielkopolanie cenili sobie pracę i obowiązek.
Solistka „Karolinek”
Nauka i zdobywanie wiedzy zawsze były ważne dla ojca – oficera, stały się również wyznacznikiem drogi życiowej jego córki. Pani Halina w związku z reformą szkolnictwa, realizowała ośmioletni cykl kształcenia. Po ukończeniu ósmej klasy wybrała liceum ogólnokształcące. – Moja szkoła była szkołą ćwiczeń dla studentów SN, to dawna Dwunastka, a wspaniałym wychowawcą Waldemar Jończy – opowiada o latach szkolnych.
Szczególnie dobrze pamięta udział w inscenizacji przygotowanej w związku z tysiącleciem państwa polskiego. Wtenczas po raz kolejny miała okazję zademonstrować swoje zdolności wokalne odziedziczone, jak żartuje po mamie. – Do tej pory pamiętam niektóre piosenki z tego przedstawienia. Potem polubili je nawet moi uczniowie – na dowód pani Halina recytuje z pamięci słowa jednego z utworów. Dzięki pięknemu głosowi trafiła do zespołu wokalnego pani Ireny Jończy. Wzorując się na popularnych wtedy „Filipinkach”, nazwały się „Karolinki” i uświetniały swymi występami imprezy szkolne i lokalne festiwale. – To był prawdziwy szał, bo śpiewało się różne piosenki z tego okresu, w tym znane i lubiane przeboje – wspomina z uśmiechem. Muzycznej pasji pozostała również wierna w szkole średniej, aż do matury śpiewając w rekrutującym się z młodzieży I LO Chórze „Strzecha” Piotra Libery.
Harcerstwo uczyło odpowiedzialności
Poza rozmiłowaniem w muzyce, wielkim odkryciem dla Haliny Misiak było harcerstwo. – Dziś źle mówi się na temat ZHP. Tymczasem w Dwunastce miałam wielu świetnych instruktorów, którzy pamiętali jeszcze to prawdziwe przedwojenne harcerstwo – zapewnia pani Halina.
Ponieważ entuzjastą harcerstwa i świetnym instruktorem był pan Jończy, zaryzykował i po raz pierwszy wziął na obóz klasę, której był wychowawcą. Tak więc na pierwszy swój obóz harcerski do Istebnej pani Halina pojechała już po ukończeniu czwartej klasy szkoły podstawowej. – Mieszkaliśmy w namiotach typu kanadyjki. Drewniane prycze zbudowali nasi starsi koledzy – instruktorzy, my wypełniliśmy sianem worki, tworząc prawdziwe sienniki. Myliśmy się w zimnej rwącej rzece. Obiady jednodaniowe gotowano nam w kotle, a dyżurujący harcerze pomagali w kuchni obierać ziemniaki i warzywa – opowiada o warunkach, które w niczym nie przypominały tych dzisiejszych, cieplarnianych. Pani Halina przyznaje jednak, że to właśnie takie harcerstwo uczyło odpowiedzialności, dobrej organizacji, koleżeństwa, współpracy oraz radzenia sobie w trudnych sytuacjach.
Potem były kolejne obozy w górach i nad morzem. Pani Halina mile wspomina swój drugi obóz w Istebnej. Tam zdobywała najtrudniejsze, później zakazane sprawności. Jedną z nich, określaną mianem „trzech piór”, trzeba było uzyskać m.in. w lesie. – Dziewczęta wypuszczano po dwie. Na drogę dostałyśmy zapałkę, wodę w menażce i kawałek chleba. Musiałyśmy sobie radzić przez dobę i nie dać się złapać ścigającym nas patrolom, gdyż wtenczas traciło się sprawność – opowiada.
Matematykę pokonało zamiłowanie do pisania
Autorytet nauczycieli – instruktorów, którzy swą wiedzę i umiejętności zaszczepili młodzieży sprawił, że pani Halina świadomie wybrała kierunek nauczycielski. Wybrała filologię polską z przygotowaniem pedagogicznym, bo zawsze chciała uczyć. Przedmioty ścisłe przychodziły jej równie łatwo, jak humanistyczne. Przesądziło jednak zamiłowanie do pisania, które sprawiało jej większą przyjemność niż rozwiązywanie zadań tekstowych. Zdolnej uczennicy nie przekonała nawet wychowawczyni, matematyczka Irena Janicka-Żuk, która zachęcała: – Misiakówna, czyś ty oszalała, po co wybierasz studia humanistyczne, idź na politechnikę.
