Podróż za jeden uśmiech
Miłośnicy przygód nie będą zawiedzeni. Jedni poczują dreszczyk emocji jadąc zabytkową lokomotywą, inni wracając do czasów dzieciństwa przy makiecie kolejki elektrycznej. Fani motoryzacji zobaczą unikalną ciężarówkę z 1936 roku, a dzieci spędzą aktywnie czas w Stacyjkowie. Atrakcji nie zabraknie. Wie coś o tym pies, który codziennie podróżuje tutejszą wąskotorówką.
Stacja Rudy
Jest słoneczny środowy poranek, a na parkingu przed stacją kolejki wąskotorowej w Rudach parkują obok mnie dwa autokary. W tygodniu jest tu i tak spokojniej niż w weekendy, gdy tłumy turystów chcą zobaczyć zabytkowa stację z przełomu XIX i XX wieku. Z odbudowanego budynku dworcowego, który podczas wojny uległ zniszczeniu, pozostały jedynie oryginalne piwnice. Udało się za to uratować lokomotywownię, która dzięki swej kolekcji maszyn parowych, lokomotyw i sali kinowej jest nie lada gratką dla zwiedzających. Stacja leży w samym środku przedwojennej 51-kilometrowej trasy łączącej Gliwice z Raciborzem. Dziś pozostał czynny jedynie 6-kilometrowy odcinek ze Stanicy przez Rudy do Paproci, ale pracują tu jeszcze kolejarze, którzy pamiętają czasy największej świetności kolejki wąskotorowej.
Maszynista Konrad Gładysz zaczął pracę w Rudach w 1976 roku. – Ruch był wtedy niesamowity, przez co kasa musiała działać całą dobę. Rano z Rud wyjeżdżały dwa pociągi osobowe i dwa towarowe. Pierwszy o 4.40 – mówi pana Konrad i sprawdza jeszcze dokładną godzinę w starym rozkładzie jazdy. Od kiedy w 1966 roku zawieszono przewozy pasażerskie z Rud do Markowic, kolejka obsługiwała już trasę tylko do Gliwic. – Najwięcej osób jeździło do pracy i szkoły. Kursowały wtedy składy z czterema wagonami po 40 miejsc w każdym, a chętnych było tylu, że od stacji w Bojkowie nie było już miejsc siedzących – tłumaczy pan Konrad. W stronę Raciborza jeździły tylko pociągi towarowe, które wiozły węgiel z kopalń na Górnym Śląsku, w drugą stronę transportowały między innymi żwir, piasek oraz drewno. – Nasza wąskotorówka obsługiwała elektrownię Zabrze, ciepłownię w Gliwicach, a węgiel z kopalni „Dymitrow” przez Bytom i Zabrze trafiał nią do ciepłowni w Sośnicy – dodaje maszynista. W latach 70. na stacji w Rudach pracowało około 100 osób. Naczelnikiem był Henryk Wojcieszek, a jego zastępcą Konrad Gładysz, który na emeryturze wrócił na stację do Rud i pracuje tu na pół etatu.
Z koleją związany jest też naczelnik stacji – Jarosław Łuszcz, który w PKP pracował 19 lat. – Od dziecka marzyłem o tym, żeby zostać maszynistą. Już jako młody chłopak robiłem makiety kolejek, a dziś oprócz rudzkiej stacji prowadzę też kolej wąskotorową w parku w Chorzowie, którą w czerwcu tego roku udało się uruchomić – opowiada pan Jarosław.
Niebawem stacja w Rudach będzie miała nowy wygląd. Za ponad 500 tysięcy złotych unijnej dotacji powstanie 15 miejsc parkingowych, a peron wyłożony zostanie kostką granitową. W budynku gospodarczym będą nowe toalety, przystosowane również dla osób niepełnosprawnych i prysznice. Całość zostanie ogrodzona i zamknięta elektryczną bramą. – Chcemy tu stworzyć odpowiedni klimat, taki nawiązujący do Baśni Andersena. Będą stylowe żeliwne latarnie, uchwyty na kwiaty i kosze. Turystom z pewnością się to spodoba – podsumowuje naczelnik.
O psie, który jeździ koleją
Wsiadamy do kolejki razem z grupą dzieci z Samborowic. Występująca w roli zawiadowcy Helga Gładysz daje znak lizakiem i ruszamy w trasę do Paproci. Razem z nami na kolejną wycieczkę wybiera się Mucha. Przygarnięta przez pracowników stacji suczka, jest dziś pełnoprawnym członkiem braci kolejowej i miłośniczką podróży, szczególnie w lokomotywie. Gdy maszynista daje charakterystyczny sygnał odjazdu, Mucha wskakuje na ławeczkę i z zainteresowaniem przygląda się krajobrazom. A jest co oglądać. Malownicza trasa przez lasy i most na Rudzie, gdzie często można zobaczyć kajakarzy, podoba się nie tylko turystom. – Przyjeżdżają tu często młode pary, żeby w romantycznej scenerii zrobić sobie zdjęcia i w pierwszą podróż poślubną ruszyć kolejką wąskotorową – tłumaczy przewodnik Bartosz Kozina, który towarzyszy mi podczas podróży. Jedziemy 20 km na godzinę, ale dzięki opowieściom pana Bartosza, przemieszczamy się też w czasie. Wszystko zaczęło się 25 marca 1899 roku, gdy na stację w Rudach wjechał pierwszy pociąg. Wtedy to był najwygodniejszy środek komunikacji pasażerskiej, ale prawdziwe rekordy zaczęto bić dopiero po wojnie. – W 1954 roku kolejka przewiozła ponad 1,8 mln pasażerów – mówi przewodnik, który oprowadzał wycieczki z Niemiec, Czech, Węgier, Francji, Anglii, a nawet Malty.
