Czy Unia Europejska rozpadnie się?
Taki los prorokuje się jej co kilka lat, jednak pierwszy raz zagrożenie to staje się realne, gdyż rozmowy o wyjściu Wielkiej Brytanii nie są już mrzonkami, ale realnym programem politycznym partii, która wygrywa wybory i wprowadza do parlamentu swego kraju najwięcej posłów.
O powyborczej sytuacji politycznej w Unii Europejskiej oraz wyborach w Polsce do Parlamentu Europejskiego mówił Paweł Seruga z Regionalnego Ośrodka Debaty Międzynarodowej w Katowicach. Podsumowując wyniki głosowania, na spotkaniu w Klubie Olimpijczyka „Sokół” przedstawił seniorom z koła Centrum Racibórz m.in. interesujące spostrzeżenia dotyczące sytuacji politycznej państw w zjednoczonej Europie.
Jego zdaniem, kryzys w Unii rzutuje w bezpośredni sposób na jej przyszłość, np. kto za pięć, a może dziesięć lat pozostanie jej członkiem. Z drugiej strony wybory do europarlamentu były swoistym plebiscytem, który ukazywał, jak obywatele postrzegają rządzących w państwach mających się gorzej. Widać to np. w wyborach we Włoszech, gdzie obywatele, pomimo istniejącego również tam kryzysu demokracji, poparli urzędującego premiera. Hiszpanie natomiast niejako odmówili poparcia dużym partiom, nieradzącym sobie z bieżącą polityką i chętniej głosowali na małe partie. Odwrotnie więc niż w Polsce, czy u naszych południowych sąsiadów, w Czechach i na Słowacji.
Paweł Seruga przypomniał seniorom, że Parlament Europejski tworzy 751 posłów wybieranych przez obywateli Unii. Najwięcej mandatów mają Niemcy, którzy dominują liczebnie w Unii. Polska posiada 51 mandatów i to jeden z większych wyników w Europie. Wyprzedzają nasz kraj: Francja (74), Włosi i Wielka Brytania (po 73) oraz Hiszpania (54). Najmniej mandatów posiadają kraje małe. Estonię z Łotwą w Unii reprezentuje po ośmiu europosłów, a Maltę, Luksemburg, i Cypr po 6 posłów.
Po raz pierwszy eurodeputowanych do Parlamentu Europejskiego wybierano w 1979 r., od tego momentu wybory odbywają się co pięć lat. Wtenczas frekwencja wyborcza była największa, gdyż ogółem głosowało prawie 62 proc, w 2009 r., – 43 proc, a w 2014 r. – 43,09 proc. osób uprawnionych do głosowania. Wynik ten wskazuje, że do urn nie przystąpiła nawet połowa Europejczyków, biorąc pod uwagę, że w niektórych krajach, jak Belgia czy Luksemburg głosowanie jest obowiązkowe. Tam też była najwyższa frekwencja sięgająca 90 proc. Najsłabszy wynik padł na Słowacji, gdzie głosowało 13 proc. wyborców. W Polsce frekwencja wynosiła 22,7 proc., co uplasowało nas na czwartej pozycji od końca.
W ocenie politologa, kampania wyborcza była słaba i mało merytoryczna. Zapominano o tym, gdzie wybory się odbywają, dlatego spory dotyczyły kraju, a nie np. przyszłości Unii Europejskiej. Trwający od grudnia remis sondażowy pomiędzy Platformą Obywatelską a Prawem i Sprawiedliwością, zakończył się takim samym rezultatem w wyborach. PO uzyskała ponad 32 proc. a PiS niecałe 32 proc., co przełożyło się na taką samą liczbę, 19 mandatów. Ponadto 5-proc. próg przekroczyły: koalicja SLD-UP (5 mandatów), Nowa Prawica i PSL (po 4 mandaty).
---
Średnia wieku polskich kandydatów na posłów do PE wyniosła 44 lat. Na każdej liście musiało znaleźć się od 5 do 10 osób. Najmłodsi kandydaci mieli po 21 lat, najstarszy z Ruchu Narodowego – 89 lat. Pomimo tego partia ta skupiała najmłodszych kandydatów, średnia wieku na jej listach wynosiła 33 lata.
---
(ewa)