Piórem naczelnego
Mariusz Weidner - Redaktor naczelny Nowin Raciborskich
W każde święta Racibórz odwiedza mnóstwo jego byłych mieszkańców, którzy wyemigrowali do Niemiec. Przyjeżdżają często w towarzystwie swoich życiowych partnerów poznanych na obczyźnie. Jeden z nich zna Racibórz na przestrzeni ponad ćwierćwiecza, bo pierwszy raz ujrzał go w końcu lat 80. Spodobał mu się wówczas, ale jak cały PRL znacząco różnił się od standardów Europy Zachodniej. Uważa, że zmiany, jakim podlega Polska oraz Racibórz w ostatnim czasie są kolosalne i z reguły na korzyść. Ale jest jedno w czym wciąż rządzimy niepodzielnie – jakość żywności. Nie tej dostępnej w marketach, dobrze mu znanej z jego kraju, ale tej „swojskiej” – od chleba po wędliny. Miłości do raciborskiego jedzenia ów Niemiec nie zdradził odkąd je poznał. Każdy przyjazd do Raciborza traktuje jak święto i z lubością zaopatruje się w miejscowe produkty. Szczerze ubolewa, że rynek spożywczy zdominowały u nas Biedronki i sklepy innych sieci. Obawia się, że producenci „swojskiego” wkrótce przejdą do historii, bo widzi jak tłumnie raciborzanie odwiedzają sieciowe sklepy. Inny znajomy mówi, że czuje satysfakcję gdy odwiedzającą go rodzinę z Niemiec pakuje na podróż powrotną i w prezencie daruje jej raciborską żywność. Zupełnie na odwrót w stosunku do lat 80., gdy wywoziło się z RFN niedostępne w Polsce rarytasy, takie jak Nutellę czy czekoladę z orzechami. Tylko tamte produkty zalały nasz rynek i jest ich mnóstwo, a rodzime atuty spożywcze wypiera wielkopowierzchniowy handel. Warto wśród noworocznych postanowień rozważyć „lokalny patriotyzm handlowy” by za naście lat zagraniczni goście wciąż mogli nam pozazdrościć dobrego smaku.