Nie jestem dyrektorem przyniesionym w teczce
Rafał Lazar zostanie po wakacjach dyrektorem Młodzieżowego Ośrodka w Rudach. To nauczyciel katecheta oraz wychowawca młodzieży, pracuje w II LO i Zakładzie Poprawczym. Jest radnym powiatowym, reprezentuje RSS Nasze Miasto. Zostając szefem placówki podległej powiatowi będzie musiał zrezygnować z mandatu rajcy. Na stanowisku zastąpi Elżbietę Wyjadłowską, doświadczonego pedagoga. W rozmowie z Mariuszem Weidnerem mówi o okolicznościach w jakich wygrał konkurs i planach przyszłej pracy.
– Skąd decyzja by wystartować w konkursie na dyrektora MOW, ośrodka gdzie przebywa tzw. trudna młodzież?
– Jestem nauczycielem w placówkach oświatowych na terenie Raciborza. Pracuję m.in. w Zakładzie Poprawczym, już od 11 lat. Nabrałem szlifów w resocjalizacji i ta tematyka mnie interesuje. Studiowałem wcześniej teologię, później historię, a resocjalizacja to trzeci kierunek jaki podjąłem. Kształciłem się również z zarządzania. Na pewno przy decyzji o starcie nie chodziło mi o ciepłą posadkę, bo wiem jaka to trudna tematyka. Resocjalizacja młodych ludzi, którzy dorastając popełniają życiowe błędy jest dla mnie wyzwaniem. Ogłoszenie o konkursie zobaczyłem w II LO. Początkowo nie interesowałem się nim, ale pewnego dnia coś mnie natchnęło by spróbować. Uznałem to za misję do spełnienia nie myśląc w kategoriach „a nuż się uda”. Nie wstydzę się mojej postawy życiowej, religia katolicka jest dla mnie bardzo ważna i potraktowałem start w konkursie jako znak opatrzności. Ze złożeniem papierów zdążyłem na 10 minut przed ostatecznym terminem.
– Jaką wizję działalności placówki pod pańskim kierownictwem przedstawił pan komisji konkursowej?
– Współczesna młodzież z roku na rok staje się coraz trudniejsza. Wskazuje na szereg przysługujących jej praw, zapominając przy tym o swoich obowiązkach. Swoją postawą życiową będę starał się docierać do każdego z wychowanków. Jestem człowiekiem otwartym, stawiam na dialog. Zastanę ośrodek prowadzony przez doświadczonego specjalistę, jakość pracy ustawiono tam na wysokim poziomie. Nie zamierzam naruszać tego co udało się zbudować pani dyrektor Wyjadłowskiej. Jestem przekonany, że uda mi się kontynuować jej dobrą robotę. Przedstawiłem władzom powiatu koncepcję na 5 lat działalności. Pewną barierą będzie to, że jestem zupełnie obcy dla tamtejszego środowiska więc zakładam, że początkowo będę traktowany z dystansem. Stawiam na współpracę z każdym kto tego będzie oczekiwał.
– Czego może spodziewać się po panu młodzież z MOW-u?
– Chcę m.in. by bardziej zbliżali się do społeczeństwa. Szansę na to widzę m.in. we współpracy z placówkami kultury. Zapewniam, że staniemy się bardziej widoczni niż dotąd i myślę o aktywności nie tylko w gminie Kuźnia Raciborska, bo chcę wykorzystać swoje kontakty z Raciborza. Myślę o nowych kółkach zainteresowań, dogoterapii i wyjazdach w góry i na Mazury.
– Gdy portale internetowe podały newsa o pańskim zwycięstwie w konkursie internauci wpisywali komentarze, że wygrał pan bo jest radnym. Jak pan odebrał takie głosy?
– Osobiście nawet anonimowa krytyka mi nie przeszkadza, ale tego typu wpisy mogą źle wpłynąć na początek mojej pracy w ośrodku. Zapewniam, że nie jestem dyrektorem przyniesionym w teczce. W radzie powiatu zasiadam w opozycji, nie bałem się podejmować drażliwych dla władz tematów związanych z oświatą czy rynkiem pracy. Realizowałem tu interes wyborców i wiele ich spraw udało mi się zrealizować. Konkurs na dyrektora wygrałem rywalizując na równych zasadach. Wierzę, że internetowe głosy krytyki to tylko pogłoski i w pracy nie napotkam problemów.
– Udało się panu zaistnieć w samorządzie, to mógł być początek większej kariery jako radnego, a teraz musi pan z niej zrezygnować bo prawo wyklucza łączenia mandatu rajcy z pracą w powiecie. Nie będzie panu brakować tej części dotychczasowego życia?
– Nigdy nie stawiałem na taki typ kariery zawodowej czy społecznej. Startując w wyborach spełniłem prośbę Roberta Myśliwego, który chciał stworzyć mocną listę kandydatów. W swoim okręgu byłem rozpoznawalny, głosów zebrałem tyle by zająć drugie miejsce. Wszedłem do rady niejako w zastępstwie (w miejsce śp. Leszka Wyki). Później sytuacja w Naszym Mieście się zmieniła, ale uznałem, że nadal będę reprezentował to stowarzyszenie. Nie interpelowałem zbyt wiele, ale stawiałem na działania ciche, ale za to skuteczne. Wychodząc z rady zamknę ten etap życia i otworzę nowy. Dyrektorem się bywa, a ja przede wszystkim jestem nauczycielem i nim zostanę.
– Do tej pory nie kierował pan zespołem ludzkim i choć ma pan ku temu teoretyczne podstawy ze studiów to praktyki brakuje. Nie obawia się pan problemów na tym polu?
– Podjąłem się odpowiedzialnego zadania i chcę je wypłenić od deski do deski. Jestem konsekwentny w działaniu, udowodniłem to w moich aktualnych miejsach pracy. Nie kierowałem zakładem pracy, ale pojęcie o organizacji posiadam. Przez parę lat pełniłem funkcję dyrektora technicznego Przeglądu Piosenki Religijnej, imprezy o ogólnopolskim rozmachu. Rozkręcaliśmy go z Januszem Baranowskim, w latach 90. to było naprawdę duże przedsięwzięcie. Myślę, że dawałem radę. Tamta praca pozwoliła przeglądowi przetrwać do dziś. Poza tym co roku przeprowadzam powiatowy konkurs z wiedzy religijnej i organizuję pielgrzymki na 150 maturzystów do Częstochowy. Zmysł logistyczny posiadam, dyrektorowania się szybko nauczę.
– Dziękuję za rozmowę