BMW czyli jak bajkami mamić wyborców
Arkadiusz Gruchot
Jako przedsiębiorcę w tej kampanii wyborczej najbardziej denerwuje mnie bajanie o mitycznych inwestorach, którzy rzekomo uczynią z naszego miasta raj na ziemi. Można odnieść wrażenie, że bogaci frajerzy już czekają w blokach startowych by przenosić tu lub budować od podstaw swoje firmy, a przede wszystkim płacić nam po kilka tysięcy euro miesięcznie.
Jestem wdzięczny pani profesor Barbarze Piontek, która jako gość konwencji kandydata Dawida Wacławczyka, odniosła się również do tego wątku. Sens jej wypowiedzi jest taki, że inwestorzy nie są działaczami charytatywnymi, zatem inwestują przede wszystkim dla korzyści, a nie z pragnienia dzielenia się z ludzkością swoimi pieniędzmi. A poza tym, nie zawsze te wymarzone zagraniczne inwestycje przynoszą jednoznacznie dobre skutki. Język korzyści dla współczesnych firm składa się z kilku podstawowych słów: obniżanie kosztów (a więc poszukiwanie wydajniejszych technologii i tańszej siły roboczej), szukanie nowych (najlepiej z milionami klientów) rynków zbytu, dobre położenie komunikacyjne. Czym więc chcemy skusić BMW, Apple, General Electric lub innych potentatów? Dobrą kawą? I skąd wiara, że gdyby nawet się to udało, to będą nas wynagradzać jak Niemców czy Amerykanów, a nie jak Polaków czy Ukraińców? Oczywiście nie płacąc w tym czasie żadnych podatków i opłat do miejskiej kasy (wymuszone zwolnienia), a zyski transferując do swoich ojczyzn. Bo z takimi kolosami władze lokalne zazwyczaj mogą rozmawiać o interesach na kolanach albo wcale.
Dlatego proponuję, aby skończyć opowiadanie uroczych bajeczek o tym, jakich my tu nadzianych inwestorów ściągniemy. Nawet, jeśli wyborcy nie traktują ich całkiem poważnie, to upowszechnianie nierealnych wizji zachęca co najwyżej do wypatrywania manny z nieba, a nie do ciężkiej pracy i poszukiwania własnych, możliwych do realizacji, pomysłów. A ewentualne wsparcie i dobrą atmosferę niech władze oferują przede wszystkim młodym ludziom i przedsiębiorcom, którzy już tu działają. Jeśli oni będą się rozwijać, to będzie praca i dobre warunki do powstawania kolejnych mikro, małych i średnich firm. Idę o zakład, że nasze przedsiębiorstwa, w wyniku biznesowej kooperacji, ściągną do Raciborza więcej nowych firm z zewnątrz, niż ładnie ubrani młodzi urzędnicy czy złotouści kandydaci na prezydentów.