Rodzina dopinguje najlepiej
Racibórz biega
Mariusz Rębisz zajął się bieganiem pod wpływem starszej córki. – Nie chciałem być gorszy – żartuje.
– Pomyślałem o regularniejszych treningach i starcie w którymś z krótszych ulicznych biegów – opowiada pan Mariusz, dodając, że pierwszy start w imprezie biegowej był efektem zakładu, jaki zawarł z kolegami w Sylwestra. Wybór padł na raciborski „Bieg bez granic”. – Te biegi mają swój niepowtarzalny urok. Dopinguje cię rodzina i znajomi. Właśnie w Raciborzu mam zawsze najlepszy czas – mówi.
Pobiegniesz i zapomnisz
Co jest w bieganiu najfajniejszego? – Trzeba samemu zobaczyć. Być może to, że człowiek się szybko do tego przyzwyczaja. Ruch staje się uzależnieniem. Każdy z nas ma problemy i masę obowiązków na głowie, a bieganie pozwala o tym wszystkim na moment zapomnieć. Wydzielają się hormony szczęścia. Żyje się jakoś lepiej – oceniają nasi bohaterowie.
Zapewniają również, że każdy może biegać. – Na pewno warto spróbować. Ale co ważne: nie powinno się myśleć o bieganiu i jego skutkach przed samym biegiem. Bo człowiek się albo za bardzo nakręci, albo zrezygnuje, bo stwierdzi, że nie da rady. Zaczną pojawiać się wymówki i w konsekwencji zostanie w domu na kanapie przed telewizorem. Najlepiej powiedzieć sobie: dziś biegam i kropka. A później się przebrać i wybiec z domu – radzi Mariusz Rębisz.
Wyśmienity debiut
W rodzinie Rębiszów bieganie nierozerwalnie łączy się z podróżami. – Po tylu latach wspólnych startów w różnych częściach Polski, nawet gdy planujemy urlop, sprawdzamy, gdzie w okolicy odbywać będzie się jakaś impreza biegowa – mówi z uśmiechem pani Agnieszka.
Pierwszy maraton Mariusz Rębisz przebiegł w wieku 40 lat w rodzinnym Krakowie. Później zdobył Koronę Maratonów Polskich. Dotychczas zaliczył dziesięć dystansów maratońskich. Ostatni w Wiedniu, gdzie w maratonie debiutowała jego żona. – Bałam się, że nie dam rady przebiec tak wymagającego dystansu. Wcześniej startowałam jedynie w półmaratonach i krótszych biegach, najwięcej na 10 kilometrów. Uzyskała jak na debiutantkę wyśmienity czas 3 godzin i 44 minut i 5 sekund. Pan Mariusz w Wiedniu złamał magiczną barierę 3 godzin, a dodatkowo ustanowił swój życiowy rekord: 2 godzin 57 minut i 50 sekund. – Teraz śmieję się, że nic już nie muszę, za to wszystko mogę – kończy z uśmiechem.
(r)