Strongman z Raciborza w drodze po mistrzostwo świata
Kilka miesięcy temu w wywiadzie dla „Nowin Raciborskich” zapewniał, że „zgarnie każdy puchar, który stanie mu na drodze”, teraz celuje w najważniejsze trofeum globu. 6 grudnia student Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Raciborzu Michał Tichanów wystartuje w Mistrzostwach Świata Strongman 2014 w Norwegii w kategorii do 90 kilogramów.
Michał Tichanów po ostatnich świetnych wynikach w krajowych zawodach, które w mediach ogólnopolskich przeszły bez większego echa, wypływa na szerokie wody. Czy nie są to jednocześnie wody dla niego zbyt głębokie? Czy ma szanse z powodzeniem zmierzyć się z najsilniejszymi ludźmi świata? Czy udźwignie presję tak wielkiego wyzwania? Pytań o przyszłość młodego strongmana pojawia się wiele, jednak sam zainteresowany zdaje się być spokojny o swój sukces. – Życzcie mi tylko zdrowia, resztę zrobię sam – mówi pewny siebie.
Wśród starych wyjadaczy
Gdy zobaczył nazwiska swoich przyszłych rywali, na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech. Jak wyznaje, nie poczuł strachu, ale zastrzyk motywacji, bo osoby, z którymi będzie się mierzyć, to najlepsi z najlepszych. – Uwielbiam duże wyzwania, a to jest ogromne. Stawka zawodów będzie naprawdę wysoka – przyznaje z ekscytacją w głosie zawodnik. Zaproszenie do udziału w najbardziej prestiżowej imprezie strongman na świecie już samo w sobie jest wielką nobilitacją. Dla Tichanowa, szansa wzięcia udziału w Mistrzostwach Świata 2014 w Norwegii jest o tyle niezwykła, że będzie nie tylko jedynym reprezentantem kraju startującym w kategorii do 90 kilogramów, ale także najmłodszym uczestnikiem w historii tych zawodów. – Różnica wieku między mną a większością zawodników wynosi siedem lub osiem lat, do najstarszych brakuje mi natomiast nawet piętnastu. Wiele osób zarzuca mi, że zbyt wysoko postawiłem sobie poprzeczkę, jak na tak młody wiek. Niech mówią co chcą. Ja się tym nie przejmuję, tylko idę cały czas do przodu – przekonuje dziewiętnastolatek.
Jeszcze rok temu zawodów mistrzowskich odbywających się na świecie nie dzielono na kategorie. W tym sezonie sytuacja ta zmieniła się diametralnie. Siłacze powalczą w kat. do 90 oraz do 105 kg., co bardzo cieszy Tichanowa. – Gdy nie było takiego podziału, zdarzały się sytuacje, że zawodnik ważący na przykład 90 kg., bardzo często musiał rywalizować ze strongmanem kilkadziesiąt kilogramów cięższym. Ta walka nie była ani równa, ani sprawiedliwa, bo wiadomo, że w tym sporcie masa odgrywa niemal kluczową rolę – tłumaczy były uczeń Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Raciborzu i wyjaśnia, w jaki sposób otrzymał powołanie na mistrzostwa. – W tym przypadku nie ma kwalifikacji czy turnieju, dzięki któremu można byłoby awansować na tego typu imprezę. Można powiedzieć, że zaproszenie na mistrzostwa świata to pewnego rodzaju nagroda za całokształt dotychczasowych dokonań. Wiem, że początkowo miał jechać inny zawodnik, jednak przybrał na wadze i nie udałoby mu się zejść poniżej 90 kg. do dnia rozpoczęcia Mistrzostw. Postawiono na mnie, ponieważ jestem w tej chwili najsilniejszym Polakiem w tej kategorii wagowej. Mam nadzieję, że jak już raz wezmę udział w tych zawodach, będę zapraszany na nie co roku.
Śladami Mariusza
Dzisiejszy wizerunek bohatera naszego artykułu może być mylący. Tichanów bowiem nie zawsze wyciskał sztangę czy przeciągał ciężarówkę. Sportem zajął się bowiem już w szkole w Kietrzu, skąd pochodzi. Pływał, biegał na krótkich dystansach (60 i 100 metrów), pchał kulą. W pewnym momencie zmienił jednak podejście – odkrył, że ćwiczenia na siłowni uszczęśliwiają go bardziej aniżeli uprawianie innych dyscyplin. W 2010 roku po raz pierwszy na poważnie zaczął trenować na, jak sam mówi, żelastwie. Pierwsze treningi na siłowni zbiegły się czasowo z największymi sukcesami Mariusza Pudzianowskiego. O jego wyczynach mówili wszyscy, a każde zawody z jego udziałem oglądały w TVNie setki tysięcy rodaków. To działało na młodych chłopaków, w tym na Michała Tichanowa. – Mariusz był moim pierwszym idolem i człowiekiem, który mnie motywował. Czasem nawet kilkanaście razy dziennie oglądałem filmiki z jego startów – wyznaje Michał. – To dzięki niemu zdecydowałem się zostać siłaczem, choć, prawdę mówiąc, dyscypliną strongman interesowałem się jeszcze zanim dowiedziałem się kim jest Pudzianowski – zaznacza Tichanów, którego pierwszym trenerem był wujek. – Zaproponował, abym z nim poćwiczył. Kupiłem ławeczkę, sztangę i hantle. Początkowo nie przyszło mi do głowy, że te treningi mogą stać się sensem mojego życia – nie kryje młody sportowiec i dodaje, że gdyby nie odpowiednie geny, o sukcesie w tym sporcie mógłby tylko pomarzyć – Natury nie da się oszukać. Niewiele jest osób stworzonych do tego, aby zostać siłaczami. Mówi się co prawda, że trening czyni mistrza, ale ta zasada w tym przypadku dotyczy wyłącznie ludzi o odpowiednich predyspozycjach – nie owija w bawełnę Michał Tichanów, który jest jedynym strongmanem na Raciborszczyźnie.
