Chcesz się odstresować? Zacznij szydełkować!
Robótki ręczne ponownie wracają do łask! Coraz częściej słyszymy o gwiazdach, które próbują swoich zdolności w tej dziedzinie.
Na stronach modowych magazynów pojawiają się dziergane swetry, a w dobrze zaopatrzonych sklepach z tkaninami, możemy natknąć się na własnoręcznie obszywane firanki czy obrusy. Teresa Beska jest osobą, która doskonale zna się na robótkach, a argumenty wielu kobiet o braku czasu czy zdolności, obala, mówiąc: „Tu potrzebna jest tylko cierpliwość i trochę zacięcia”.
– Kto po raz pierwszy dał pani szydełko i włóczkę?
– Mama, zapisując mnie do szkoły podstawowej.
– To tam nauczyła się pani tworzenia tych pięknych rzeczy?
– Tam mnie zainspirowano, podając podstawowe wzory. Od tamtego czasu, każdą wolną chwilę przeznaczam na jakąś robótkę.
– Czy nauczyciele doceniali pani umiejętności?
– Nigdy jakoś specjalnie mnie nie chwalono, ale w okresie wystawiania najlepszych prac do gablotek, moje zawsze znikały. Pamiętam jak „zginęła” wyhaftowana przeze mnie chusteczka, która później pojawiła się na biurku nauczycielki. Jaka wtedy byłam dumna! (śmiech).
– Czy dzierganie pomogło kiedyś pani w życiu codziennym?
– Tak. W latach osiemdziesiątych, kiedy praktycznie niczego nie było w sklepach, a Pewex oferował ubrania o cenach przekraczających mój budżet, robótki „odziewały” całą moją rodzinę. Szłam do takiego sklepu, oglądałam wystawione ubrania, a w domu starałam się je odwzorować, dodając jeszcze coś od siebie.
– Skąd czerpie pani pomysły na swoje prace?
– Dużą rolę odgrywa tutaj wyobraźnia, natura oraz magia świąt. Na Boże Narodzenie zawsze staram się przyozdobić dom: aniołkami, gwiazdkami, dzwoneczkami czy bombkami wydzierganymi na szydełku. W Wielkanoc robię kury i jajka. Poza „sezonem” pomysłów dostarcza mi moja wnuczka.
– Pani wnuczka?
– Tak. Przychodząc do mnie z prośbą o zrobienie ubranek dla lalek, zawsze pokazuje mi modne fasony, kolory i coś innowacyjnego udaje nam się wówczas stworzyć. Oprócz tych ubranek robię dla niej czapeczki, szaliczki, rękawiczki i ciepłe kapcie na zimę.
– Czy tylko wnuczka jest obdarowywana pani małymi dziełami sztuki?
– Oczywiście, że nie. Moje prace goszczą także w domach najbliższej rodziny, znajomych, a był nawet dość długi okres, kiedy przyozdabiały kościelny ołtarz.
– Ile czasu potrzebuje pani na zrobienie takiego aniołka czy kury?
– Nigdy nie patrzę na czas. Z moją pasją jest tak, jak z jedzeniem czekolady: człowiek nigdy nie wie po jakim czasie zniknęła (śmiech).
– Rozumiem, że dzierganie sprawia pani przyjemność i nie jest nastawione wyłącznie na efekt końcowy?
– To co robię, daje mi przede wszystkim wiele radości i pozwala się zrelaksować. Polecam wszystkim zdenerwowanym szydełko i włóczkę! Jest to dla mnie jeden z najlepszych sposobów na ukojenie nerwów.
– Bazuje pani tylko na wzorach wcześniej poznanych czy komponuje pani coś nowego?
– Z kilku poznanych wzorów można stworzyć wiele nowych. To taka mała zabawa w kreatywność.
– Jaka jest różnica pomiędzy ubraniem nabytym z witryny sklepowej, a tym zrobionym samemu?
– Ubrania, które zrobimy sami, będą przede wszystkim indywidualne i niepowtarzalne. Nikt nie będzie miał takiej samej czapki czy szalika jak my. Często jest tak, że podoba nam się jakaś rzecz ze sklepu, ale coś byśmy w niej zmienili. Potrafiąc szyć, jesteśmy w stanie to zmienić. Stajemy się kreatorami.
Aleksandra Piwowarczyk