Piórem naczelnego
Mariusz Weidner, Redaktor naczelny Nowin Raciborskich
Wybrałem się na niedzielną mszę do największej w mieście parafii. Trafiłem na taką, którą w przeszłości określano jako młodzieżową lub szkolną. Pamiętam z dzieciństwa, że spóźniając się na początek trudno było nawet o miejsce stojące. Cały kościół zapełniał się dziećmi – małymi, z podstawówki i tymi ze szkół średnich. Dorośli byli w zdecydowanej mniejszości. Ale te wspomnienia mają już ze 30 lat. W minioną niedzielę zobaczyłem tę samą świątynię przygnębiająco pustawą. Mimo, że się spóźniłem, bez problemu mogłem znaleźć miejsce siedzące. Jednak nie to nie mnie tak naprawdę uderzyło. Na mszy, która utarła się w świadomości mojego pokolenia jako młodzieżowa, młodych nie było prawie wcale. Wierni, którzy zasiedli w ławkach mieli po 50 i więcej lat. Do komunii wyszło wiele osób wspartych o laski. Parafia się zestarzała, ale czy aż tak wyludniła? Osiedla są przecież zastawione samochodami, pustostanów nie widać. To raczej zmiana światopoglądu następnych pokoleń. W niedzielę prędzej do sklepu niż do kościoła. Byłem kiedyś na niedzielnej mszy w Niemczech, gdzie w okazałym kościele ludzi było ledwie kilkunastu. W odniesieniu do dziś to było jak obraz z przyszłości, bo to co ujrzałem w okrąglaku napawa pesymizmem. Z prognozami jednak bywa różnie i wiele się przecież nie sprawdza. W kazaniu ksiądz mówił, że katolicy muszą być optymistami, a nie fatalistami. No to spojrzę na problem od tej jaśniejszej strony – przynajmnej tłoku nie było.