Piórem naczelnego
Mariusz Weidner
Redaktor naczelny Nowin Raciborskich
Kiedy w sobotnie popołudnie chciałem zapłacić za zakupy, kasjerka zmierzyła mnie groźnym wzrokiem i stwierdziła, że mam banknot o zbyt dużym nominale, by wydać resztę. Rozłożyłem bezradnie ręce, bo były to jedyne pieniądze jakie miałem przy sobie. Pani z kasy zlitowała się i nie musiałem traktować należnej mi reszty jako przymusowego „napiwku”. To zdarzenie skojarzyło mi się z odległymi już czasami gdy w handlu to sprzedawca był królem dla klientów, a zasada „klient nasz pan” w ogóle nie miała zastosowania. Znajomość ze sklepową (zwłaszcza z mięsnego) albo kioskarką należała do najbardziej pożądanych kontaktów towarzyskich. Towar spod lady miał najwyższą wartość wycenianą nie tylko w złotówkach. Kto go zdobył był traktowany ze szczerym uznaniem. Mój przypadek przy kasie, gdzie kasjerka nie ma mi z czego wydać, skończyłby się odesłaniem mnie do okolicznych sklepów bym stamtąd przyniósł wyliczoną kwotę. Dziś sytuacja się odwróciła i scenariusz, w którym klient biega za drobnymi dla sprzedawcy mieści się w kanonach fantastyki. Pani, która zbeształa mnie za zbyt duży nominał tylko przez chwilę stawiała opór mentalny przed współczesnością. Mimo wyraźnej irytacji obdarzyła mnie służbowym „dziękuję” i „zapraszam ponownie” choć najchętniej powiedziałaby „przychodzi to i nie wie po co”. Takie drobiazgi dowodzą, że zmieniliśmy się jako kraj i jako ludzie, czego dowodów nie trzeba szukać zbyt daleko – wystarczy pójść do najbliższego sklepu. Okaże się, że jest nim market.