Zaglądają do pieca
Sprytne kontrole strażników
Swoją dezaprobatę wobec zapowiedzianych kontroli pieców przez strażników miejskich przekazał prezydentowi Lenkowi radny Leszek Szczasny. Włodarz bronił się, że chodzi o profilaktykę a nie o karanie.
Rajca opozycji nie kryje, że nie podobają mu się zapowiadane kontrole. Obawia się, że tak nie wyłapie się mieszkańców, którzy spalają w piecach odpady. Zażądał wyjaśnień od prezydenta, kto wymyślił taką formułę walki z niską emisją. Mirosław Lenk, który napisał doń odpowiedź zaczął od żartobliwego: Chodzi o to by gonić króliczka, a nie go złapać. Zaraz jednak spoważniał, bo L. Szczasny stwierdził, że problem traktuje poważnie. – To tak jak z akcjami kontroli trzeźwości. Skutek jest taki, że wszyscy są trzeźwi tylko w dniu zapowiedzianej kontroli. – Rozumując tym tokiem nie ma sensu pisać w sklepach, że są monitorowane tylko to ukryć i wychwytywać złdziei – oponował Michał Fita.
Mirosław Lenk zamierza robić zapowiedziane i niezapowiedziane kontrole przydomowych kotłowni. – To profilaktyka – podkreślił. Zaznaczył, że do tego dochodzą kontrole na interwencję.– Mieliśmy mnóstwo telefonów w tej sprawie. Codziennie odnotowuję konkretne wskazania, gdzie są palone śmieci – tam są mandaty. Szczasny skomentował ten fragment wypowiedzią swego sąsiada, który zadwonił do strażników, a ci spytali go czym konkretnie pali w piecu jego sąsiadka. Radny Krzysztof Myśliwy uznał takie pytanie za zakrawające na głupotę.
(ma.w)
Szkolenie z dymem
Radny Szczasny zasugerował by strażnicy przeszli przeszkolenie i nauczyli się rozpoznawać trucicieli po dymie z komina. - Na dobre szkolenie można pojechać albo możemy sprowadzimy kogoś konkretnego. W Krakowie się udało. Teraz czekamy na uchwałę sejmiku o zakazie palenia mułem i flotem w piecach - oznamił M. Lenk.