Diamentowe gody Flawiana i Sylwii Skorupów
Kuźnia Raciborska. W 1952 r. na weselu u swojego brygadzisty, młody Flawian Skorupa poznał Sylwię, kuzynkę panny młodej. Młodzi poczuli miętę i tak rozpoczęła się ich znajomość, która trwa do dziś, kiedy świętują 60-lecie swojego małżeństwa.
Przed ślubem spotykali się dwa lata. Przed kobiercem stanęli 13 listopada 1954 r. Sylwia przeprowadziła się później do swojego męża do Rudy nad Odrą. Tam mieszkali do 1965 r., po czym przeprowadzili się do Kuźni Raciborskiej. Wkrótce na świat przyszła ich córka. – Wtedy załatwiłem działkę i rozpoczęliśmy budowę domu – wspomina ojciec rodziny. Dom Skorupów był jednym z pierwszych jakie stanęły przy ul. Topolowej, przy której wówczas zamiast budynków rosły pokaźne, nomen omen, topole. Późniejszy wzrost liczby ich sąsiadów był spowodowany wzrostem zatrudnienia w RAFAMECIE i pomocy jaką zakład dawał pracownikom.
Kierunek Rzym
Przeprowadzka do Kuźni była szczęśliwa jeszcze z innego powodu. W 1965 r. Rudę nawiedziła kolejna powódź. Kiedy woda z Odry podchodziła pod domy, dobytek Flawiana i Sylwii Skorupów był już bezpieczny na wozach gotowych do przeprowadzki. Wszystko udało się ochronić przed żywiołem.
Małżonkowie przez lata pracowali i opiekowali się swoją rodziną i domem. Flawian po pracy w Gliwicach był zatrudniony w Azotach, aby od 1959 r. pracować w RAFAMECIE. Sylwia pilnowała dziecka, domu i małego ogródka, w którym hodowali jeszcze do niedawna mały inwentarz. Przez 45 lat, poza wczasami zakładowymi, nie ruszali się nigdzie z domu. Dopiero z okazji 45 lat małżeństwa pojechali na wycieczkę do Rzymu. – Wcześniej nie było na to ani czasu ani pieniędzy – tłumaczą.
Rytm życia
Dopóki było zdrowie to nie było aż tylu problemów – mówią zgodnie. Jednak nie lubią narzekać na swój los. Pan Flawian ceni sobie czas spędzony w szopce, gdzie nadal rąbie drewno na opał. – Lubię przebywać w ogóle z drewnem, bo jestem stolarzem. Nawet pan nie wie ile więźb dachowych w życiu postawiłem – mówi z dumą. Pani Sylwia do niedawna oddawała się swojej pasji – szyciu. Z tego też słynęła w okolicy, kiedy przychodzili do niej uszyć sukienki i inne części garderoby. Sama zresztą uszyła swoją suknię, w której poszła do ślubnego kobierca (widoczna na zdjęciu).
Oboje mają swój rytm życia, stałe pory posiłków, ulubione programy w telewizji, drzemkę, spokój. – W Kuźni Raciborskiej nam się bardzo podoba. Mamy blisko kościół, sklep, kilku znajomych. Na mszy z okazji naszego jubileuszu było tylu ludzi, że ksiądz powiedział, że jest prawie jak w niedzielę – mówią z satysfakcją. Z okazji diamentowych godów zjechała się też licznie rodzina, z którą jubilaci bawili się na weselu.
W stronę słońca
Co pozwoliło im tak długo razem wytrzymać razem? – Jeden drugiemu musi ustąpić. Myśmy sobie ślubowali, że jak będzie kłótnia to jedno idzie do ogrodu, a drugie do kuchni. W ten sposób dużo czasu nam zleciało – mówią z uśmiechem. – Kiedy byliśmy młodzi mówiłem do Sylwii, że chciałbym z nią iść w stronę słońca i się nie zatrzymywać. Ona się wtedy dziwiła i pytała co ja mówię, o co chodzi. Dziś dalej tak myślę, i nie wyobrażam sobie życia bez niej – kończy pan Flawian.
Marcin Wojnarowski