102 lata pani Henryki, która szuka kawalera
Lwów, Krzanowice. 15 lipca w Krzanowicach i Raciborzu było wielkie świętowanie. Pani Henryka obchodziła swoje 102. urodziny. Pensjonariuszka Zakładu Pielegnacyjno-Opiekuńczego opowiedziała nam w skrócie o swoim życiu i planach.
Pani Henryka pochodzi z Lwowa. Tam wychowywała się z pięcioma braćmi. Jej ojciec był dyrektorem tamtejszego browaru. Po ukończeniu szkoły młoda dziewczyna zakochała się w Józefie, polskim lotniku. – Ślub pokrzyżował moje plany. Chciałam iść na studia, zostać lekarzem albo dziennikarką. Moja mama się cieszyła, bo obawiała się, że zostanę zakonnicą – wspomina. Wkrótce młodej parze urodził się syn Wiesław. Rodzinną sielankę przerwał wybuch drugiej wojny światowej.
Cały dobytek w torbie
Józef był wysokim oficerem 6 pułku lotniczego. 1 września miasto zostało zbombardowane przez Luftwaffe. Większość ludności została ewakuowana, szczególnie rodziny wojskowych. – Pozwolili nam wziąć ze sobą worek z rzeczami pierwszej potrzeby. Zapewniali, że wszystko pozostanie zabezpieczone i gdy się uspokoi będziemy mogli wrócić do swoich domów – opowiada pani Henryka. Bezpieczne miejsce znalazło się na wsi pod Dęblinem. – Wczesnym rankiem obudził mnie dziwny hałas. Wyszłam na dwór i zobaczyłam na niebie sześć niemieckich samolotów zrzucających bomby na Lwów. Bardzo się bałam, bo mój mąż został w bazie wojskowej – przywołuje obrazy sprzed 76 lat. Józef szczęśliwie wyszedł z nalotu cało. Musiał wkrótce uciekać za granicę w obawie przed opresjami, ale i tak dostał się do niewoli. – Nie chcę więcej mówić o moim mężu, to historia zamknięta – zdecydowanie ucina temat pani Henryka.
Ciężkie czasy bezpartyjnej
Wraz z synem przeniesiono młodą matkę do majątku w Sarnach. Tam pozwolono im korzystać z dobrodziejstw ziemi, lecz nie zapewniono niczego innego. – Nie mieliśmy doświadczenia w życiu wiejskim. Poza tym brakowało wszystkiego, a pieniądze straciły swoją wartość. Kiedyś Wiesław podejrzał jak pewien kowal zajada jajecznicę. Widział jak pływają w niej grube skwarki. Zapytał mnie czy mu taką kupię. A my mieliśmy tylko dania z kartofli – relacjonuje dzisiejsza jubilatka.
Po wojnie matka z synem trafiła do Ryków, gdzie znajomi załatwili Henryce pracę i mieszkanie. – Był to teren działań Armii Krajowej. Oczywiście udostępniłam im swoje mieszkanie. Kiedy ja byłam w pracy oni znosili tam rannych, których operowali na stole w kuchni. Ich przywódcą był człowiek o pseudonimie Wulkan, który posyłał mojego syna po papierosy – wspomina.
Reszta rodziny z Lwowa przeprowadziła się do Kluczborka. Stamtąd zaprosili na święta Henrykę i Wiesia na Boże Narodzenie. – Pracowałam w zakładzie ubezpieczeń, ale byłam bezpartyjna. Dla takich ludzi były wtedy ciężkie czasy. Sekretarz dał mi tylko trzy dni wolnego na święta. Mówił, że mamy dużo pracy – przywołuje.
Brat Henryki był dyrektorem elektrowni w Kluczborku. Namawiał siostrę aby została z rodziną na dłużej, na Sylwestra. – Nie chciałam jednak robić problemów i gdy już się pakowałam do powrotu, przyjechała znajoma, która ostrzegła mnie, że moje mieszkanie jest pod obserwacją – przytacza wydarzenia z czasów stalinizmu. To był powód, dla którego już nie wrócili do Ryków. Rodzina z Kluczborka przeniosła się do Opola. Henryka pracowała w instytucjach związanych z ubezpieczeniami i służbą zdrowia. Mijały lata. Syn Wiesław kończył szkoły, rozpoczął pracę, założył rodzinę, przeprowadził się do Raciborza.
Czekam na kawalera
Przyjeżdżałam z Opola do syna przez wiele lat. Pomagałam mu przy wnukach, mieliśmy dużo radości. Tak trwało dopóki byłam samodzielna. Od roku kłopoty ze zdrowiem spowodowały, że przebywam tu, w krzanowickim zakładzie. Mój syn i jego żona sami mają już po 80 lat i swoje problemy – wyjaśnia studwulatka. Więzi rodzinne są jednak bardzo mocne. Dziś pani Henryka ma dwoje wnucząt, czterech prawnuków i jedną prawnuczkę, a od 9 miesięcy praprawnuka. – Tego najmłodszego jeszcze nie widziałam – uśmiecha się nestorka rodu.
Jak to jest mieć 102 lata? – Wcale tego nie czuję, raczej że mam sześćdziesiąt kilka. Najgorsze jest to, że zdrowie się psuje. Szczególnie wzrok i słuch. Choć akurat czasem lepiej wszystkiego nie słyszeć – rzuca z rozbrajającym poczuciem humoru. Pani Henryka chwali sobie personel Zakładu w Krzanowicach. – Przepiszę im chyba mój cały spadek – znów puszcza oko. Jej codziennymi przyjemnościami są spacery na świeżym powietrzu. Nie ukrywa, półżartem, że jeśli jest w okolicy wolny kawaler w jej wieku, to chętnie go zapozna.
Czy wie co może być przyczyną jej długowieczności? – Całe życie zamiast cukru używałam miodu. Jak miałam 91 lat to pewien profesor pytał mnie o to samo. Gdy mu powiedziałam o miodzie podobno zastosował to u swojej matki. Nie wiem z jakim skutkiem, ale trzeba uważać jak się ma cukrzycę – doradza.
– Całe życie, wszelkie wydarzenia starałam się brać z humorem. Choć nie wszystkim się to podobało, to uważam, że należy żyć zgodnie ze swoją naturą i jeśli tak czujesz, to figluj – brzmi przekaz, po którym jubilatkę na urodzinową imprezę zabrała prawnuczka.
W imieniu redakcji Nowin Raciborskich pani Henryce życzymy długich lat w jak najlepszym zdrowiu i samopoczuciu.
Marcin
Wojnarowski