„Wiedeńska” - zabawa w europejskim stylu
Maharadża zajadał się kluskami, Bronisław Pawlik nie pogardził śledzikiem, a Barbara Brylska i Jerzy Korcz podziękowania dla obsługi zostawili w „Książce skarg i zażaleń”. Raciborzanie woleli sobotnie dancingi, których atrakcją byli striptizerzy, iluzjoniści, a nawet para z pytonem. Bez dwóch zdań, w czasach socjalizmu z „Wiedeńskiej” wiało Zachodem.
W kolejce do stolika
Rozpoczęcie budowy lokalu gastronomicznego na rogu ulic Opawskiej i Wojska Polskiego przewidziano na rok 1977. Inwestorem była Spółdzielnia Mieszkaniowa, a wykonawcą Raciborskie Przedsiębiorstwo Budowlane. Ponieważ realizację inwestycji uzależniono od znalezienia użytkownika, dość szybko udało się podpisać stosowną umowę z Wojewódzką Spółdzielnią Spożywców Społem Katowice, której, po zmianie administracyjnej województw, podlegało raciborskie PSS Społem.
W maju 1984 roku zaczęła funkcjonować restauracja na parterze. Huczne otwarcie zaplanowano jednak w Sylwestra 1984/1985 roku. – Pamiętam, że wszystko robiliśmy dosłownie w ostatniej chwili. Tuż przed otwarciem drapaliśmy jeszcze żyletkami farbę z kafelek w łazienkach – wspomina Krystyna Szoen, która znalazła się w pierwszym składzie kelnerek. Uroczystość pamięta dokładnie kierowniczka lokalu Zdzisława Szyra. – To był bal na sto par, a miejsca były zarezerwowane zanim jeszcze lokal został otwarty. Bawiła się wtedy cała elita Raciborza a naszą niespodzianką dla gości były bukieciki kwiatów wręczane paniom przez portiera w przy wejściu – opowiada pani Szyra.
Lokal był piętrowy. Na dole znajdowała się restauracja na 100 osób oraz sala bankietowa na 20 osób, a na górze organizowano w weekendy dancingi, wesela, przyjęcia i imprezy zakładowe. Atrakcją restauracji na parterze był obraz architekta miejskiego Aleksandra Czeskiego, który przedstawiał „Lasek Wiedeński” i zajmował całą ścianę lokalu. – Pozowałyśmy do tego obrazu. Jest na nim mój biust i ręka mojej koleżanki – opowiada ze śmiechem pani Krystyna Szoen, a Zdzisława Szyra dodaje, że uśmiech i humor jej kelnerki łagodził obyczaje. – Jak się tylko zdarzył jakiś niezadowolony klient to wysyłałam tam Krysię. Ona radziła sobie świetnie w takich sytuacjach, nawet jak nie znała języka – mówi z przekonaniem kierowniczka. A klientów było tak wielu, że na stolik trzeba było zawsze czekać. – Otwieraliśmy o 12.00 a pod drzwiami już była kolejka. Kiedy było ciepło, uchylaliśmy drzwi na taras i zastawialiśmy wejście kwiatami. Stali bywalcy szybko się zorientowali, że jest to najkrótsza droga do stolika i nawet kwiatki nie stanowiły przeszkody – wspomina pani Szyra.
Do „Wiedeńskiej” wybierano tylko sprawdzonych i doświadczonych pracowników, bo z założenia miał to być najbardziej prestiżowy lokal w mieście. Na jego nazwę ogłoszono nawet konkurs. Załogę restauracji organizowała Zofia Bociuk, która miała zostać pierwszą kierowniczką lokalu. Zanim jednak go otwarto, pani Zofia z funkcji zrezygnowała i na jej miejsce weszła Zdzisława Szyra. W pierwszym składzie obsługi restauracji znaleźli się: Janina Urbińska (która później została zastępcą kierownika), kelnerzy: Krystyna Szoen, Jolanta Bartosińska, Magdalena Banaszak, Bernard Siedlaczek, Andrzej Pfeiffer, Zygmunt Szyra, Janina Siniakiewicz i Henryk Rzepka. Z kuchni „Hotelowej”, razem z jej szefem Stanisławem Niedzielą przyszli: Stefan Tomaszek, Feliks Kapinos, Alfred Kamradek, Grzegorz Krzyżanowski i Marian Solisz. Zastępcami szefa kuchni były Elżbieta Hemlich i Maria Weizer. Praca odbywała się w systemie trzyzmianowym.
