Aparaty Wiktora Luci mają swoją historię
Licząca prawie 130 aparatów fotograficznych i kamer kolekcja członka koła emerytów i rencistów Racibórz – Centrum Wiktora Luci, znalazła swe miejsce na wystawie w raciborskim Zamku Piastowskim. Ten niezwykły przegląd sprzętu obrazujący rozwój techniki fotograficznej na przestrzeni ostatnich kilkudziesięciu lat jest rezultatem pasji, której dało początek zamiłowania raciborzanina do fotografowania. Tłem do ekspozycji stały się zaś widokówki starego Raciborza ze zbiorów Grzegorza Nowaka.
– Zaczęło się od mojego zainteresowania fotografią. Zdjęcia nauczyłem się robić na ul. Stalmacha, w obecnym Młodzieżowym Domu Kultury, a dawnym Domu Harcerza, gdzie pan Prędki, pokazał nam jak fotografować. Zresztą również tam zrobiłem patent żeglarski – powiada o początkach Wiktor Lucia.
Kiedy przeszedł na emeryturę postanowił więcej czasu poświęcić swojemu zamiłowaniu do sprzętu fotograficznego. – Miałem już wtedy kilka aparatów, a każdy z nich to inna historia i związani z nią ludzie, z którymi zetknąłem się na swojej drodze: przyjaciele, znajomi, ale też osoby spotkane całkiem przypadkowo – wspomina. Jego aparaty pochodzą więc z Raciborza i okolicy: ze Starej Wsi, Ocic, Krzanowic, Krzyżanowic, ale też m.in. z Bonn i Heidelbergu. Jeden z ostatnich pan Wiktor przywiózł z Republiki Południowej Afryki, po której w tym roku podróżował. Kiedy już myślał, że będzie on zwieńczeniem jego kolekcji, po ostatnim ze spotkań emerytów odwiedził go sąsiad Józef Gurk i przyniósł kolejny historyczny aparat. – Kiedy przyszedłem na zamek, aby rozstawić kolekcję stojąca przy wejściu dziewczyna, wręczyła mi jeszcze jeden od znajomej z Niemiec – śmieje się kolekcjoner. W dniu wystawy otrzymał następne trzy aparaty, jeden z nich w trakcie uroczystości jej otwarcia.
Niektóre są bardzo cenne, np. Leica, wyprodukowana w 1972 r. z okazji Olimpiady w Monachium. – Być może właśnie nią ktoś robił zdjęcia w trakcie spektakularnego ataku terrorystycznego, który tam miał miejsce – zastanawia się Wiktor Lucia. Do ciekawszych należy polaroid należący do właścicielki szkoły baletowej, a ofiarował jej go mąż – ortopeda, z okazji 25-lecia małżeństwa. Na wystawie jest też aparat, którym nigdy nie zrobiono żadnego zdjęcia. Pochodzi z czasów kiedy organizowane były jeszcze wycieczki do byłego ZSRR, na Krym. Tam zaprzyjaźnione małżeństwo oszczędzając na wakacyjnych atrakcjach kupiło sobie wymarzony aparat. Po powrocie do domu schowali go w szafie niczym cenny skarb i zapomnieli o nim. – Znalazł się po 15 latach, podczas gruntownych domowych porządków – opowiada o swym nabytku ze śmiechem pan Wiktor. Uwagę przykuwa aparat z antenką, który nie tylko robi zdjęcia, ale służy jako radio. – Większość aparatów jest sprawna, ale są i takie, którymi nie można już zrobić zdjęć. Nie to jest jednak najważnejsze, liczy się model i historia, a tę posiada każdy z nich – zapewnia pan Wiktor.
Dziesięć procent z prezentowanych aparatów to własność pana Wiktora, które kupił i sam robił nimi zdjęcia. Gromadzi je w swoim „męskim” pokoju. Sprzęt fotograficzny zbiera intensywnie już 16 lat. – Nigdy za wszelką cenę nie starałem się mieć jakiegoś aparatu, zwykle to wola ludzi, których spotkam – podkreśla pan Wiktor.
Dodaje też, że fajnie mieć jakąś pasję, jakieś zajęcie, aby nie siedzieć przez cały dzień przed laptopem, w internecie. – Kto nie ma hobby, żyje połowicznie – przekonuje raciborski kolekcjoner.
(ewa)