Człowiekolubność
Ks. Łukasz Libowski przedstawia
Raz po raz, ani rzadko, ani często, trafia się w tym naszym kieratowym zapędzeniu zdanie – zdanie niebanalne, zdanie cudowne – które olśniewa. W tym znaczeniu olśniewa, że niespodzianie uzmysławia nam jakąś prawdę, jakąś zależność w naszym życiu obecną, a dotąd jeszcze przez nas niezauważoną albo że naszą rozbieganą egzystencję, w jakimś aspekcie przynajmniej, zbiera, spina i, usiłując nadać jej sens, porządkuje, ukierunkowuje.
Otóż zdanie tego właśnie rodzaju – genialnego rodzaju – wynurzyło się przede mną z potoczystego, ujmująco swobodnego, nie mogę oprzeć się wrażeniu, że jakby jednym aktem, w ekstatycznym uniesieniu pisanego tekstu powieści „Król, dama, walet” Vladimira Nabokova. Wypowiada je tam, choć do niego, jak sądzę, nie bardzo pasuje, zupełnie jako uwagę poboczną, powierzchowny, zażywny i jowialny przedsiębiorca – milioner Dreyer, jeden z trojga głównych bohaterów. A brzmi ono tak: „Myślę, że to fascynujące: tajemnice, jakie odkrywa się w najzwyczajniejszych ludziach”*.
Spróbujmy, w trzech punktach analizując przywołane Dreyerowe – Nabokovowe – stwierdzenie, uchwycić, w jakimś skromnym zakresie chociażby, jego głębię. Co nam ono odsłania?
1.
Po pierwsze, że człowiek jest tajemnicą, że „(…) z tajemnicy przybywa i w tajemnicę odchodzi”, jak rzecz ujęła Maria Dąbrowska. Każdy człowiek, nie tylko ten nadzwyczajny, ten wielki, o którym nawykliśmy myśleć w ten sposób i któregośmy po prostu ciekawi, który nas intryguje. Także ten – proszę pozwolić, że się tak wyrażę: nie chciałbym nikogo urazić – najzwyczajniejszy, ten przeciętny, szaraczek jest tajemnicą, niesie z sobą i w sobie tajemnicę.
Co to znaczy, że człowiek jest tajemnicą? Znaczy to, iż, niczym góra lodowa dryfująca po oceanie, niewiele siebie ujawnia, zasadniczo pozostając zatopionym, schowanym, skrytym. Znaczy to, iż pozostaje nieodgadniony dla drugiego człowieka i że nie może być przezeń zrozumiany: nikt nigdy nie dotrze do tego, co w nim tak naprawdę drzemie i jaki on naprawdę jest. Znaczy to wreszcie, iż człowiek sam dla siebie jest zagadką, znakiem zapytania i że nie radzi sobie z samym sobą, nie mogąc do końca pojąć ani swoich uczuć, ani pragnień, ani myśli, ani czynów, ani motywacji. Dzieje się tak, gdyż przekracza samego siebie i jest od siebie oddalony.
Wydaje mi się, że jest to jedno z najwartościowszych i najbardziej autentycznych, tj. najbliższych rzeczywistemu doświadczeniu, spojrzeń na człowieka. Kimże jest? Czymże jest? Misterium, przepastnym, bezkresnym misterium, o którym im więcej, tym tak de facto mniej wiemy i o którym więcej musimy milczeć, aniżeli mówić, bo mowa misterium to gwałtownie skraca, uprzedmiotawia i niszczy.
2.
Cóż więc z tymi tajemnicami ludzkimi począć? Nic. Trzeba o nich wiedzieć i trzeba – dziś, kiedy „nie ma już żadnych tajemnic”, jak to gdzie indziej, w „Przezroczystych przedmiotach”, też nie bez słuszności zauważa Nabokov – dostrzegać je w ludziach. Trzeba wobec nich być pokornym i trzeba umieć je szanować, więcej: trzeba je czcić i kontemplować. A ponadto trzeba najnormalniej żyć, ponieważ życie jako takie – można, po drugie, wysnuć z konstatacji Dreyera – polega na wzajemnym odkrywaniu się tajemnic ludzi.
Życie albowiem nieuniknienie i niestrudzenie splata nasze losy z losami drugiego człowieka. Jeśli zatem poddajemy się jego naturalnemu porządkowi oraz jeśli pozwalamy się prowadzić naszemu wewnętrznemu wychyleniu ku bliźniemu – aby wychylenie to opisać, można przywołać słowa psalmu 42: „głębia przyzywa głębię” – wówczas nasza tajemnica zderza się, spotyka z tajemnicą drugiego człowieka. I tajemnice te przenikną się, powierzają się sobie. Trochę się poznają i po trochu się przed sobą odkrywają, pomału wzajemnie się sobą obdarowują. To obdarowywanie zbliża je do siebie, rodzi między nimi więź.
Odkrywanie, o którym tu mowa, niezmiennie jest, co ważne, tylko częściowe i fragmentaryczne. Człowiek azali nigdy nie umie, choćby bardzo tego pragnął, otworzyć się bez reszty. Zawsze w pewnej mierze, czy chce, czy nie, zostanie w cieniu, przesłonięty niewiadomą. Dlatego starczy go, by odkrywać go przez całe jego życie i jeszcze dłużej nawet – przez wieczność chyba całą.
3.
Życie pośród ludzkich tajemnic, będące w swej istocie niekończącym się ciągiem zejść z tym, co nas skrajnie przerasta, czego nie możemy w żaden sposób pochwycić, skoro tylko umiemy na nie tak właśnie patrzeć, okazać się może niemałą i fascynującą przygodą – oto, zdaje się, trzecia i najistotniejsza lekcja z Nabokovego Dreyera.
Zaiste, broczenie w misterium i bezustanne penetrowanie misterium będzie radosną frajdą, awanturą obfitującą w zaskakujące i niesamowite wątki, pełną tyleż niespodziewanych, co gwałtownych zwrotów akcji, jeśli tylko zrezygnujemy z dążności do upchnięcia owego mysterion w jakieś schematy, do opisania go w obszernej jakiejś narracji, jeśli damy się porwać – w końcu, czy się nam to podoba, czy nie, jesteśmy postmodernistami – jego niejednoznaczności i jeśli ucieszymy się jego wielotwarzowością i niewyczerpalnością. W przeciwnym wypadku zwariujemy.
Zafascynujmy się tedy tajemnicą człowieka. Bo dopiero „gdy ulegamy fascynacji (…) – powiadał pięknie o. Joachim Badeni – dopiero wówczas stajemy się godni miana prawdziwego człowieka”. Fascynacja człowiekiem wyzwala. Powstrzymuje od oceniania i sądzenia drugiego i wciąż każe czekać na kolejne – i wciąż kolejne i kolejne – jego objawienia. Bądźmy człowiekolubni, jak człowiekolubny jest Bóg. Człowiekolubność wszakże to humanizm.
* Kierując się tym, aby myśl, w moim oczywiście przekonaniu, zawarta w cytowanym zdaniu jak najlepiej wybrzmiała, pozwoliłem sobie w tymże zdaniu nieznacznie zmienić interpunkcję. W tłumaczeniu Leszka Engelkinga – Muza SA, Warszawa 2013 – zapisane zostało ono następująco: „Myślę, że to fascynujące, [!] tajemnice, jakie odkrywa się w najzwyczajniejszych ludziach”.