Osobliwości przyrodnicze Raciborza, których już nie ma
Prezentował na spotkaniu w TMZR dendrolog dr inż. Jan Duda. Z nuta smutku mówił o dziedzictwie przyrodniczo-kulturowym Raciborza, które w ostatnich latach szczupleje. Stając w obronie tego, co również już wkrótce może zostać zniszczone, przypomniał o wydanej w 2001 r. książce „Osobliwości przyrodnicze Raciborza”. Udokumentowano w niej to, co najcenniejsze w mieście, co pozostało po pokoleniu raciborzan z XIX i początku XX wieku.
– Dobór gatunków drzew i krzewów był zakrojony na skalę europejską. W Raciborzu pracowali ogrodniczy, którzy zatrudnieni byli również w wielu dużych miastach europejskich. Projektując zieleń, wiedzieli co posadzić żeby rosło w naszym klimacie. Miasto będąc w posiadaniu opracowania tych osobliwości, za które sporo zapłaciło, praktycznie z niego nie korzysta – ubolewał dr Duda.
Jego obserwacje poczynione w latach 90. zazębiały się z badaniami udokumentowanymi przez dr. Cezarego Pacyniaka. To, co uznano za największą osobliwość Raciborza zostało zniszczone w pierwszej kolejności. – Gdybym chciał pokazać wszystkie zdjęcia roślin, których już nie ma, trwałoby to kilka godzin. Cieszę się, że coś po sobie pozostawię, żałuję jednak, że publikacja nie odniosła zamierzonego skutku, bo pomimo że wiele osób ma ją na półkach, osobliwości przyrodnicze ciągle znikają. Na ogół są to potężne 120 – 150-letnie drzewa i stare krzewy – dodał dr Duda.
Do tych niezwykłych okazów należy sosna limba, po której suchy pień jeszcze stoi przy cmentarzu Jeruzalem. Naukowiec opowiada, że były tam kiedyś dwa takie drzewa. Ktoś jednak wymyślił w tym miejscu linię energetyczną, pomimo że na drugiej stronie nie brakowało wolnego miejsca. Limbę więc wycięto. Kiedy dr Duda zwrócił uwagę ówczesnemu szefowi wydziału ochrony środowiska, usłyszał: „Kto by tam jakieś sosny bronił”. Trzecia limba rosła w parku w Rudach. 13 grudnia 2010 r. powaliła ją potężna wichura. Osadzona na byłym torfowisku, miała płytki system korzeniowy, nie mogąc głęboko się ukorzenić, z całą metrową płytą przewróciła się.
Ostatnia, która ostała się w Raciborzu rosła i owocowała. Dendrolog ma nawet dziesięć wyhodowanych z niej dziesięcioletnich okazów. Zanim jednak zaowocują musi minąć co najmniej 80 lat. Następuje to bowiem ok. 100. roku życia drzewa, a okaz owocujący w mieście – to ewenement.
Raciborską limbę wykończono przez nieroztropność. Na tym cmentarzu dogorywają również inne bardzo ozdobne, ponad 100-letnie okazy drzew iglastych, rzadkie odmiany cyprysików – oskarża dr Duda miasto, o wydanie zezwolenie na ułożenie w ich pobliżu wadliwej nawierzchni, z której zimą woda z solą spływa na zewnątrz. – Limba rosła poniżej wjazdu na cmentarz. Zasolenie tak wzrosło, powodując zmianę pH w glebie, że drzewo nie miało szans. Limba rośnie w środowisku czystym, na kwaśnej glebie i jest bardziej wytrzymała na wapń niż inne sosny, ale soli znieść nie mogła i umarła. A wystarczyło położyć inną nawierzchnię i zakazać solenia. Jeśli wjazd na cmentarz nadal będzie posypywany solą zginą pozostałe piękne iglaki – wyrokuje dr Jan Duda.
(ewa)