Złośliwy przegląd miesiąca
Bożydar Nosacz
Co grozi radnemu podczas udoju krów?
Oj, narobiło się w raciborskim politycznym grajdołku, narobiło. A wszystko przez nauczycieli. Najpierw dyrektor Gimnazjum nr 5 niezbyt elegancko zapolował na uczniów. Prezydent Mirosław Lenk podobno odciął się na spotkaniu dyrektorów szkół od jego metod i uznał, że jest po sprawie. A tu nagle jego dwaj dotychczasowi koalicjanci czyli radni Andrzej Lepczyński i Franciszek Mandrysz publicznie zrugali go za rzekome faworyzowanie G5 względem innych gimnazjów. W domyśle, np. wobec G3, którego dyrektorem jest Norbert Mika. Tego ostatniego, jako rzekomego inspiratora krytyki, wskazał publicznie prezydent, czemu Mandrysz zresztą specjalnie nie zaprzecza. – Jestem tubą tych, co mnie wybrali i zawsze będę mówił to, o co mnie poproszą – przyznaje. Mam wątpliwości czy był to bardziej odważny akt lojalności radnego czy raczej usprawiedliwienie. Tuba bowiem, jak wiadomo, jest instrumentem dętym, sama muzyki nie tworzy będąc wyłącznie twórczym narzędziem tego, który w nią dmie. Tak czy siak „tuba”, która wymknęła się spod kontroli i wydaje nieproszone dźwięki przestała się podobać kolegom z koalicji. Radny Mandrysz ma być za karę odwołany z funkcji przewodniczącego miejskiej komisji budżetu i finansów, a cały wyrodny duet Mandrysz – Lepczyński wykluczony z grona rządzącej koalicji. Interesującą, polityczno-zoologiczną diagnozę sytuacji przeprowadził ponoć radny Henryk Mainusz zauważając, że „kiedy chce się wydoić naraz dwie krowy to trzeba się liczyć z tym, że któraś obesra”. Trudno przebić tę obrazową puentę, więc dodam tylko, że nie zawsze krowy są tak łagodne. Niedawno w Kijewie Królewskim, krowa rozwścieczona (prawdopodobnie) brakiem delikatności przy rozładunku wyrwała się z niewoli, sterroryzowała pół wsi i poturbowała chcącego ją uśpić weterynarza.
WC kontra WOK
Mimo patologicznej złośliwości znów muszę szczerze pogratulować pani burmistrz Kuźni Raciborskiej Ricie Serafin. Nie dość, że wyrwała Unii Europejskiej ponad 400 tys. złotych na stworzenie w Turzu wiejskiego ośrodka kultury to jeszcze biedula musiała tłumaczyć się niektórym radnym z tego, że gmina musi dołożyć do inwestycji swoje 300 tys. Wygląda na to, że niektórym na wyobraźnię podziałał dopiero argument, że więcej gmina wydała na kible w Rudach. Podczas ożywionej dyskusji nawet zazwyczaj odważny przewodniczący Manfred Wrona wyraził obawę, że przeczyta w gazecie nagłówek: Turze nie chce domu kultury! Panie przewodniczący, ja się boję że mogło być znacznie gorzej. Co pan powie na wielki czerwony tytuł „W Kuźni Raciborskiej g…. sobie robią z kultury!”
Poszedł Grzesiu do Gogolina
Przez te wszystkie „ryneczki Lidla” i „niskie ceny” w Biedronkach lekarzom poprzewracało się w głowach i nie chcą już leczyć po wsiach za jajka i rosołowe kury. Jedną z pierwszych ofiar braku zainteresowania medyków wioskami może być gmina Krzyżanowice. Sławomir Kunysz, dyrektor Samodzielnego Publicznego Zakładu Lecznictwa Ambulatoryjnego w Krzyżanowicach ostrzegał niedawno radnych przed groźbą zamknięcia kolejnych przychodni na terenie gminy. W czasie głoszenia tej apokalipsy na sali nie było ponoć wójta Grzegorza Utrackiego, ale jak tylko dowiedział się, że gminie grozi powrót do znachorstwa i leczenia zaklęciami postanowił działać. Narodziny strategii mogły wyglądać tak. Nucąc przy goleniu „Poszła Karolinka do Gogolina” wójt pomyślał: „a dlaczego nie spróbować”. I wybrał się do Gogolina, oczywiście nie z flaszeczką wina tylko „z wizytą studyjną”. Wizjonerstwo się opłaciło, bo w Gogolinie ponoć lekarze posłuszni jak baranki, a medyczna sława gminy przyciąga schorowaną ludność z całej okolicy. Wójt będzie więc ratował służbę zdrowia w gminie na modłę gogolińską, choć na razie uchylił radnym tylko mały rąbek koncepcji przyszłych działań zapowiadając tajemniczo, że „jak się chce to się da”. Niektórzy lekarze podobno są zdezorientowani, bo oni już przecież chcą od dawna, a wójt jakoś nie dawał ile trzeba.
Raz na 10 lat zrób to w Rybniku
Raciborska radna Krystyna Klimaszewska poprosiła prezydenta miasta by podjął starania o przywrócenie w Raciborzu punktu przyjmowania wniosków o wydanie paszportu. Mirosław Lenk jest za ponownym otwarciem takiego biura przy starostwie powiatowym i deklaruje wsparcie finansowe miasta. Jednak dla starosty Adama Hajduka takie postulaty to ewidentna kiełbasa wyborcza. Według niego prowadzenie punktu jest kosztowne, a raz na 10 lat każdy, kto potrzebuje paszport może pojechać w tym celu do Rybnika lub Wodzisławia. Bardzo podoba mi się ten sposób myślenia i zachęcam pana starostę, aby szedł za ciosem własnej logiki. Podobnie rzadko czyli raz na kilka lub kilkanaście lat przeciętny raciborzanin kupuje samochód czy łamie nogę. Można zatem spokojnie zlikwidować referat komunikacji i szpital. A zaraz potem starostwo, bo nie będzie już miało kompletnie nic do roboty. Oj, rozmarzyłem się…
Nie pij – szukaj piękna
Jako człowiek pijący, czyli potencjalny klient instytucji zajmujących się problemami alkoholowymi, z nadzieją i zainteresowaniem przeczytałem o metodach, jakimi w Rudniku walczą z chlaniem gorzały. Otóż tamtejsza gminna komisja rozwiązywania problemów alkoholowych ogłosiła konkurs fotograficzny pt. „Szukamy piękna wokół nas, aby miło spędzić czas”. Po chwilowym oszołomieniu finezją częstochowskiego rymu zacząłem się głowić, jakim cudem zrobienie zdjęcia jakiemuś drzewku czy ptaszkowi rozwiązuje problemy alkoholowe. Zwłaszcza, że nie znalazłem nigdzie wymogu, że piękne widoki należy uwieczniać na trzeźwo. W końcu wykalkulowałem, że cwana ta komisja i wyjątkowo perfidnie odciąga człeka od picia. Bo przecież podczas biegania z aparatem po chaszczach flaszka przeszkadza jak diabli. Albo się cenna ciecz wyleje, albo, nie daj Boże, butelka potrzaska. Zadowolony z odkrycia postanowiłem poczytać więcej o nowatorskich metodach zwalczania alkoholizmu na stronie internetowej urzędu gminy. A tam kolejna zagwozdka, bo informację o konkursie zdobi… urocza ławeczka. Nic tylko przysiąść, jak w „Ranczu” i otworzyć browara. Chyba jednak już zgłoszę się do komisji po pomoc, bo mnie się już wszystko kojarzy z jednym.