Stajemy na stacji w Paproci. Pierwsza wyskakuje Mucha, która wie, że maszynista musi odpiąć lokomotywę, dojechać nią do zwrotnicy i przepiąć do ostatniego wagonu, który w drodze powrotnej staje się pierwszym. – 2Ws50 to wiązarowa lokomotywa spalinowa o mocy silnika 50 koni mechanicznych, a dwójka z przodu mówi o tym, że jest ona przeznaczona na tor inny niż 600 mm. Rozstaw naszych torów to 30 cali pruskich, czyli 785 mm. Taki rozstaw był spotykany tylko na Górnym Śląsku – tłumaczy pan Bartosz. Korzystając z chwili postoju dzieci z obozu strażacko-turystycznego z Samborowic robią sobie pamiątkowe zdjęcie. Na moje pytanie czy podoba im się wycieczka słyszę chóralne Taaaak! I już po chwili, z Muchą na czele, wszyscy wskakują z powrotem do wagonów.
Pociągi pod specjalnym nadzorem
Jarosław Łuszcz zabiera mnie na wycieczkę po stacji. Oglądamy stare lokomotywy, trójkąt torowy do ich obracania, wagony i budynki byłych warsztatów naprawczych. Mijamy stary pociąg, w którym można zobaczyć wystawę czasową „Skarby lasów rudzkich” i autobusy szynowe, które trafiły tu spod Szczecina. – Prawdziwą perełką jest jednak parowóz, który otrzymaliśmy w darze od Zabytkowej Kopalni Srebra w Tarnowskich Górach. Przez trzydzieści lat stał u nich jako pomnik, a my go odrestaurowaliśmy i wrócił na tory podczas niedzielnych przejazdów – mówi pan Jarosław i dodaje: – Sama kolejka, bez dotacji z urzędu miasta, nie mogłaby się utrzymać. Musimy zadbać o dodatkowe atrakcje. W budynku dawnej wagonowni powstanie restauracja, w której będziemy serwować regionalną kuchnię. Ponieważ nasza kolejka jest na Szlaku Zabytków Techniki, pomysłem jest zainteresowany Remigiusz Rączka – tłumaczy naczelnik.
W budynku lokomotywowni oglądamy największą lokomotywę, która jeździ na wąskim torze. – Waży 30 ton i potrafi ciągnąć pociągi o masie do 800 ton. Używamy jej wtedy, gdy występuje zagrożenie pożarowe i parowóz nie może wjechać do lasu – wyjaśnia pan Jarosław i prezentuje nam lokomotywę parową Ryś oraz rodzynek na skalę światową, czyli elektrowóz wąskotorowy z 1896 roku. W pomieszczeniu obok powstaje sala kinowa, gdzie prezentowane są już filmy o tematyce kolejowej.
Oprócz ciekawostek historycznych, związanych z koleją, magnesem dla turystów mogą być też militaria. Ma tu bowiem swoją siedzibę grupa rekonstrukcji historycznych. – Odtwarzają często w weekendy czasy II wojny światowej. Mamy tu wtedy kuchnię polową, zasieki, koszary i pokazy broni – opowiada Jarosław Łuszcz i zabiera mnie w podróż po historii motoryzacji. Na niewielkiej polanie stoją stare samochody strażackie z Budzisk i Jankowic, tarpan i urzędowa nysa, która jeździła kiedyś w Czerwionce-Leszczynach. Największa jest ciężarówka wyprodukowana przez niemiecki koncern MAN w 1936 roku. – Od 1935 do 1940 roku wyprodukowano 2,5 tysiąca takich samochodów, ale nasz egzemplarz jest unikatowy – tłumaczy naczelnik. Nieopodal trafiamy na angielską lokomobilę z 1854 roku, znalezioną w Puszczy Kozienickiej. Odnowiona czeka na wymianę na lokomotywę np. w skansenie w Tarnowskich Górach.
Idziemy w kierunku dawnego magazynu paliw i smarów. – Szkoda, że pani nie widziała go wcześniej, był w takim stanie, że musieliśmy go po prostu odkopać – mówi naczelnik i prowadzi nas w dół po klinkierowych schodkach do bunkru. Teraz można tu oglądać makietę z kolejką elektryczną, która po uruchomieniu robi wrażenie nie tylko na chłopakach. – Współpracujemy ze Zdzisławem Kołodą z Rybnika. Niebawem będzie u nas prowadził lekcje, podczas których dzieci będą się uczyły sklejać modele. Zakupiliśmy już na ten cel wagon pruski z lat 20., w którym powstanie modelarnia – wyjaśnia Jarosław Łuszcz.
Mijamy kolejne lokomotywy i wagony, które czekają na remont, by wrócić po nim na tory. – Często bezmyślnie niszczy się zabytki techniki, nie doceniając ich wartości historycznej. My nie tylko ratujemy je przed złomowaniem, my dajemy im nowe życie – podsumowuje naczelnik.
Tekst Katarzyna Gruchot
zdjęcia Paweł Okulowski