Jak się kłaniać to do pasa
Nowością w lokalu był sposób podawania dań. Klienci nie dostawali zamawianych potraw na talerzach, tylko serwowano je przy stoliku z półmisków. Wymagało to dodatkowych umiejętności od kelnerów. – Kończyłam kurs mistrzowski w Opolu i swoje doświadczenie przekazywałam młodszym koleżankom – tłumaczy pani Krystyna i dodaje, że to właśnie w „Wiedeńskiej” obsługa zaprezentowała pierwszy szwedzki stół.
Załogę obowiązywały szyte specjalnie na zamówienie jednakowe stroje. – Zaprojektowałam kostiumy dla kelnerek, ale nie spodobały się w PSS-ie bo, według nich, za bardzo eksponowały biust. W końcu doszliśmy do porozumienia i w dekoltach znalazła się dodatkowa biała falbanka – opowiada rozbawiona Krystyna Szoen.
Dla niestandardowych gości szef kuchni „Wiedeńskiej” ustalał menu razem z biurem PSS-u. Mając do dyspozycji naprawdę skromne środki i jeszcze skromniejsze produkty potrafił zawsze wyczarować nawet najbardziej egzotyczne potrawy. – Mieliśmy Chińczyków, Hindusów, a nawet Japończyków. Przy tych ostatnich nieźle musieliśmy się nagimnastykować, bo za każdym razem, gdy coś podawaliśmy, oni wstawali i kłaniali się nam w pas, więc my z grzeczności odpowiadaliśmy tak samo – wspomina pani Krystyna. Szef kuchni Stanisław Niedziela dodaje, że Azjatom smakowały ciemne kluski i nasze zupy – barszcz z krokietem, kremy z pieczarek i zielonego groszku. Dużo zamieszania było z hinduskim radżą, który zjawił się na obiedzie z całą świtą. – Był wegetarianinem, więc serwowaliśmy tylko jarskie dania. Pamiętam, że jego służący przekrajał każdą kluskę, żeby sprawdzić czy nie ma w niej mięsa – opowiada ówczesna szefowa lokalu. Miał radża czego żałować, bo specjalnością „Wiedeńskiej” była golonka po beskidzku. – Piekliśmy ją w warzywach z czosnkiem i curry i podawaliśmy z duszoną kapustą z grzybami i ziemniakami – tłumaczy szef kuchni Stanisław Niedziela.
W wyjątkowych sytuacjach personel „Wiedeńskiej” był też wypożyczany. – Obsługiwaliśmy kiedyś na stołówce ZEW-u delegację z Wojciechem Jaruzelskim na czele – opowiada pani Szoen. – Mnie wyznaczono na osobistą kelnerkę generała. Ochroniarze kazali mi się rozebrać, zrewidowali mnie i obejrzeli centymetr po centymetrze – relacjonuje. Ponieważ Jaruzelski miał problemy z żołądkiem, przygotowano dla niego dietetyczne dania. Kiedy się jednak dowiedział, że wszyscy inni będą jeść roladę z kluskami i modrą kapustą postanowił odpuścić sobie dietę i popróbować śląskich specjałów. – Generał okazał się bardzo kulturalnym i szarmanckim mężczyzną. Podziękował za smaczny obiad i znakomitą obsługę i pocałował mnie w rękę – wspomina pani Krystyna.