Filologia polska na WSP w Opolu, następnie studia podyplomowe z zakresu teatru i filmu na Uniwersytecie Wrocławskim oraz z zakresu zarządzania oświatą na Uniwersytecie Opolskim stały się bardzo przydatne w dalszej pracy w oświacie. – Jako nauczyciel prowadziłam formy teatralne: kukiełkowe, żywego planu, recytatorskie. Robiłam to chętnie, nie żałowałam czasu pracując społecznie. Chodziłam też z młodzieżą po górach, jeździłam na obozy stałe pod namioty. Harcerstwo tak głęboko tkwiło we mnie, że zajmowałam się nim jeszcze przez wiele lat – przyznaje.
Prowadziła drużynę, a następnie szczep harcerski w SP nr 1, uczestniczyła w zajęciach kręgu instruktorskiego w I LO. Z czasem jednak harcerstwo zmieniało się. – Oczywiste było, że uczyłam dzieci zdobywania sprawności, biegów harcerskich, a więc wszystkiego tego, czego mnie nauczono. Na jednym z obozów, gdy zobaczyłam, jak zaczęto niszczyć to, co wcześniej we mnie wpojono, jak nie przestrzegano świętej dla mnie zasady „Ojczyzna – Nauka – Cnota” oraz prawa harcerskiego, zniechęciłam się – mówi pani Halina.
Od nauczyciela do wizytatora
W czasach licealnych i studiów naturalne było, że młodzież żyła polityką, słuchała radia Wolna Europa, czytała nielegalne broszury paryskiej „Kultury”. Nauczycielska „Solidarność” zawiązała się, gdy pani Halina pracowała w Jedynce. Przystała do niej. Po wprowadzeniu stanu wojennego, gdy próbowano zdelegalizować „Solidarność”, przeprowadzano z nią rozmowy. Nie ugięła się. Jednak nie podpisując oświadczenia lojalnościowego, zamknęła sobie możliwość pracy w technikum mechanicznym, gdzie na wolny etat przyjęto innego nauczyciela. Potem karta historii odwróciła się. Zaproponowano jej pracę w SP nr 15, a ponieważ młodzież pani Haliny osiągała wysokie wyniki na egzaminach wstępnych, powierzono jej również funkcję doradcy metodycznego. – Hospitalizowałam lekcje młodych nauczycieli, obserwowałam i doradzałam, jak powinien wyglądać ich warsztat pracy. Chętnie przychodzili na moje lekcje, poznawali mój warsztat pracy, oglądali zajęcia pokazowe. Dziś brakuje chęci dzielenia się metodologią pracy, dlatego sprawność metodyczna wielu nauczycieli pozostawia dużo do życzenia – stwierdza Halina Misiak.
Prowadziła zajęcia ze słuchaczami filologii polskiej w raciborskim SN, a po jego likwidacji, krótko uczyła w Zespole Szkół Budowlanych, by następnie zostać wizytatorem Kuratorium Oświaty w Katowicach. Kontrolując licea w całym województwie, nabrała doświadczenia, zaczęła krytyczniej spoglądać na ich funkcjonowanie. – Widziałam świetnie działające szkoły w Katowicach, Mikołowie, Rybniku, dlatego przekonywałam naszych dyrektorów, że raciborskie placówki nie mogą odbiegać od najlepszych. Może nie wszystkim to odpowiadało, ale gdy odchodziłam na emeryturę, bardzo ładnie mnie żegnano, więc może nie było tak źle – żartuje.
Odnalazła się wśród miłośników ziemi raciborskiej
Po zakończeniu zawodowej aktywności pani Halina zaczęła się zastanawiać, jak spożytkować wolny czas. Ówczesny prezes Zbigniew Ciszek zaproponował jej współpracę z TMZR. Dziś pełniąc funkcję wiceprezes wspólnie z zarządem organizuje wiele ciekawych spotkań z niezwykłymi ludźmi. Obecnie zaś w 100. rocznicę wybuchu I wojny światowej Towarzystwo realizuje z partnerem niemieckim wspólny projekt. – Nasze działania to przede wszystkim prelekcje oraz wystawy ukazujące ziemię raciborską i jej mieszkańców w latach 1914 – 1918. Gromadzone są także materiały do książki, która ma się ukazać w drugiej połowie roku – wyjaśnia zaangażowana w przygotowanie projektu Halina Misiak.
Ewa Osiecka
– Dobra szkoła, dobre harcerstwo, dobre wychowanie, które zawdzięczam mojej mamie i tatusiowi, a także ludzie, których spotkałam, pozwoliły mi obiektywnie spojrzeć na rzeczywistość oświatową. Kiedyś często wyrażaliśmy krytyczne opinie na konferencjach. Dziś odpowiedzialni za oświatę milczą, a należy odważnie rozmawiać na niektóre tematy – przekonuje Halina Misiak.