Piórem naczelnego
Mariusz Weidner - Redaktor naczelny Nowin Raciborskich
W krótkim czasie Racibórz stracił dwie ważne postaci. Odeszli nagle, wprowadzając smutek w wiele serc. O śmierci rektora Szepelawego piszemy obszernie obok. Ja postanowiłem skreślić parę słów o koledze po fachu jakim był pan Władysław Płonka. W jakimś stopniu dzięki niemu jestem dziś w tej, a nie w innej roli zawodowej. W latach 80. ubiegłego wieku byłem uczniem szkoły podstawowej nr 11 (dziś w tym miejscu działa Gimnazjum nr 5) i wycinałem wzmianki o mieście umieszczane w Trybunie Opolskiej, Dzienniku Zachodnim albo Elektrodzie Raciborskiej. Pan Władysław prowadził wtedy zajęcia nazywane wychowaniem obywatelskim i wpajał mlodym ludziom zainteresowanie sprawami lokalnymi. Był lubianym nauczycielem. Pamiętam jak chodził z kolegami pograć w kosza do sali gimnastycznej SP 11. Przeciskał się wtedy przez dziurę w płocie, tak samo jak robiliśmy to my, siedmioklasiści. Minęło trochę lat i spotkaliśmy się w pracy dziennikarskiej. Cokolwiek by się działo na ziemi krzanowckiej on tam był i opisywał. Do końca robił to co lubił. Wymienialiśmy zawsze parę zdań, potrafił od czasu do czasu powiedzieć coś szczerze mocnego. Z takich rozmów w pamięci utkwiło mi jego stwierdzenie. Padło na corocznej imprezie wigilijnej dla starszych osób, w krzanowickiej Perle. Siedząc w gronie młodych dziennikarzy, z których każdy był w wieku jego dzieci, Władysław Płonka powiedział, że zazdrości nam tylko jednego – że jesteśmy młodzi. My mogliśmy mu pozazdrościć ciekawie przeżytego życia i sposobu na postrzeganie go z dystansem. Mawiał też, że nie wszyscy jego wychowankowie przyznają się na ulicy do swego nauczyciela, co potrafi rozczarować, a nawet zaboleć. Na mój ukłon zawsze mógł liczyć. Dziś robię go niestety po raz ostatni.