Piórem naczelnego
Mariusz Weidner, Redaktor naczelny Nowin Raciborskich
Wiele firm kusi nas usługami za symboliczną złotówkę albo zerowymi kosztami. To rodzaj wabiku na klienta. Ostatnio miałem sposobność na własnej skórze przekonać się o jakości usług sektora bankowego, który darmowe konta i zerowe koszty reklamuje na każdym rogu. Doświadczenia te skłoniły mnie do nowego zdefiniowania usług darmowych. Udałem się do dwóch raciborskich banków z zapytaniem o produkt z ich katalogu, o którym wcześniej przeczytałem na internetowych stronach placówek. W pierwszym z banków pracownica, wyglądająca na doświadczoną, musiała uzupełnić swą wiedzę na temat interesującego mnie produktu, czytając tę samą stronę internetową co ja, zanim przekroczyłem próg banku. Chcąc nie chcąc towarzyszyłem jej w tej edukacji. Gdy miałem już podpisać umowę na zakup okazało się, że produkt nie ma funkcji, o którą od początku pytałem. Opuściłem bank z niczym, żałując straconego czasu. Udałem się do drugiego. Muszę przyznać, że obsługa była tam bardzo miła. Zapytałem o produkt, owszem był, więc postanowiłem go kupić. Rozpoczęto procedurę sprzedaży i już miano ją sfinalizować, gdy okazało się, że jednak nie mogę kupić produktu z powodów formalnych. Dlaczego nie można było od tego zacząć? Straciłem niepotrzebnie czas i cierpliwość. Banki kuszą ofertami „za 0 zł”. Po moich wizytach wolałbym jednak opłat, nawet wysokich, ale niech towarzyszy im kompetencja ludzi, którym powierza się pieniądze. Bo ja odniosłem wrażenie, że klienta traktuje się na zasadzie: skoro nic nie płaci, to tyle samo powinien dostać.