Kochanieńka – setuchna i śledzik
W „Wiedeńskiej” stołowali się politycy, aktorzy, piosenkarze i wszyscy zagraniczni goście przyjeżdżający do raciborskich zakładów pracy. To był najbardziej prestiżowy lokal w mieście, robiony na wzór restauracji zachodnioeuropejskich. – Gości witał portier, którego zadaniem było nie wpuszczać tych nieodpowiednio ubranych lub podchmielonych – opowiada Zdzisława Szyra i dodaje, że udało się Krzysztofowi Krawczykowi, który wszedł do restauracji w krótkich spodenkach i koszulce. – Przyjechał z okazji 22 lipca z koncertem. Wpadł z 20-osobową ekipą na szybki obiad, bo bardzo im się spieszyło – opowiada kierowniczka. – Staraliśmy się podawać dania w ekspresowym tempie, a na koniec okazało się, że każdy z nich będzie płacił indywidualnie, więc nie wiem po co był ten pośpiech – dodaje. – Janusz Gajos powędrował od razu do kuchni, a Bronisław Pawlik miał proste zamówienie: Kochanieńka, setuchna i śledzik – relacjonuje pani Szoen. Koniaczkiem nie pogardziła Krystyna Giżowska, a kolacja Edyty Geppert przeciągnęła się do północy. Wszyscy chwalili potrawy, lokal i obsługę. Barbara Brylska i Jerzy Korcz zostawili nawet podziękowania w „Książce skarg i zażaleń”. W PRL-u każda placówka gastronomiczna musiała mieć taką książkę „w miejscu dostępnym dla klienta”. W praktyce to były druki ścisłego zarachowania, których prowadzenie odbywało się pod ścisłą kontrolą. – Jeśli klient wpisał jakąś skargę, to trzeba było na nią odpowiedzieć pisemnie na jego adres domowy albo w książce, jeśli adresu nie podał. Nieraz to była typowa grafomania – wyjaśnia Zdzisława Szyra. – Pamiętam taki wpis klienta, który twierdził, że w „Wiedeńskiej” zginął mu kaszkiet i żądał jego zwrotu – nawet jemu trzeba było odpowiedzieć – dodaje.
Restauracja była też prekursorką, jeśli chodzi o atrakcje na dancingach. Striptizerzy, tancerze, połykacze ognia, iluzjoniści, a nawet para z pytonem – takie pokazy były możliwe dzięki umowie podpisanej z Estradą Polską. – „Wiedeńska” była potentatem na rynku wesel, bo dzięki dużej sali na piętrze, która była na te okazje wynajmowana, mogliśmy prowadzić na parterze normalną działalność. Lokal prosperował znakomicie. Urząd Miasta i zakłady pracy często korzystały z naszej sali bankietowej przyjmując w niej zagraniczne delegacje. Gdy przyjechali do Rafako Chińczycy, wypożyczyłem od zaprzyjaźnionej kwiaciarki ikebany, żebyśmy mogli udekorować stoły do obiadu – wspomina ostatni kierownik restauracji Jan Kuchciński. Do „Wiedeńskiej” przeszedł z restauracji „Opawskiej” razem z tamtejszą szefową kuchni Elfrydą Mężyk. To właśnie jemu PSS Społem powierzyło zamknięcie lokalu, który w 1990 roku przekazano właścicielowi, czyli Spółdzielni Mieszkaniowej. „Nowoczesna” wynajęła budynek prywatnemu najemcy z Markowic.
Katarzyna Gruchot
Wszystkie osoby, które mogą uzupełnić informacje na temat historii PSS Społem autorka tekstu prosi o kontakt telefoniczny (32 415 47 27 wew. 14) lub mejlowy k.gruchot@nowiny.pl.
Kierownicy restauracji „Wiedeńska”
(otwarcie 1984 rok)
Zdzisława Szyra (1984 – 1988)
Jan Kuchciński (1988 – 1990)