Kolejarz w ciągłym ruchu
Europę przemierza pociągami szukając ciekawych tras i zabytkowych maszyn. Sprawdza nowinki techniczne, odkrywa połączeniowe absurdy i kolekcjonuje pamiątki związane z koleją. Taki jest pomysł Bernarda Cembrzyńskiego na emeryturę.
Kiedy mały Bernard zbudował na pracach technicznych skrzyżowanie świetlne, nie przypuszczał, że automatyką i ruchem kolejowym będzie się zajmował w przyszłości. Ale to właśnie z myślą o niej rodzice zdecydowali, że będzie się uczył w Technikum Kolejowym w Gliwicach. We wrześniu 1966 roku, tak jak inni koledzy, dostał kolejowy mundur, w którym od razu poczuł się lepiej. – Nie miał żadnych dystynkcji, ale dodawał splendoru. Robiliśmy sobie nieraz z chłopakami żarty. Gdy szła jakaś fajna dziewczyna, ruszaliśmy za nią w tych mundurach gęsiego. Frustracja u panien była ogromna – opowiada ze śmiechem pan Cembrzyński, który codziennie z Ornontowic do Gliwic dojeżdżał pociągiem. – Na tamtej trasie jeździły wtedy parowozy TKT 48, TY 42 z drewnianymi wagonami – wymienia jednym tchem mój rozmówca.
Pierwsze doświadczenia zawodowe pan Bernard zdobywał jako monter urządzeń zabezpieczenia ruchu kolejowego w Orzeszu, gdzie pozostał do 1977 roku. – To był ważny dla mnie rok, bo ożeniłem się i przeprowadziłem do Zawady Książęcej, skąd pochodziła moja mama. Zacząłem też nową pracę w Odcinku Sygnałowym w Raciborzu – wyjaśnia. Po 2 latach został zastępcą starszego zawiadowcy w Odcinku Urządzeń Sterowania Ruchem w Raciborzu. Później awansował na kierownika nadzoru liniowego. – Kiedy zaczynałem pracę, kolej miała najlepiej rozwiniętą sieć łączności. Na każdym większym węźle kolejowym działały automatyczne telekomunikacyjne stacje – opowiada pan Bernard, który jako funkcyjny pracownik kolei dostał pierwszy w Zawadzie Książęcej domowy telefon służbowy. – To był tzw. radiowy system łączności abonenckiej: antena na dachu, skrzynka w pokoju i aparat telefoniczny. Po wykręceniu zera mogłem się z niego połączyć z całym okręgiem katowickim. Skorzystali wszyscy sąsiedzi. Dzwonili po weterynarza gdy zachorowała krowa, po milicję gdy się bracia pobili i po pogotowie, gdy się zbliżał poród – wyjaśnia kolejarz i dodaje, że nie tylko łączność była na wysokim poziomie. – Najlepsze urządzenia, z jakimi miałem do czynienia to elektromechaniczne nastawnice niemieckiej firmy Siemens & Halske z 1912 roku, które pracują na nastawniach w Raciborzu do dziś. Były przez nas wielokrotnie przebudowywane, ale wciąż zapewniają bezpieczny ruch pociągów – podkreśla.
Największym zawodowym sukcesem pana Bernarda było uzyskanie państwowych uprawnień budowlanych, dzięki którym został inspektorem diagnostą urządzeń zabezpieczenia ruchu kolejowego i urządzeń łączności. To było w pełni samodzielne stanowisko, które, obok zbierania pamiątek związanych z koleją, dawało panu Cembrzyńskiemu sporo satysfakcji.
Przygoda kolekcjonerska zaczęła się przypadkowo, podczas rozbiórki budynku ekspedycji kolejowej i magazynu handlowego na stacji Racibórz Studzienna. Okazało się, że w piwnicy zamurowano wiele historycznych pamiątek, które pan Bernard odnalazł i postanowił zachować. Dziś główne miejsce w jego zbiorach zajmują niemieckie bilety kolejowe, druki, dokumenty i gazety. Jest też amerykański telefon firmy Western Electric z 1904 roku, który jeszcze w latach 60. był używany na kolei. Najciekawsze egzemplarze to pochodzący z 15 marca 1945 roku bilet z Wojnowic do Krzanowic lub Studziennej i bilet żołnierski trzeciej klasy z Rudyszwałdu do Raciborza. – Pamiętam, że gdy dojeżdżałem w latach 60. do szkoły, zakupione bilety jednorazowe trzeba było po wyjściu z pociągu oddawać konduktorowi lub wrzucać je do przeznaczonej na to skrzynki, która znajdowała się na stacji. W ten sposób odbywała się taka podwójna kontrola – opowiada pan Bernard, który mimo przejścia na emeryturę nawet na chwilę nie zwalnia. Pokazuje mi zdjęcia z uroczystości 150-lecia kolei w Rybniku, ostatniego przejazdu pociągu na linii Racibórz Markowice – Pszów i żałuje, że gdzieś mu się zapodziały te ze 110-lecia linii Suchdol n. Odrą – Budisov n. Budisovkou. W wakacje przemierza razem z żoną Europę w poszukiwaniu kolejowych ciekawostek. Parowozem pokonał odcinek z Karlshrue do Bad Herrenalb i 29 kilometrów wąskotorówką z Osoblahy do Třemešná. Odkrył też, że 19-kilometrowy odcinek z Głuchołaz do Nysy można przejechać koleją tylko przez terytorium Republiki Czeskiej. I nie ma w tym nic dziwnego, że jak ktoś całe życie przepracował w kolejowym ruchu, to nie usiedzi już na miejscu.
Katarzyna Gruchot