Mentalność zwycięzcy
Zarzeka się z całą stanowczością, że sięgnie po tytuł najsilniejszego człowieka świata. Na chłodno ocenia jednak, że prawdopodobnie nie uda mu dokonać tego na tym etapie kariery. – Gdybym dziś był kilka lat starszy i miał za sobą o wiele większe doświadczenie, to przy obecnej sile i dyspozycji miałbym spore szanse na triumf. Zawodnicy, z którymi będę się mierzyć w Norwegii to jednak światowa czołówka, a nie ludzie z pierwszej łapanki. Dlatego moim celem jest zajęcie miejsca w pierwszej dziesiątce – zdradza Tichanów.
Wyznaje, że nie odczuwa lęku ani niepewności, które osaczają wielu sportowców przed najważniejszymi zawodami. Jego znajomi twierdzą z kolei, że ma charakter, który pozwoli mu przetrwać wszystko. On sam próbując nazwać emocje, jakie towarzyszą mu podczas przygotować do grudniowych mistrzostw, wymienia euforię, ciekawość i uczucie presji. – To wszystko łączy się ze świadomością wielkiego wyzwania, przed którym stoję. Presja nie jest paraliżująca. Po prostu zdaję sobie sprawę z tego, jak wiele osób na mnie liczy. Nie chcę ich zawieść – przyznaje i podkreśla, że drzemie w nim wielka wola walki. – Moim atutem jest mentalność zwycięzcy. Jeśli mam cel, to dążę do jego zrealizowania. Nie rozglądam się wtedy na boki, nie poddaję się. Najbardziej pewny jestem tego, że w czasie zawodów, choćby nie wiem co się wydarzyło, nie wypalę się psychicznie.
W Norwegii siłacze rywalizować będą w siedmiu konkurencjach: apollo axel – podnoszenie nad głowę sztang, z których najlżejsza waży 110 kg., spacer farmera na czas z ciężarem 120 kg., martwy ciąg, czyli wyciskanie sztangi ważącej co najmniej 260 kg., bowiem przy każdej próbie zwiększany jest o kolejne 20 kg., tzw. viking press – wyciskanie na barki platformy o ciężarze 120 kg., tzw. loading race, czyli przenoszenie na czas kegów na platformę, gumowy koszmar, czyli przetaczanie 400– kilogramowej opony, i ostatnie zadanie – umieszczenie pięciu kamiennych kul na podest o wysokości 120 cm.
– Moim konikiem jest martwy ciąg, udało mi się kiedyś wycisnąć 300 kg., co, przynajmniej tak mi się wydaje, może być nieoficjalnym rekordem Polski – twierdzi strongman. Jak zapewnia, żadna z konkurencji nie powinna sprawić mu większego problemu, ale… – Mogą mieć małe kłopoty z belką, bo konkurencja ta wymaga świetnej techniki i utrzymania balansu, a to u mnie zawodzi.
Nie ukrywa, że nigdy nie trenował z użyciem kul, przez co trudno mu ocenić, jak czuje się w tym zadaniu. – Po prostu nie mam odpowiedniego sprzętu na którym mógłbym ćwiczyć. Brak dofinansowania na odpowiednie przyrządy to niestety bolączka wszystkich polskich strongmanów. W naszym kraju jest bardzo dużo zawodników, rocznie odbywa się kilkadziesiąt turniejów, ale ciągle brakuje sponsorów. Szkoda, bo umiejętnościami nasi krajanie dorównują najlepszym siłaczom świata – mówi z żalem Tichanów, który sam ćwiczy na zrobionym przez siebie, prowizorycznym sprzęcie. – Takie warunki wydłużają drogę do sukcesu. Gdybym otrzymywał konkretną pomoc finansową, byłbym w stanie w ciągu dwóch lat zostać najsilniejszym człowiekiem na świecie – przekonuje i dodaje z optymizmem: – A tak przyszły mistrz świata rodzi się z niczego, budując formę na… „złomowisku”.
Wojciech Kowalczyk