Nie mogłem uwierzyć, że tam jestem
Raciborzanin poleciał za Ocean. Spełnił życiowe marzenie.
Zwiedzał piramidy, jadł robaki i poznał latynoskie piękności – najlepszy urlop jaki dotąd przeżył Henryk Szramowski z Raciborza miał miejsce w Meksyku. Przebywał tam dwa tygodnie na przełomie maja i czerwca.
Szramowski to 39-latek, z zawodu stolarz ale od lat pracuje w miejscowej oświacie. W wolnych chwilach lubi podróżować i zwiedzać. – Nie usiedzę w domu – uśmiecha się. Od początku lat 90. pasjonują go zagraniczne wyjazdy. Wpierw był Berlin, wizyta rodzinna, a później Rzym i wycieczka po Włoszech. Następna wyprawa odbyła się do Skandynawii. Namówił go do niej znajomy i tak mu się spodobała, że długie lata była jego najciekawszym wyjazdem zagranicznym. Pan Henryk odwiedził też Izrael i Egipt, a regularnie udaje się z pielgrzymką do Medziugorie. Przez te wszystkie lata podróżowania po Europie marzył o wyjeździe do Meksyku. Podobnie jak ze Skandynawią „zaraził” go tym kierunkiem kolega z Katowic. Raciborzanin długo oszczędzał żeby polecieć za ocean i marzenie spełniło się 19 maja.
Lot do stolicy Meksyku odbył się dreamlinerem i był bezpośredni, z Warszawy. W ofercie dwutygodniowego pobytu znalazły się m.in.: zwiedzanie piramid, rejs po Morzu Karaibskim oraz pobyt w lasach tropikalnych. – I moje wymarzone Acapulco, o którym tyle słyszałem i znałem z telewizji – zaznacza Szramowski.
Podróż trwała 13 godzin i odbywała się przez Paryż a potem m.in. nad Nowym Jorkiem i Waszyngtonem. Nasz bohater był zachwycony panoramą tych miast widzianych z lotu ptaka. Egzotyczne wczasy zaczęły się w stolicy Meksyku. – To ogromne miasto, liczące 35 mln mieszkańców, to tak jakby całą Polskę zmieścić w Warszawie – uśmiecha się raciborzanin. Tam zwiedzając kościoły i zabytki natknął się m.in. na stoisko z polskimi produktami. Promowano na nim ozdoby z papieżem oraz alkohole. Okazało się, że to nie był jedyny polski akcent w podróży. Na jednej z dyskotek tańczono przy „Bałkanicy” zespołu Piersi.
Szramowski zatrzymał się w hotelu, który miał recepcję wielką niczym plac Długosza. – Przypominał mi Titanica, było tam 12 pięter – wspomina pan Henryk. Ogółem nocował w 8 hotelach i odbył 5 lotów samolotem w trakcie swej meksykańskiej odysei.
Z ciekawostek, które utkwiły mu w pamięci opowiada o zwiedzaniu miasteczka gdzie kręcono słynny film „Maska Zorro” z Antonio Banderasem oraz rezydencjach gwiazd filmowych, które widział podczas resju statkiem po Pacyfiku. Wrażenie zrobiły na nim nieustannie wysokie temperatury. Wiedział, że będzie gorąco ale, że 40 stopni ciepła będzie także nocą już nie przewidział.
Jedną z wycieczek w trakcie pobytu zorganizowano do wioski indiańskiej w sercu tropikalnego lasu. Plemię tam zamieszkujące było specyficzne, to potomkowie Majów. – Tam nawet małe dzieci raczą się alkoholem, co szokowało. Każdy turysta musiał mieć jakiś prezent do rozdania żeby móc przejść dalej. Musieliśmy bardzo uważać by nie naruszyć panujących tam surowych obyczajów. Miejscowi byli w stanie za najdrobniejsze uhybienie zatrzymać turystę i żądać wykupu. Żadna policja nie chciała wtedy się mieszać do sprawy – opowiada Henryk Szramowski.
Najważniejszym celem jego wyprawy były piramidy. I tu został mile zaskoczony bo liczył, że obejrzy z bliska mniej takich obiektów niż udało się zwiedzić. Szczególnie podobała mu się gigantyczna Kukulkan, licząca 91 schodów. Miniaturę takiej meksykańskiej piramidy chce zbudować teraz w przydomowym ogródku.
– Było tak fantastycznie, że gdybym tylko mógł to zafundowałbym takie wczasy każdemu kto chciałby wyjechać na wakacje marzeń. Sam na pewno wrócę do Meksyku, tylko trochę to potrwa zanim znów będzie mnie stać na taką podróż – podsumowuje raciborzanin.
(ma.w)